*ostatnia zima*
Bylica szła spokojnie po otwartej przestrzeni przykrytej śniegiem i lodem. Mróz nie miał zamiaru litować się nad kotami tej pory nagich drzew. Było zimno, jednak to nie zrażało srebrnej kocicy. Niebieska szła niestrudzenie dalej, przy okazji oglądając sople lodu zwisające z gałęzi krzewów i drzew, ptaki jedzące owoce jarzębiny póki jeszcze nie zapadł zmrok.
Idąc tak, zastanawiała się, co u jej najbliższych. Co u Narcyzowego Pyłu i Jeleniego Kopytka. Była ciekawa, jakie imiona dostali synowie jej cętkowanego przyjaciela. Jałowy Pazur? Sasankowy Skok? A może Jałowa Rzeka i Sasankowy Szlak? A może Jałowa Ścieżka i Sasankowy Kwiat? Sasankowy Lot i Jałowa Stopa? Miała nadzieję że rządy Piaskowej Idiotki nie przeszkodziły im w zostaniu wojownikami, lub jednemu z nich zostania medykiem a drugiemu wojownikiem. No bo kto wie, czy któryś z nich w trakcie życia nie zmienił ścieżki? A może odeszli z klanu? Albo zostali wygnani tak jak ona? Może i nie poznała dwóch kocurków za dobrze ale byli to synowie jej kuzynki oraz przyjaciela, przyjaciela, który był jednym z niewielu bliskich jej kotów z Klanu Burzy.
Kiedy doszła do drzewa którego dużą przestronną dziuplę tymczasowo zamieszkiwała, wybiła się z tylnych łap po czym wbiła w jego zamarzniętą korę swe długie pazury. Kiedy dotarła na gałąź rośliny zaczęła spokojnie wyczekiwać na to, co miało nadejść. Ułożyła się w nieco wygodniejszej, bardziej leżącej niż siedzącej pozycji. Kiedy księżyc pojawił się na nieboskłonie, a na ciemnym niebie zaczęły migotać gwiazdy, Bylica spojrzała na tarczę księżyca. Księżyc. Czym był? Skoro gwiazdy to przodkowie, to czym były księżyc i słońce? Może księżyc to inne miejsce spoczynku zmarłych kotów?
Nagle, ni stąd ni z owąd, rozmyślania błękitnej kocicy zostały przerwane przez huk w powietrzu. Od razu po nim białołapa dostrzegła fajerwerki rozbłyskające na niebie.
Na to właśnie czekała.
Każdej pory nagich drzew od wygnania obserwowała fajerwerki. Tradycji musiało stać się zadość.
Pamiętała, jak ostatni raz oglądała fajerwerki w Klanie Burzy. Na tym samym drzewie, na którym widziała je pierwszy raz wraz z Pląsającą Sójką. To drzewo było dla niej ważne, mimo to, iż takich było pełno. Dla niej było po prostu wyjątkowe, nie do pomylenia. Bylica przypomniała sobie jak jako samotniczka oglądała fajerwerki pierwszy raz od odejścia z klanu. Rozmyślała wtedy o tym, że już wspomnianego drzewa, jak i grobu Pląsającej Sójki, Sikorki czy Orzechowego Futerka póki co nie odwiedzi.
Bylica przeniosła z powrotem swą uwagę na świetlne widowisko. Różnokolorowym rozbłyskom jak zwykle towarzyszyły huki. Oglądając poczuła, jakby ktoś obok niej był. Rozejrzała się na boki. Nikogo jednak nie dostrzegła ani nie wyczuła w pobliżu, nie usłyszała też niczego podejrzanego choć kiedy fajerwerki pojawiały się na niebie na dźwięki lepiej nie było się zdawać. Srebrna kocica uśmiechnęła się. Miała przeczucie, że to Pląsająca gdzieś obok niej jest i też ogląda fajerwerki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz