*Jeszcze za kocięcych czasów*
Agrest maszerował z jednego końca żłobka na drugi. Dzisiaj wraz z rodzeństwem mieli po raz pierwszy spróbować zwierzyny. Będą jedli jak prawdziwi wojownicy!
— Zaraz przyjdzie, bądź cierpliwy — Wibrysy Tajfun zadrgały z rozbawienia.
— Jest wysokie słońce, powinien już być! — dąsał się. Wiedział, że tak naprawdę tata się jeszcze nie spóźnił, ale nie mógł się doczekać, żeby ponownie go zobaczyć. Z nim zawsze było ciekawie. Uniósł uszy, gdy po chwili dobiegł do niego dźwięk zbliżających się kroków. Tajfun uniosła brew jakby chciała powiedzieć „A nie mówiłam?”.
Janowiec stanął w wejściu z pokaźną wiewiórką w pysku.
— Tato! — Bicolor podbiegł do liliowego i wtulił się w jego futro.
— Zajmiesz się nimi na chwilę? — zapytała karmicielka. Wojownik skinął głową w odpowiedzi. Agrest odwrócił łebek w stronę przybranej mamy. Przykryła nos czubkiem ogona i zamknęła ślepia. Pilnowanie trójki pełnych kociąt musiało ją wykończyć.
Wzrok czekoladowego przeniósł się na braci. W oczach Gronostaja odbijała się jego własna ekscytacja. Irys natomiast stał lekko na uboczu, jak gdyby nie chciał zwracać na siebie uwagi.
Janowiec schylił się i upuścił zwierzynę. Agrest ruszył przed siebie rześkim krokiem. Otworzył pyszczek, aby skosztować gryzonia, ale przeszkodziła mu w tym wielka łapa ojca. Spojrzał na niego zaskoczony.
— Najpierw chciałbym wam coś uświadomić. — Omiótł wzrokiem trójkę kocurków. — Wyżywienie całego klanu nie należy do łatwych zadań. W szczególności teraz – sami wiecie, jak wygląda sytuacja. Wiele z naszych pobratymców głoduje. — Westchnął ciężko. — Owocowy Las potrzebuje więcej silnych wojowników, żeby przetrwać.
— Ja będę silnym wojownikiem! — Gronostaj dumnie wypiął pierś.
— Ja też! Gdy zostanę uczniem, to będę tak długo polował, aż starczy zwierzyny dla całego klanu — zadeklarował Agrest.
Irys jedynie kiwnął głową, obiecując to samo.
— Taką mam nadzieję. — Uśmiechnął się z aprobatą. — To duża odpowiedzialność, przyszłość klanu leży w waszych łapach. — Przysunął zdobycz bliżej kociąt. — Doceńcie jej wartość.
„Doceniam cię, wiewiórko” – pomyślał Agrest i zatopił kły w ciele gryzonia.
*Mianowanie*
Nastał tak długo wyczekiwany dzień. Agrest będzie mógł się odwdzięczyć tacie za spędzone razem z nim chwile. A przede wszystkim pomoże klanowi wyjść na prostą!
Kiedy Błysk przydzieliła Gronostajowi Maczek, a Irysowi Słonecznika, nadeszła jego kolej. Bicie serca bicolora przyspieszyło, gdy przywódczyni przeniosła na niego wzrok.
— Agreście, ty również dziś rozpoczniesz trening. Twoją mentorką będzie Krecik.
Krecik? To przecież ona wchodziła w skład patrolu, który zawarł układ z lisami. Musiała być bardzo ważna i do tego utalentowana!
Zetknął się nosem z mentorką i wrócił do swoich braci. Wokół trójki zaczęła zbierać grupa współklanowiczów, chcących im pogratulować. Tata zajmował pierwsze w kolejce, a tuż za nim stanęła Tajfun. Drewno nawet nie zjawiła się na ceremonii. Uczeń spodziewał się, że tak będzie, a mimo to poczuł ukłucie w żołądku.
— Gratulacje. — Janowiec obdarzył ich szerokim uśmiechem. — Liczę, że przyłożycie się do treningu.
— Pewnie, że tak! — zapewnił Agrest. — Nie zawiedziemy cię!
— Wierzę. — Czule poczochrał syna po głowie.
***
— Znasz historię Owocowego Lasu? — zapytała Krecik.
— Tak, tata nam o niej opowiadał. — Agrest uniósł dumnie głowę.
— Dobrze, później zweryfikuję twoją wiedzę. A teraz…
— A opowiedziałabyś mi, jak było na wyprawie do lisów? — Wlepił w nią proszące spojrzenie.
— Może ci się to wydawać ekscytujące, ale przede wszystkim martwiliśmy się o nasze życia. W każdej chwili któreś z nas mogło zginąć. Naprawdę nie sądzę, że chciałbyś tego doświadczyć.
— Ale przeżyliście! I teraz jesteście bohaterami! Uratowaliście Owocowy Las.
— To jest bardziej skomplikowane. — Westchnęła. — Poza tym, to zdecydowanie zasługa Jaskółki. Ale dziękuję.
Czemu była pesymistyczna? Chciał dalej dyskutować, ale mentorka ucieszyła go ruchem ogona.
— Wróćmy do szkolenia. Zaczniemy od kodeksu wojownika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz