- Jak zwykle radosna i pełna życia - odpowiedział na jej marudzenie. - Ale jak już tu jesteś, to możesz mi zdać raport. Czy stosy zniknęły? - spytał spokojnie, spoglądając na resztę obozu.
Już na sam początek dał jej powód do bulwersu. Jego pysk może i nie wykazywał zbyt wielu emocji, ale dostrzegła w tych pustych ślepiach lekką kpinę. Sierść zjeżyła się jej na grzbiecie, a gardło mimowolnie opuścił niekontrolowany warkot.
- Biedny z ciebie lider. Taki zajęty i ślepy, że nie ma czasu przejść się na przegląd terenów - przyznała z udawanym żalem i obeszła go dookoła. Zaciągnęła się zapachem tkwiącym na jego ciele. Od razu we wspomnieniach odtworzyła obraz matki, na co tylko bardziej się napuszyła.
Albo była przeczulona, albo z legowiska Jastrzębia wciąż nie ulotniła się woń jego poprzedniczki. Zirytowała się na tyle, iż poczuła spięcie swych wszystkich mięśni.
- Pytam cię grzecznie, więc po co w tobie tyle złości, siostrzyczko? - mruknął, przekrzywiając głowę. - Czasem bardzo cię nie rozumiem - dodał, z głosem przesyconym sztucznym smutkiem.
- Z wzajemnością. Jakbyśmy mieli dwie różne matki. A wiesz co? - urwała, by nadać tej chwili milczenia dramatyczności. - Szkoda, że tak nie jest - wypaliła.
Bury spojrzał na nią znużony, ale nie powiedział nic, tylko cierpliwie wpatrywał się w oczekiwaniu na jej odpowiedź. Załapała to dopiero po kilku dłuższych króliczych oddechach.
- No dobrze, mój ukochany braciszku. - Uśmiechnęła się złośliwie. - Jest pięknie. Twoja wspaniała potęga dowodzenia klanem sprawiła, że w lesie nie ma żadnych martwych piszczek, stanowiących dla nas zagrożenie. Wspaniale, czyż nie? A to wszystko tylko i wyłącznie zasługa najwspanialszego pod słońcem kocura. Ciebie - doprecyzowała, trącając go w bok.
- Widzę, że przeszły ci smutki po utracie ukochanej - mruknął, a ona spięła się, wiedząc, o kim mówi.
- Nic poważnego między nami nie było, mówiłam ci - syknęła na myśl o Płonącej Waśni. - Zresztą, przyznałam się do ulotnej chwili słabości z mojej strony. Zakochałam się, ale ja przynajmniej nie wykraczałam uczuciami poza Klan Wilka. Jak tam twoje burzaki, ilu już ich uzbierałeś? - palnęła. - A tę czarną sobie daruj, jest zdecydowanie ponad ciebie.
- Ja ni...
- Ciii, Jastrzębia Gwiazdo, nie męcz swojego szlachetnego języka na dyskusję ze mną. Odpoczywaj sobie, a ja z miłą chęcią poczekam, aż i ty ujawnisz swoje wady. Ale nie tylko mi. Pochwal się całemu klanu - mruknęła, pacając go ogonem w pysk i odchodząc z dumnie wyprostowaną posturą.
Ostatnio może i była trochę płaczliwa i zachowywała się jak sierota, a nawet i gorzej, ale już zniosła wszelkie melancholie. Ledwo co narodzone kocię było od niej rozsądniejsze. Mimo to nie zamierzała pozwolić, by ten stan kiedykolwiek do niej wrócił. Będzie twarda. Silna jak skała, którą była.
Już na sam początek dał jej powód do bulwersu. Jego pysk może i nie wykazywał zbyt wielu emocji, ale dostrzegła w tych pustych ślepiach lekką kpinę. Sierść zjeżyła się jej na grzbiecie, a gardło mimowolnie opuścił niekontrolowany warkot.
- Biedny z ciebie lider. Taki zajęty i ślepy, że nie ma czasu przejść się na przegląd terenów - przyznała z udawanym żalem i obeszła go dookoła. Zaciągnęła się zapachem tkwiącym na jego ciele. Od razu we wspomnieniach odtworzyła obraz matki, na co tylko bardziej się napuszyła.
Albo była przeczulona, albo z legowiska Jastrzębia wciąż nie ulotniła się woń jego poprzedniczki. Zirytowała się na tyle, iż poczuła spięcie swych wszystkich mięśni.
- Pytam cię grzecznie, więc po co w tobie tyle złości, siostrzyczko? - mruknął, przekrzywiając głowę. - Czasem bardzo cię nie rozumiem - dodał, z głosem przesyconym sztucznym smutkiem.
- Z wzajemnością. Jakbyśmy mieli dwie różne matki. A wiesz co? - urwała, by nadać tej chwili milczenia dramatyczności. - Szkoda, że tak nie jest - wypaliła.
Bury spojrzał na nią znużony, ale nie powiedział nic, tylko cierpliwie wpatrywał się w oczekiwaniu na jej odpowiedź. Załapała to dopiero po kilku dłuższych króliczych oddechach.
- No dobrze, mój ukochany braciszku. - Uśmiechnęła się złośliwie. - Jest pięknie. Twoja wspaniała potęga dowodzenia klanem sprawiła, że w lesie nie ma żadnych martwych piszczek, stanowiących dla nas zagrożenie. Wspaniale, czyż nie? A to wszystko tylko i wyłącznie zasługa najwspanialszego pod słońcem kocura. Ciebie - doprecyzowała, trącając go w bok.
- Widzę, że przeszły ci smutki po utracie ukochanej - mruknął, a ona spięła się, wiedząc, o kim mówi.
- Nic poważnego między nami nie było, mówiłam ci - syknęła na myśl o Płonącej Waśni. - Zresztą, przyznałam się do ulotnej chwili słabości z mojej strony. Zakochałam się, ale ja przynajmniej nie wykraczałam uczuciami poza Klan Wilka. Jak tam twoje burzaki, ilu już ich uzbierałeś? - palnęła. - A tę czarną sobie daruj, jest zdecydowanie ponad ciebie.
- Ja ni...
- Ciii, Jastrzębia Gwiazdo, nie męcz swojego szlachetnego języka na dyskusję ze mną. Odpoczywaj sobie, a ja z miłą chęcią poczekam, aż i ty ujawnisz swoje wady. Ale nie tylko mi. Pochwal się całemu klanu - mruknęła, pacając go ogonem w pysk i odchodząc z dumnie wyprostowaną posturą.
Ostatnio może i była trochę płaczliwa i zachowywała się jak sierota, a nawet i gorzej, ale już zniosła wszelkie melancholie. Ledwo co narodzone kocię było od niej rozsądniejsze. Mimo to nie zamierzała pozwolić, by ten stan kiedykolwiek do niej wrócił. Będzie twarda. Silna jak skała, którą była.
***
Wszechobecny chaos rozszedł się wśród wojowników, kiedy doszło do informacji o śmierci Dębowej Piersi. Skalny Szczyt lekko się tym przejęła, bowiem to właśnie ten kocur był pierwszym, który wsparł ją po zabójstwie własnej matki. A w dodatku bywał tak głupiutki, że nie dało się go nie lubić.
Po wszystkich oskarżeniach i przedstawieniu na środku obozu, przeniosła wzrok na Jastrzębią Gwiazdę. Chcąc nie chcąc musiała przyznać, że jej brat nie radził sobie najgorzej, choć miała wiele uwag do jego sposobu panowania. Czasami wydawało jej się, że specjalnie wcisnął jej do wytrenowania kolejnego ucznia, byleby nie kręciła się przy nim i nie marudziła.
Długo czekała, nim zastała go samotnie kroczącego obok własnego legowiska.
- A co ty tak tuptasz w miejscu? - rzuciła, zbliżając się ku nie mu. - No nie powiesz chyba, że zaraziłeś się ode mnie. Czyżbyś w końcu znalazł w sobie jakieś pokłady energii? Ciekawe, nawet pod twoją władzą giną niewinne koty - stwierdziła oskarżycielsko, by choć trochę wzbudzić w nim irytację. - Chyba ktoś tu się nie stara...
Po wszystkich oskarżeniach i przedstawieniu na środku obozu, przeniosła wzrok na Jastrzębią Gwiazdę. Chcąc nie chcąc musiała przyznać, że jej brat nie radził sobie najgorzej, choć miała wiele uwag do jego sposobu panowania. Czasami wydawało jej się, że specjalnie wcisnął jej do wytrenowania kolejnego ucznia, byleby nie kręciła się przy nim i nie marudziła.
Długo czekała, nim zastała go samotnie kroczącego obok własnego legowiska.
- A co ty tak tuptasz w miejscu? - rzuciła, zbliżając się ku nie mu. - No nie powiesz chyba, że zaraziłeś się ode mnie. Czyżbyś w końcu znalazł w sobie jakieś pokłady energii? Ciekawe, nawet pod twoją władzą giną niewinne koty - stwierdziła oskarżycielsko, by choć trochę wzbudzić w nim irytację. - Chyba ktoś tu się nie stara...
<Jastrząb?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz