Czas jest jak woda. Płynie nieprzerwanie i nie zatrzymuje się. Cykl natury zawsze się powtarza, nie przerywa. Pora nowych liści, potem pora zielonych liści, następnie pora opadających liści i nagich drzew. I od nowa. I jeszcze raz. I jeszcze. I jeszcze. I….
I nim się obejrzała, Bylica miała już 63 księżyce.
To było aż nawet dziwne. Wciąż pamiętała jak była wojowniczką Klanu Burzy, jak była uczennicą, kocięciem, ale ten czas minął… jednak ona nie czuła się starsza. Czuła się tak jak wcześniej, poza ostatnią chorobą była całkowicie zdrowa, sprawna i silna. Nie chodziła głodna, sama zdobywała pożywienie. Uczyła się także nieustannie o ziołach, które były jedną z jej pasji. Srebrna kotka była już na poziomie medycznym, którym nie pogardziłby medyk klanowy. Spotkała samotniczkę imieniem Safona, która pokazała jej trochę ziół tym samym powiększając arsenał zielonookiej. Bylica polubiła starszą od siebie kocicę, jednak ich drogi rozeszły się. Był to tylko krótki epizod jej życia, choć będzie go na pewno pamiętać. Ona i Safona były nawet trochę podobne: obie duże, wysokie, ale także w każdej z nich był duch wolności i podróżnika, który mówił im, aby dalej przemierzały tereny, znane jak i nie znane.
Po upalnej porze zielonych liści w trakcie której Bylica często wchodziła do rzeki aby się schłodzić, nastała pora opadających liści. Ponownie zrobiło się chłodno, ciemne chmury zakryły niebo. Na dodatek z każdym dniem coraz bardziej wiało, dzięki czemu nie było na szczęście duszno. Jednak i to miało swoje wady, bo podmuchy potrafiły być na tyle silne, aby łamać gałęzie, które z trzaskiem spadały na ziemię. Siedzenie na drzewach było więc teraz niebezpieczne, jeśli te nie miały dziupli w której można by było się skryć.
Pewnego dnia, idąc tak jak zwykle spokojnym krokiem po terenach niczyich, Bylica dostrzegła kota. Błękitna podeszła bliżej. Jej oczom ukazał się cynamonowy kocur w cętki. Był bardzo niski, jednakże widać było, iż nie jest kociakiem, a już starszym osobnikiem.
- Co robisz na moich terenach? Najpierw tamta grupa z Owocowego Lasu, a teraz ty? – powiedział starszy samotnik.
- Jakie koty z Owocowego Lasu? – spytała Bylica. To mogło być ciekawe. O większej grupie kotów warto się było dowiedzieć.
- Odejdź z mojego terenu. – powiedział dobitnie cynamonowy, stając z uniesioną głową przed znacznie, znacznie wyższą od niego długonogą kocicą.
- Odejdę, ale powiedz coś więcej o tych kotach z Owocowego Lasu. – powiedziała srebrna do samotnika. Ten po chwili w końcu się odezwał.
- Może wiesz co to są Klany. Koty Owocowego Lasu kierują się podobnymi zasadami, ale jednak nieco innymi. Ostatnio odeszli ze swojego terenu i przenieśli się do starego obozu Klanu Lisa, przez co nie mogę pójść na część moich terenów.
- To dość niesprawiedliwe. – stwierdziła Bylica. Wiedziała, gdzie był stary obóz Klanu Lisa dzięki dawnej przeprowadzce na drugą stronę rzeki za kociaka. – Dziękuję za informację. Już sobie idę z twoich terenów. – dodała. Odchodząc jeszcze raz odwróciła głowę i powiedziała przez ramię. – Ach, i nazywam się Bylica.
- A ja Psia Łapa, a teraz idź mi stąd. – powiedział zniecierpliwiony starszy kocur.
Psia Łapa… przecież to było klanowe imię…. Coś czuła, że ten kocur nie był ot takim sobie samotnikiem. Pewnie kiedyś należał do Klanu, ale odszedł lub został wygnany. Ciekawiło to Bylicę, ale postanowiła nie zawracać sobie tym teraz głowy. Odeszła z terenów samotnika, po czym znów ruszyła w trasę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz