Patrzyło, jak małe latorośle Iskrzącego Kroku były zasypywane gratulacjami od Klanowiczów. Chociaż, może nie już takie latorośle? Sześć księżyców minęło tak szybko, jak drgnięcie ogonem, chociaż długo zajęło Jaśminowi wybranie mentorów dla nich. Na pewno chciało wytrenować osobiście jednego z nich i padło na Kalinkę. Gawronie Skrzydło w końcu otrzymało szansę od losu i przyjęła wyzwanie wytrenowania Słodkiej Łapy z pokorą. Lamparci Ryk to odpowiedni kandydat dla Fiolet, zaś Srocze Pióro... cóż, miało nadzieje, że chłopaczyna kiedyś zyska pewność siebie... albo spróbuje.
Tak, rodzice tych młodych uczniów na pewno odetchnęli z ulgą.
Tak jak oni, zastępca pokładali w nich spore nadzieje. To przyszłość ich społeczności.
— Widziałam, jak na nich patrzysz — zaczepiła ich Rdzawe Futro, jakby coś sugerowała. Dziwne, że po takim czasie mijania się w milczeniu raczyła się odezwać.
— Cieszę się, że wzmacniamy klan i wierzę, że wyrosną na zdolnych wojowników. Jak każdy szanujący się zastępca lidera klanu.
— Chciałabym, żebyś tak samo uwierzyło w nasze dzieci — mruknęła ponuro, co nie było codziennością, acz efektem wybrzydzania Jaśminu.
— Jeszcze nie zdecydowałom, czy będą "nasze" — I mówiło prawdę. To, że ich związek przeżywał kryzys przez ciążę Rdzawej, nie znaczy, że chciało tracić ukochaną.
— A poród coraz bliżej...
Jaśmin milczało. Nie miało ochoty powtarzać po raz setny tą samą dyskusję. Nawet nie wiedziało, co ma właściwie do powiedzenia. Musiało jedynie z pokorą przyjąć fakt, że wina leży po kaprysach obu kochanków, acz nie zmienia to faktu, że nie podobała im się wizja zostania rodzicem. Nie tak nagle.
— Chciałabym być z tobą. — Oh, w końcu to przyznała. — Ale nie mogę, jeśli nie chcesz mojego szczęścia.
— Nawet nie chcesz iść na kompromis — wypomniało im zastępca. A polegał jedynie na tym, że Jaśmin nie uzna kociaków za swoje, Rdzawa zajmie się ich wychowaniem, a i tak będą się spotykać.
— Marny ten kompromis, skoro nie chcesz być częścią mojej rodziny.
Nie słysząc odpowiedzi od Jaśminowego Snu, odeszła. Zostawiła ich w rozsypce i niemocy. Czemu musiała być taka uparta? Przez to brakowało im jej. Oto był gorzki smak samotności.
***
Iskrzący Krok stanęła na wyżynach, mając pod łapami wszystkie koty dostępne w klanie. Bacznie obserwowały liderkę, aż się nie zastanowi. Widocznie trzęsły jej się łapy i była zmieszana, a Jaśmin zaczynało się obawiać najgorszych scenariuszy, a nie pomagał fakt, że nie wiedziało nic wcześniej. Może znaleziono Mysi Krok? Albo okazało się, że jest nieuleczalnie chora. Cóż, fakty były znacznie gorsze i postawiły zastępcę klifiaków do pionu.
— Nie ukrywam, że bycie liderem Klanu Klifu to zadanie dość wymagające — urwała, spuszczając głowę. Głos jej drżał, jakby toczyła ze sobą bitwę wewnątrz, żeby nie wypalić czegoś niepotrzebnego. Cokolwiek mówiła, brzmiało tak niepewnie... — Służenie Klanowi Klifu było dla mnie czymś niesamowitym. Jednak będąc z wami zupełnie szczerą, nie czuję się w tej roli.
Jaśminowemu Snu podeszło serce do gardła. Przecież było na to za wcześnie!
— Dlatego chciałabym zrezygnować z posady lidera — kontynuowała, wskazując ogonem na nich. — Jaśminowy Sen przejmie moje obowiązki. Chciałabym, żebyście powitali waszego nowego lidera. Jaśminową Gwiazdę.
Na Iskrzący Krok napłynęła fala pytań, acz zignorowała je. Pierwszy Brzask oprowadził zmęczoną wojowniczkę do legowiska. Jaśmin również wycofało się przed gratulacjami, zanim ktokolwiek zdążył je złożyć.
Kiedy było już samo, wzięło głęboki oddech. Musiało spowolnić myśli. Zaczęło powoli odliczać do dwudziestu, a kiedy nie poskutkowało, do pięćdziesięciu. Nie powinno być tak źle, skoro właściwie już pełniło obowiązki Iskry, kiedy kotka zajmowała się swoimi kociakami. Wiedziało, co ma robić, tylko czasem bywało trochę ciężko - choćby sytuacja z Mysim Krokiem napędziła im sporo stresu i nie dawała zasnąć po nocach, a kiedy przyszło na podjęcie decyzji o poddaniu się, kamień wcale nie stoczył się z ich barków, a wręcz przybrał na rozmiarze. Wiedziało, że zawiodło i Myszka i cały klan. Przepadł. I nigdy nie wróci. Nie mogło nic już zrobić.
Kolejna seria wdechów i wydechów. Znów policzyło do pięćdziesięciu. Musiało odeprzeć te myśli i wybrać zastępce.
Najchętniej wybrałoby Pierwszy Brzask, ale kocur ma mały staż w klanie i do tego nie wytrenował jeszcze ucznia. Rdzawe Futro? Nie, to zdrajczyni. Niedźwiedzi Pazur byłby okej, gdyby nie był taki strachliwy. Może Cętkowany Ryś? Właściwie, nie miało z nią jakiś specjalnych relacji. To znaczy, że nie parzyła, ani nie ziębiła. Lecz znało ją na tyle dobrze, żeby stwierdzić, że jest uzdolnioną wojowniczką i do tego mądrą. Była też bardzo szanowana w klanie, gdyż można było na nią liczyć. No tak, wybór jest prosty.
Jaśmin postanowiło, że zwoła zebranie rano. Na razie powinno się przespać z tym wszystkim, o ile będzie w stanie zasnąć. Było w nich za dużo emocji - jakiś cień ekscytacji, że może coś zrobić dla klanu, ale w większości był to strach przed... wszystkim na raz. Odpowiedzialnością, bezradnością oraz zawiedzeniem.
Tym razem musiało zagrzać miejsce w legowisku lidera. Co za niezręczne uczucie, jakby w ogóle nie zasługiwało na przebywanie w tym miejscu. Ale jednak ułożyło się tam i musiało zasnąć, co przyszło im z trudem.
***
Znało to drzewo. Przebywało tam czasem wraz z Zimorodkowym Blaskiem. To tam kocur znalazł Orzełka, swojego przybranego syna. A teraz? Byli tam oboje - stali i uśmiechali się do Jaśminu. Nawet jeśli nigdy nie miało dobrych relacji z Orlą Łapą, z kocurów biło ciepło i sympatia. Nowemu liderowi napłynęły łzy do oczu. Tak tęskniło za "wujkiem"...
"Dlaczego naraziłeś swoje życie?", chciało zapytać. Ale Zimorodek ich uprzedził:
— Jaśminku — zaczął wojownik. — Jestem z ciebie dumny.
— Wujku... — wyszlochało.
— Ale jednego ci nie wybaczę — oznajmił z powagą. — Nawet nie dałoś szansy Rdzawemu Futerku. Jest w nich przyszłość Klanu Klifu.
Nagle z drzewa zaczęły spadać kocięta. Unosiły się na wietrze niczym płatki śniegu, a może nawet liści. Kiedy bez szwanku lądowały na ziemi, maluchy zaczęły dreptać w stronę Jaśminu. Było ich... dużo. Setki? Kilka setek? Jedno z nich przytuliło się do lidera.
— Zaufaj mi, Jaśminku. Nie bój się niczego, a będziecie szczęśliwi — powiedział na koniec i zniknął zza chmurą, która pojawiła się... znikąd? A wraz z nim Orzełek i reszta kociąt.
— Wujku, poczekaj! — Jaśminowa Gwiazda rzuciło się w pogoń, acz mgła zdążyła już zabrać stąd wujka Zimorodka. Czuło się zagubione, a przecież nie zdążyli porozmawiać!
Nastąpiło słońce i niebo już nie było takie ponure. Szalona atmosfera ustała, a w sercu Jaśminu miał nastać błogi spokój.
Zrozumiało, co powinno zrobić.
***
Choć Jaśmin zwoływało już klan przed swoje oblicze, to po raz pierwszy nie czuło się tak niepewnie. Dziwność tego uczucia była nie do opisania, a jednak wiedziało, że to nie jest coś negatywnego. Po raz pierwszy wiedziało, co powiedzieć.
— Klanie Klifu, miałom wystarczająco dużo czasu, aby przemyśleć swoją decyzję. Wciąż jestem w szoku po wczorajszym ogłoszeniu Iskrzącego Kroku, ale... pora iść naprzód. Jednak, żeby to zrobić, potrzebuję kota, bez którego ten proces się nie odbędzie. Kota, który jest odpowiedzialny, waleczny i zasługuje na docenienie — wzięło głęboki wdech. — Kochani, powitajcie Cętkowany Ryś jako swojego zastępcę.
Wybuchnęły wiwaty, a na zastępczynie wylała się fala gratulacji. Jaśmin samo zeszło porozmawiać z Cętkowanym Rysiem, acz zatrzymał ich Bluszczowe Pnącze.
— Potrzebuję cię, Jaśminie. — Można go podziwiać za ten stoicki spokój, mimo treści tej wiadomości. — A Rdzawe Futro bardziej.
— Co się dzieje?
— Poród.
Włosy Jaśminu stanęły dęba. Kazało się prowadzić do ukochanej natychmiast.
***
Lider i medyk zdążyli stracić uszy od wiecznych wrzasków, natomiast Jaśminowa Gwiazda nie mogli otworzyć oczu. Wciąż jednak trzymało kotkę za łapę. Zapomniało o sprzeczkach, zapomniało o humorkach ich obu... Teraz widziało w tych maluchach swoją rodzinę, mając z tyłu głowy sen o Zimorodkowym Blasku.
Żadne z nich nie musiało przepraszać. To nie miało teraz znaczenia. Oto przed nimi była przyszłość klanu, przyszli wojownicy. Trzeba wziąć za nich odpowiedzialność i je wychować. Te wtulające się w ciało matki, śpiące kotki...
Dadzą radę...
— To będzie Jarzębinka — Matka wskazała na jedno ze śnieżnobiałych kociąt. — Możesz nazwać pozostałą dwójkę.
— Zimorodek i Blask — To pierwsze, co im przyszło do głowy, ale... podobało im się.
— Słuchajcie, małe zarazy — Rdzawe Futro zwróciła się żartobliwie do maluchów, korzystając z faktu, że nie rozumieją ani słowa. — Przeszliśmy z ojcem trudną drogę, zanim pojawiliście się na świecie. Macie być grzeczni.
— Ojcem — Jaśmin zaśmiało się. — Brzmi absurdalnie, ale chyba muszę to zaakceptować.
— Rozumiem, że imiona nie są przypadkowe — zauważyła królowa.
— Miałom dziś koszmar z Zimorodkowym Blaskiem. Opętałby mnie i zabił, gdybym nie nazwało tak swoich kociąt.
— Co się tam działo? — spytała zaniepokojona Rdzawa.
— Zrzucił na mnie deszcz kociąt — wzdrygnęło się. — Nadal nie będę lubić kociaków, nie licząc oczywiście naszych.
Kotka zaśmiała się i kazała Jaśminowi ją przytulić. Szkoda było odmówić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz