*jeszcze przed porą nagich drzew*
Bylica obudziła się, po czym przeciągnęła, wysuwając swe długie, ostre pazury, i ziewając. Był bardzo wczesny ranek, słońce jeszcze nie wzeszło na niebo. Tylko delikatne światło na horyzoncie zwiastowało, że noc zaraz się skończy, ustępując miejsca świtowi. Zielonooka przystąpiła do czyszczenia swego półdługiego futra. Wylizała swą klatkę piersiową, potem zabrała się za grzbiet, czoło, boki głowy, uszy, pyszczek, białe jak śnieg łapy, lodowato niebieski nos, aż w końcu po skończeniu pielęgnacji nóg doszła do swej dumy – długiego, pasiastego ogona z bardzo ciemną, prawie czarną końcówką. Pieczołowicie czyszcząc ogon rozmyślała. Niedługo miała nadejść pora nagich drzew. Będzie mogła bawić się śniegiem! Jak na razie jednak była wietrzna pora opadających liści, choć na szczęście na obecną chwilę za bardzo nie wiało, co było wytchnieniem dla dzikich zwierząt i nie tylko, choć pewnie nie dla wszystkich. Wysoka kocica po skończeniu czyszczenia swej dumy wstała, prostując swe długie nogi, po czym ruszyła w losowym kierunku. Chciała coś upolować, gdyż nie zostawiła sobie za wiele z poprzedniego dnia. Mimo tego wyglądała bardziej, jakby spacerowała, niż polowała. Jej ogon zakręcał w powietrzu, co mogło spłoszyć potencjalne ofiary, ale ona się tym nie przejmowała. Zaczęła się skradać dopiero, kiedy wyczuła zapach zwierzyny. Przeszła pewien kawałek, dzięki czemu dostrzegła pulchną nornicę. W sam raz na śniadanie. Kiedy była już odpowiednio blisko, skoczyła. Szybko upolowała zwierzątko, po czym zjadła je. Po chwili spostrzegła inną, nieco mniejszą nornicę. Nie upolowała jej jednak. Po co miała teraz ją zabijać, skoro właśnie się najadła. Niespiesznie ruszyła dalej. Nagle natrafiła na miętę, postanowiła więc ją wykorzystać. Zerwała trochę po czym wytarzała się w niej. Było to korzystne, gdyż teraz jedynym co było od niej czuć był zapach rośliny. Idąc dalej dostrzegła kocie ślady. Zaczęła się skradać, aby jakby co nie zostać od razu zauważoną. Po pewnym czasie dostrzegła samotnika, jednak zamiast obserwować go dalej wyprostowała się do zwykłej pozycji zwracając jego uwagę.
- Dzień dobry, Słoneczniku. – powiedziała błękitno futra.
- Cześć Bylico! – odpowiedział jej uradowany czary samotnik. – Co u ciebie?
- Wszystko dobrze. – odpowiedziała. Nie miała chyba nad czym się rozwodzić, więc miauknęła krótko i na temat.
- To świetnie! Masz może ochotę na zbieranie piórek? – spytał kocur z szerokim uśmiechem.
- Oczywiście, że tak. – odpowiedziała spokojnie Bylica, również się uśmiechając.
W ten właśnie sposób rozpoczęły się poszukiwania. Niestety wiatr utrudniał sprawę, ale i tak nie zaprzestawali szukania. Kocica nuciła sobie bod nosem melodię, może troszkę inspirowaną wiatrem ciągle huczącym od prawie trzech księżycy. Po niedługim czasie znalazła pierwsze, dość puchate, białe piórko. Chwyciła je delikatnie zębami po czym ruszyła dalej. Po chwili dostrzegła kolejne, tym razem czarne pióro, następnie jeszcze dwa szare, jedno ciemniejsze i krótsze od drugiego. Potem zdobyła także trzy brązowe piórka. Kolory były dość typowe, nie imponujące, lecz pióra i tak były fajne. Po znalezieniu kolejnych czarnych piór, za którymi musiała się nagonić przez nieustanne podmuchy wiatru, wróciła tam, gdzie spotkała Słonecznika. Oboje mieli pyski pełne piór, postanowili więc znaleźć miejsce, w którym będą mogli spokojnie przejrzeć znalezione przez siebie okazy. Idealną lokalizacją okazało się miejsce osłonięte przez duży, spiczasty głaz. Żółtooki i srebrna usiedli, po czym odłożyli na ziemię piórka.
- Mam sześć czarnych, trzy brązowe, jedno białe i dwa szare.
- To przewstaniale! – od razu uradował się Słonecznik. – A ja mam dwa żółte, cztery ciemno brązowe, jedno szare, dwa białe i jedno niezwykłe! – powiedział samotnik z ekscytacją w głosie i iskrami szczęścia w oczach, po czym pokazał córce Sikorki intensywnie niebieskie, prążkowane długie pióro. – Ciekawe, do jakiego ptaka należało!
- Do sójki. – powiedziała Bylica. Od razu Przypomniała sobie o swej babci, Pląsającej Sójce, jednak nie spochmurniała. Niebieska szylkretka pewnie teraz hasa wśród chmur, może nawet ją obserwuje, albo i naprawia Klan Gwiazdy.
- Ciekawe! – powiedział kocur, szczerząc się. – Wiesz co, może zrobimy sobie schowek na pióra? O, w tej szczelinie? – spytał kocur, pokazując wyrwę w kamieniu.
- Dobry pomysł, nie zgubią się nam. – odpowiedziała kotka, po czym włożyła pióra we wskazane miejsce. To samo zrobił bicolor, uśmiechając się i gadając przy tym.
- Może pójdziemy coś upolować? – spytał kocur- jestem bardzooo głodny. – powiedział, dotykając łapą swego białego brzuszka.
- Oczywiście, że możemy. – odpowiedziała Bylica, po czym wstała i ruszyła wraz z czarnym na polowanie.
Po udanym zdobyciu pożywienia, żółtooki i siostra Dzikiego Gona usiedli razem przy skrytce na pióra, by następnie zjeść posiłek, podczas gdy partner Złotego Wilka opowiadał błękitnej różne rzeczy między kęsami posiłku.
***
Słońce miało już niedługo schować się za nieboskłon.
W końcu Bylica i Słonecznik rozdzielili się pod wieczór, życząc sobie wszystkiego dobrego. Srebrna musiała przyznać, że polubiła kocura. Miły i taki kochany, może i trochę naiwny, ale to nie miało większego w tym przypadku znaczenia, skoro spędzanie z nim czasu było przyjemne. Córka Bąbla sądziła, że może nawet już go mogła nazwać przyjacielem, choć pewnie on ma takich przyjaciół jak ona na pęczki przez swoje usposobienie.
Nagle dostrzegła jakąś kotkę, która przeskakiwała po kamieniach na rzece. Była ona ruda, znacznie młodsza niż Bylica, może miała tak z dwadzieścia księżycy? Posiadała żółte oczy oraz nietypowy płaski pysk. Kiedy młodsza stanęła na ziemi i nie wiedząc o tym zbliżyła się do Bylicy , błękitna wyczuła na niej zapach Klanu Burzy, a także zapach ziół, ale i jeszcze jeden… taki, który znała już ze spotkania z pewnym rudym kocurem o niebieskich oczach.
Nagle klasycznie pręgowana dostrzegła zielonooką wysoką kocicę w trawie, po czym pisnęła wystraszona strosząc przy tym półdługie futro.
- Spokojnie, nie mam zamiaru cię skrzywdzić. – powiedziała Bylica, wychodząc z krzaków.
- Jesteś z Owocowego Lasu, jak mniemam. – wysunęła tezę, choć wiedziała, że prawie na pewno jest ona prawdą. – Czemu wywiało cię aż na tereny Klanu Burzy? – spytała kotka wciąż pachnąca miętą.
Była ciekawa, jak ruda zareaguje.
<Plusk? Możesz teraz dowiedzieć się o zgromadzeniu, tak jak chciałaś + porozmawiać z kamienną wariatką:3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz