Cisza. Jeszcze ciszej. No może oprócz tego ciągłego wiatru. Kap kap. Rosa spada z liści. Gwar rozmów przycichł wraz z oddaleniem się od obozu. Kap kap kap. Ich wszystkich… Zostawili za Ogrodzeniem. Byli tutaj na wygnaniu. I po raz kolejny. Kap kap kap. Cisza przepełniała wszystko. Nawet groby były gdzieś daleko. Hen, za horyzontem. Jednak tutaj się też znalazł jeden. Przystrojony świeżymi kwiatami. Była słaba. Nie potrafiła się pogodzić ze śmiercią córki. Co z niej za przegryw… Była też głupia. Już prawie nikt jej nie został. Brat grzał tyłek w starszyźnie, Bez po prostu żył i zatraciła się między nimi relacja. O wnukach mało co wiedziała, bo po co? Czy coś im da, że poznają bliżej swoją babcię? To wogóle brzmiało bardzo komicznie. Serio była już taka stara? Jeśli iść tym tokiem rozumowania, to pewnie za niedługo umrze. I dobrze. Już był na nią czas. Za dużo widziała. Ile zgonów jeszcze? Kiedy los zabierze jej kolejnego bliskiego kota? Czy ona jeszcze potrafiła kochać i się przywiązywać?
Wszystko musiało się toczyć dalej, musieli przeżyć. Znaleźć jedzenie, dbać o bezpieczeństwo. Nie tracić czasu na głupoty. Być tacy jak zawsze ale z większą zaciekłością. Chcieli w końcu wrócić do swojego dawnego obozu. Kiedy to się stanie?
Nie chciała tam wracać.
Bo będzie tam na wpół zgniłe i zeżarte przez wrony ciało jej córki.
Nie zdążyli pogrzebać jej truchła, bo jak niby?
Ona sama teraz stanowiła jedynie pewną pomoc dla oszalałej z troski Błysk. Ciekawe co jeszcze ciekawego wprowadzi.
Liderka za chwilę postrada całkowicie zmysły. Była zbyt zatroskana. A potem co, zarzucą jej złe sprawowanie władzy? Raczej tak. A ona oberwie również, jako pani zastępczyni nie z własnego wyboru. Ledwo sama o siebie dbała, a miała tyle obowiązków. Już nie wytrzymywała momentami. Ale co najgorsze, to nie wiedziała komu by móc się wyżalić. Nie oszukujmy się, nie miała nikogo takiego. Wszyscy zdechli. Wąchali kwiatki od spodu. Ich trupy powoli zamieniały się w nicość.
Popatrzyła jeszcze raz na kopczyk. Jak wrócą, to zostawią ten grób. Będzie musiała przekraczać Ogrodzenie by móc wrócić do córki. Wizja, że kiedyś będzie tak samo w ziemi, była bardzo miła. Koniec trosk, koniec smutku. Hulaj duszo, błąkaj się gdzie chcesz. Ale już bez tego zła. Wszystko mogło zostać tutaj. Te wszystkie problemy. Mogła się tego pozbyć. Lecz nie, los dalej ją tu trzymał. Mogła już w spokoju umrzeć. Była w odpowiednim wieku. A jednak?
Jabłko też dalej istniał. Wraz z Trzmielem mogli romansować ile wlezie. Starzy debile, skończeni idioci. Ich koniec również nie nadszedł jeszcze. Odchodzili tylko ci, którzy mogliby jeszcze trochę pożyć. To było co najmniej niesprawiedliwe. Wszystko było jakieś pokręcone. Wszystko działo się na odwrót. Mogli być jeszcze szczęśliwi. A nie. Ich grupa była w rozsypce. Stan społeczności był zły. Mogli się cieszyć iluzją. Dla niej byli już przegrani. Cały Owocowy Las nie przetrwa w tak dobrym stanie jak by chcieli. Ale pewnie się myliła. Nagle znajdzie się pewnie jakiś dupek z wielkim planem i zmieni ich na lepsze. Niech wszyscy idą do diabła.
Tylko niech dadzą jej już spokój.
Kwiaty na grobie powoli będą więdnąć. W końcu Pora Nagich Drzew. To miejsce znowu będzie tak obskurne jak wtedy, kiedy ją tu grzebali. W suchej ziemi, na obcych terenach. Dopiero potem pojawiły się one. Te promyki na smętnej przestrzeni. Trochę roślinek dały bachory Kolendry. Nawet Jabłko coś dorzucił. Tylko z racji że był jej wujkiem, co nie? On by nie przeżył gdyby Poziomka nagle zdechła. Sama Brzoskwinka też by się pewnie załamała po śmierci byłej uczennicy. No lubiła tego dzieciaka. Ale teraz kotka już była dorosła. Sama sobie radziła wraz z partnerem. Dziećmi. Nie były tak blisko jak kiedyś. Zresztą co się dziwić. Niebieska szylkretka już na tyle była szurnięta przez te zgony, że mało kto ją poznawał. Nawet nie miała sił się kłócić z bratem. Niesamowite.
Ona też dała jakiś mały akcent szczęścia na tą mogiłę. Ale tylko jeden. Nie potrafiła więcej. Wściekała się na kwiaty. Grób. Cały ten głupi świat. Gdyby tylko jej córki nie umarły w tak szybkim czasie...
Jabłko chyba też postanowił przyjść popatrzeć. Poczuwać. Co kto woli.
Nie przegoniła go.
Wszystko musiało się toczyć dalej, musieli przeżyć. Znaleźć jedzenie, dbać o bezpieczeństwo. Nie tracić czasu na głupoty. Być tacy jak zawsze ale z większą zaciekłością. Chcieli w końcu wrócić do swojego dawnego obozu. Kiedy to się stanie?
Nie chciała tam wracać.
Bo będzie tam na wpół zgniłe i zeżarte przez wrony ciało jej córki.
Nie zdążyli pogrzebać jej truchła, bo jak niby?
Ona sama teraz stanowiła jedynie pewną pomoc dla oszalałej z troski Błysk. Ciekawe co jeszcze ciekawego wprowadzi.
Liderka za chwilę postrada całkowicie zmysły. Była zbyt zatroskana. A potem co, zarzucą jej złe sprawowanie władzy? Raczej tak. A ona oberwie również, jako pani zastępczyni nie z własnego wyboru. Ledwo sama o siebie dbała, a miała tyle obowiązków. Już nie wytrzymywała momentami. Ale co najgorsze, to nie wiedziała komu by móc się wyżalić. Nie oszukujmy się, nie miała nikogo takiego. Wszyscy zdechli. Wąchali kwiatki od spodu. Ich trupy powoli zamieniały się w nicość.
Popatrzyła jeszcze raz na kopczyk. Jak wrócą, to zostawią ten grób. Będzie musiała przekraczać Ogrodzenie by móc wrócić do córki. Wizja, że kiedyś będzie tak samo w ziemi, była bardzo miła. Koniec trosk, koniec smutku. Hulaj duszo, błąkaj się gdzie chcesz. Ale już bez tego zła. Wszystko mogło zostać tutaj. Te wszystkie problemy. Mogła się tego pozbyć. Lecz nie, los dalej ją tu trzymał. Mogła już w spokoju umrzeć. Była w odpowiednim wieku. A jednak?
Jabłko też dalej istniał. Wraz z Trzmielem mogli romansować ile wlezie. Starzy debile, skończeni idioci. Ich koniec również nie nadszedł jeszcze. Odchodzili tylko ci, którzy mogliby jeszcze trochę pożyć. To było co najmniej niesprawiedliwe. Wszystko było jakieś pokręcone. Wszystko działo się na odwrót. Mogli być jeszcze szczęśliwi. A nie. Ich grupa była w rozsypce. Stan społeczności był zły. Mogli się cieszyć iluzją. Dla niej byli już przegrani. Cały Owocowy Las nie przetrwa w tak dobrym stanie jak by chcieli. Ale pewnie się myliła. Nagle znajdzie się pewnie jakiś dupek z wielkim planem i zmieni ich na lepsze. Niech wszyscy idą do diabła.
Tylko niech dadzą jej już spokój.
Kwiaty na grobie powoli będą więdnąć. W końcu Pora Nagich Drzew. To miejsce znowu będzie tak obskurne jak wtedy, kiedy ją tu grzebali. W suchej ziemi, na obcych terenach. Dopiero potem pojawiły się one. Te promyki na smętnej przestrzeni. Trochę roślinek dały bachory Kolendry. Nawet Jabłko coś dorzucił. Tylko z racji że był jej wujkiem, co nie? On by nie przeżył gdyby Poziomka nagle zdechła. Sama Brzoskwinka też by się pewnie załamała po śmierci byłej uczennicy. No lubiła tego dzieciaka. Ale teraz kotka już była dorosła. Sama sobie radziła wraz z partnerem. Dziećmi. Nie były tak blisko jak kiedyś. Zresztą co się dziwić. Niebieska szylkretka już na tyle była szurnięta przez te zgony, że mało kto ją poznawał. Nawet nie miała sił się kłócić z bratem. Niesamowite.
Ona też dała jakiś mały akcent szczęścia na tą mogiłę. Ale tylko jeden. Nie potrafiła więcej. Wściekała się na kwiaty. Grób. Cały ten głupi świat. Gdyby tylko jej córki nie umarły w tak szybkim czasie...
Jabłko chyba też postanowił przyjść popatrzeć. Poczuwać. Co kto woli.
Nie przegoniła go.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz