Bylica szła spokojnie po otwartej przestrzeni w pobliżu bagien. Miała zamiar przejść się, a potem coś upolować. Z każdym dniem wiało coraz mocniej, więc kocica starała się unikać podchodzenia do drzew. Po drodze natknęła się na króliczą norę. Niedaleko niej nieświadome zagrożenia króliki skakały spokojnie. Ale tak naprawdę zagrożenia ze strony srebrnej kocicy nie było, ponieważ ta nie chciała na nie polować. Zbyt dobrze zapadła jej w pamięć wścieklizna oraz to, jakie zwierzęta ją roznosiły. Choć już od bardzo, bardzo dawna, nie spotkała żadnego wściekłego królika ani żadnego innego zwierzęcia zarażonego tą straszną chorobą, to wciąż miała się na baczności a jej królikowy post trwał nieustannie. Odeszła od nory, płosząc przy okazji jej właścicieli, którzy przerażeni weszli do innego ze swych tuneli.
Nagle błękitna zatrzymała się. Wciągnęła nosem powietrze.
Lisy.
Córka Sikorki wiedziała, że za rzeką są lisy, ba – raz widziała je w cieniu, gdy te warczały na odchodzące koty z Klanu Burzy, jednak od czasu zostania samotnikiem nie czuła nigdzie tak silnego ich zapachu. Kocica postanowiła jak najszybciej się ulotnić, nim rude zwierzęta zorientują się że jest w pobliżu. Szybko zawróciła i odeszła żwawym acz ostrożnym i cichym krokiem, aby przypadkiem nie zostać wykrytą przez drapieżniki o rudych kitach.
***
Bylica przeszła już dużą odległość, a intensywność odoru lisów zmniejszyła się znacząco.
Niespodziewanie wyczuła zapach krwii i dostrzegła mignięcie rudego kształtu. Czyżby to był lis? Nie, to co przebiegło gdzieś niedaleko było za małe jak na lisa. Srebrna przypadła do ziemi, aby nie zostać zauważoną. Nagle z za trawy wychynął rudy kocur. Był duży, jednak niższy od siostry Dzikiego Gona. Jego klasycznie pręgowane jaskrawe futro było pokryte szkarłatną cieczą. On sam omiatał wzrokiem teren, jakby czegoś szukając.
- Ktoś tu musiał być…– warknął, odsłaniając kły. Ciotka Tygrysiej Łapy utrzymywała bezpieczną odległość, przemykając w trawie, okrążając rudego kocura. Ten wysunął pazury, po czym zaczął rozglądać się w około. Długie i ostre szpony także wychynęły spod białego futra na łapach Bylicy.
Jeśli ją zaatakuje, to będzie gotowa się obronić. Dobrze widziała, że kocur nie był zbyt przyjemny. Na dodatek to, że był cały we krwi mówiło, że nie był to ten typ samotnika, który pogrozi powarczy i pójdzie.
- Kto tu jest! – syknął, kiedy usłyszał szmer w trawie. Najwyraźniej był zirytowany faktem, że nie może jej dostrzec, w końcu zagrożenie którego nie widzisz jest większe, niż to które możesz dostrzec.
- Najpierw ty się przedstaw. – powiedziała kocica bezbarwnym tonem.
Rudy rzucił się na trawę, jednak nie było tam już Bylicy. Tylko zapach mięty unosił się w powietrzu, gdyż kocica często tarzała się w mocno pachnących ziołach, aby jej obecność była trudniejsza do wykrycia. W końcu odwrócił głowę, aby powiedzieć w przestrzeń:
- Jestem Heniek.
Żółtooki ponownie rzucił się na trawę, jednakże tym razem trafił bliżej Bylicy.
Błysk pazurów.
Kocur odsunął się z zamkniętymi ślipiami. Krew spływała po jego mordce, jednak na szczęście dla niego jego oczy były całe i zdrowe.
Rozejrzał się w koło. Wiatr rozwiał trawę. Jednak błękitnej już tam nie było.
Jedno, chyba najważniejsze pytanie tkwiło w głowie Bylicy.
Czyją krew miał na sobie Heniek?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz