Orzeł wpatrywał się w kopiec ziemi. Zdobiło go wiele różnorodnych kwiatów, wszystkie jednak były świeżo zerwane a ich zapach unosił się wraz z wiatrem. Panująca wokół cisza normalnie byłaby miła dla uszu, ale w tej chwili kocur miał ochotę przebywać w towarzystwie, byle nie dać się zwyciężyć myślom i tęsknocie. Najgorsza była rozpacz i żałoba, którą nosił w sercu. Mógł wcześniej przewidzieć śmierć matki, wiedział przecież, że była w podeszłym wieku i choć się nie skarżyła, zawsze rozmawiając z nim z uśmiechem, śmierć śledziła ją na każdym kroku i ostatecznie odebrała jej życie. Już nigdy więcej nie usłyszy jej głosu, nie przytulić się do miękkiego czarnego futra, nie dane mu będzie z nią porozmawiać i wypłakać. Chciałby, żeby go przytuliła i zapewniła wsparcie. Tęsknił za matką, która przez wiele księżyców była nie tylko jego rodzicielką, ale również przyjaciółką.
— Orzeł?
Kostka stanęła za jego plecami. Niebieski westchnął. Pewnie zaraz zacznie po nim cisnąć, żeby wziął się w garść. Jednak wojownik nie potrafił tak po prostu się otrząsnąć. To wszystko wydarzyło się tak nagle, zaledwie kilka dni temu i wciąż miał nadzieję, że okaże się tylko złym snem, z którego lada chwila się wybudzi.
— Tak? — nie odwrócił się do niej, jednak nastawił uszu.
Może chciała pomówić o ich kochanych dzieciach? Mrówka i Słonecznik dopiero rozpoczęli szkolenie, jednak rodzice byli z nich strasznie dumni. Orzeł nadal pamiętał, jak te kuleczki przyszły na świat. A teraz? Przecież za parę księżyców zostaną wojownikami!
— Ona na pewno nie chciałaby widzieć cię w takim stanie. Pamiętaj, że umarła ze starości, spokojna i w swoim domu. Nie każdy ma takie szczęście.
Zaskoczony, ale równocześnie ogromnie wdzięczny, podniósł na Kostkę wzrok. Kremowa wojowniczka podeszła do niego i przytuliła go jego boku. Zamruczał i polizał ją za uchem na znak miłości. Cieszył się, że mógł liczyć na wsparcie partnerki.
— Wracajmy do obozu. — zaproponowała Kostka, a Orzeł jedynie skinął głową, po czym udał się za kotką we wskazanym kierunku.
* * * * * *
Następnego dnia postanowili posiedzieć w obozie. Gorące promienie jesiennego słońca nie sprzyjały opuszczaniu obozowiska. Poza tym Orzeł wolał zostać w środku, zamiast udać się na patrol czy polowanie. Tutaj czuł się o wiele bardziej swobodnie, a odkąd jego matka zdjęła zakaz opuszczania Owocowego Lasu, kocur niechętnie przechodził obok Ogrodzenia. Owszem, był ciekawy świata na zewnątrz, ale zbyt długo żył w ukryciu, żeby teraz opuścić swój bezpieczny kawałek świata.
— Jak tylko Krzemień nauczy mnie walki, to pobije wszystkie lisy! — Mrówka spojrzała pewnie na rodziców, dziarsko unosząc łebek ku górze. — Wujek Głóg mnie pochwalił, że jestem taka waleczna.
— Ten lisi bobek chwali wszystkich, którzy w przyszłości mu obronią dupę. — prychnęła Kostka.
Orzeł westchnął. Jego ukochana niechętnie podchodziła do prawie wszystkich kotów w obozie. Taki już był jej urok.
— No cóż... — sam nie wiedział, co powinien odpowiedzieć i tak z Kostką nie było się co kłócić.
Kremowa doskonale wiedziała, że ma nad nim przewagę. Posłała mu krótkie spojrzenie. Mrówka uczyła się interpretować zachowanie rodziców. Złota koteczka wywróciła oczami na ich gest i podniosła się z miejsca, dostrzegając w oddali swojego braciszka, Słonecznika. Ruszyła biegiem w jego stronę. Orzeł i Kostka spojrzeli w kierunku swoich dzieci.
Rozległ się strzał.
Niespodziewany i głośny wybuch wywołał poruszenie w obozowisku. Członkowie Owocowego Lasu obecni w obozie, przerwali swoje dotychczasowe zajęcia. Przez obóz przeszło echo niespokojnych rozmów. Orzeł poczuł, jak drżą mu łapy. Co to było? Dlaczego rozległo się tak blisko? Spojrzał zaniepokojony na Kostkę.
— Uspokój się, to pewnie w Siedlisku Dwunożnych.
— Jesteś pewna?
Chciał w to wierzyć, jednak ruch ogona partnerki skutecznie go od tego odprowadził. Kostka nie miała pewności, czy to, co się działo, miało związek faktycznie z Dwunożnymi. Jednak prawda miała wyjść na jaw szybciej niż zakładali.
Następne uderzenia serca upłynęły w niepokoju. Co prawda strzał nie rozległ się ponownie, jednak gęsta atmosfera zawisła w powietrzu. Błysk wraz z Brzoskwinką zaszyły się w legowisku, dyskutując o czymś zażarcie. Orzeł wypuścił powietrze. Oby nie była to zapowiedź kłopotów. Przecież w Owocowym Lesie spokój zapuścił swoje korzenie.
Do obozu, jak na zawołanie, wpadł patrol składający się z Jedynki, Daglezji i Jerzyka. Na pyszczkach kotek widoczny był strach. Córka Szyszki zatrzymała się z poślizgiem na środku obozowiska. Rozejrzała się po zbierających się wokół niej pobratymcach.
— Dwunożni! — wydyszała niebieska. Zatrzymała wzrok na Błysk. Przywódczyni przedarła się przez tłum owocniaków. Stanęła przed patrolem, oczekując od nich raportu.
— Dwunożni w Owocowym Lesie? Przecież to niemożliwe. Nigdy nie natrafiliśmy na ich oznaczenia zapachowe.
— Sama bym nie uwierzyła gdyby nie to, że widziałam ich na własne oczy. Byli przy Ogrodzeniu. Chciałyśmy podejść bliżej, żeby im się przyjrzeć, ale wtedy zauważyli Jerzyk i...
Głos uwiązł siostrze Orzełka w gardle. Pobratymcy spoglądali po sobie w przerażeniu. Orzeł podzielał te emocje. Odkąd tutaj zamieszkali wiele sezonów temu nie natrafili na ślad żadnego Dwunożnego. Sądzone, że na długo przed osiedleniem członków dawnego Klanu Lisa, porzucili to miejsce, pozwalając zamieszkać gryzoniom, ptakom, dać wolność spadającym na ziemię owocom. Dlaczego wrócili?
— Mówcie. — upomniała ostrzej Błysk, zerkając teraz na Jerzyk.
— Um, a więc, te ich kije coś dziwnego wyrzuciły, co przebiło korę drzewa. Prawie mnie trafiło. Było takie głośne. Od razu uciekłyśmy. Coś za nami krzyczeli. — wyjaśniła błyskawicznie, przez co Orzeł ledwo zrozumiał wojowniczkę.
Błysk poruszyła ogonem.
— Co robili przy Ogrodzeniu?
— Grzebali w nim. Mieli jakieś dziwne potwory. Takie małe, srebrne... — Daglezja zmarszczyła nos, próbując przypomnieć sobie więcej szczegółów. — Miały dziwne, krzywe kształty.
— To wszystko? — upewniła się liderka. Dostając potwierdzenie, pomaszerowała ku Jabłoni. Wspięła się z sprawnie na jej szczyt, zajmując miejsce na gałęzi przemówień. Mieszkańcy Owocowego Lasu zebrali się pod drzewem, gotowi wysłuchać rozkazów liderki.
Orzeł wylizał zjeżone futro na karku. Był przerażony obecną sytuacją do tego stopnia, że najchętniej skuliłby się jak mały kociak i zaczął płakać. Liczył, że Błysk coś wymyśli. Czegokolwiek chcieli Dwunożni, nie mogli mieć dobrych zamiarów.
— Czy Dwunożni tutaj wejdą? — głos Słonecznika rozległ się przy jego uchu. Spojrzał na synka. W te jego wielkie, żółte ślepia.
— Jak wyglądają Dwunożni? — to pytanie zadała Mrówka, siadając obok brata.
Orzeł pogrzebał łapą w ziemi, nagle niezwykle nią zainteresowany. Położył uszy na łebku.
— To łyse stworzenia, chodzące na dwóch łapach. Mieszkają w swoim siedlisku, poruszają się w brzuchu Potwora, są niebezpieczni.
— Niektóre koty nawet z nimi mieszkają. — miauknęła Kostka, wzrokiem świdrując Błysk. — Jeśli wejdą do obozu, będziemy walczyć.
— Odpukaj to. Lepiej nie kusić losu. — odezwał się Orzeł.
Kostka wzruszyła ramionami.
Sylwetka Błysk wyprostowała się dostojnie. Robiła to za każdym razem, gdy kogoś mianowała albo wydawała ważne ogłoszenie. Kocica przejechała wzrokiem po pobratymcach. Wydawała się dziwnie spokojna jak na ich kiepskie położenie.
— Wyślę patrol składający się ze Zwiadowców, żeby przyjrzeli się Ogrodzeniu. Przez najbliższe dni zwiększy się liczba patroli. Obowiązkiem będzie patrolować teren przy Ogrodzeniu, jak i odnawiać ślady zapachowe. Jeśli Dwunożni pojawią się ponownie, będę informować na bieżąco.
— Co jeśli tutaj wejdą?
— Dlaczego się pojawili?
— Wiedzą o nas?
Błysk zmrużyła oczy przez lawinę pytań napływającą z każdej strony. Pytania zaczęły się powtarzać. Robiło się coraz głośniejsze zamierzanie. W tym chaosie kilka kotów rozpoczęło zajadłą dyskusję na temat położenia rodaków.
— Cisza! Wasze kłótnie nic nie dadzą. Nie wiem, co tu robią Dwunożni ani czy pojawią się ponownie, ale będziemy przygotowani. Nie martwcie się, dotąd tylko ich psy i potwory czyniły krzywdę. A widzicie tutaj jakąś Drogę Grzmotu lub czujecie zapach psów? Zaufajcie mi. — przywódczyni odetchnęła z ulgą, gdy niepokój osłabł chociaż trochę. Była przekonana, że zwiększona liczba patroli pomoże. Będzie broniła swojej grupy. W końcu zobowiązała się do tego zostając przywódczynią, ale chodziło o coś jeszcze. Błysk prawdziwie kochała swój dom. Do niego powróciła po niewoli. — Spotkanie zakończone.
Liderka zniknęła w swoim legowisku mieszczącym się w dziupli.
Orzeł odprowadzał ją wzrokiem do momentu w którym jej kita nie zniknęła mu z pola widzenia. Wtedy odwrócił się z powrotem do kremowej partnerki. Kostka siedziała cicho, pogrążona we własnych myślach. Oparł głowę na jej barku. Właśnie takiej ciszy potrzebował w tym chaosie.
* * * * * *
Zaufajcie mi.
Te słowa jeszcze długo chodziły mu po głowie. Zanikały z czasem, tak jak liście opadały z drzew wraz z przyjściem jesienni i płatki śniegu delikatnie pokrywały zmarzniętą ziemię. Wkrótce spokój powrócił do Owocowego Lasu, jego członkowie powrócili do przyjemnej rutyny, zakopując się w nawale obowiązków pod czujnym okiem ich przywódczyni. Dwunożni więcej się nie pojawili, niepokój opuścił mieszkańców sadu, jakby nigdy się nie pojawił.
Orzeł często odwiedzał grób matki, zostawiając na nim świeże kwiaty. Wypatrywał z utęsknieniem nadejścia Pory Nowych Liści. Właśnie w tym celu często obserwował niebo, jednak nawet jego bystre ślepia nie mogły uchwycić czarnych chmur, które zawisły nad Owocowym Lasem i zwiastowały nadciągające kłopoty.
Jego kociaki pilnie się uczyły, coraz bardziej zbliżając się do statusów wojowników. On i Kostka byli z nich niezwykle dumni. Ich mała rodzina często spędzała czas razem. Zrobili z tego swoją tradycję. Głównie za sprawą dymnego kocura. Zależało mu na tym, żeby więzi ich rodziny były silne i żeby mogli na siebie liczyć w każdej sytuacji. Nic, co pięknie nie może trwać wiecznie.
To był pierwszy dzień wiosny. Pogoda była całkiem w porządku, chociaż roztopy utrudniały wybieranie się poza obozowisko. Błoto nieprzyjemnie kleiło się do łap. Orzeł musiał mocno się powstrzymywać przed skrzywieniem. Starał się odnaleźć w tym jakiś plus. Może zwierzyna powychodzi z norki?
Zimoziół wybiegł na przód, skacząc w pobliskie krzewy. Patrol łowiecki zatrzymał się. Uczeń wyszedł z krzewów, niosąc w pysku mysz. Orzeł zamruczał z radością i dumą. Jego siostrzeniec robił się coraz lepszym łowcą! A nie tak dawno był malutkim, bezbronnym kociakiem. Czas leciał za szybko.
— Dobra robota, Zimoziół. — pochwalił syna Bielik.
— Może pójdziemy nad strumień? — zaproponowała Uszatka.
— Coś czuję, że to będzie udane polowanie. — miauknęła cichutko Krecik.
Kiwnął głową. Zgadzał się zarówno ze swoją dawną uczennicą, jak i starszą wojowniczką. Nawet już skierował kroki we wspomnianym kierunku. Będzie musiał obmyślić plan na resztę dnia. Może zabierze swoją rodzinę na spacer?
Trzask nastąpił tak niespodziewanie, że cała czwórka kotów podskoczyła. Orzeł wysunął pazury, jeżąc futro i z przerażeniem otwierając szerzej oczy. Co to było?! Zerknął na równie zdezorientowanych towarzyszy. Jego strach rósł z każdym uderzeniem serca. Po raz kolejny ciszę rozdarł głośny, trzeszczący dźwięk. Doprowadził go niemal do zawału. Przytulił się bokiem do Zimozioła. Chciał go chronić jak dobry wujek, ale równocześnie sam potrzebował jego ochrony. A jako iż do ich patrolu nie należały zbyt odważni przedstawiciele Owocowego Lasu, to żadne z nich nie ruszyło się nawet na krok. Łapy dymnego kocura były jak z waty. Instynktownie napinał mięśnie. Wyczuwał niebezpieczeństwo. Zbyt blisko.
Odgłos kroków, głośne wrzaski i paskudny zapach tylko podwoiły uczucie bliskich kłopotów. Orzeł wiedział, że nie mogą dłużej czekać. Zebrał w sobie wszystkie siły i ogarnął swój tchórzliwy tyłek. Popchnął nosem Zimozioła. Razem z siostrzeńcem i dwójką wojowniczek pobiegli w stronę obozu. Musieli powiadomić Błysk i pobratymców o bestii lub bestiach, które wkroczyły do ich sadu.
Jeszcze nigdy nie biegł tak szybko. Było to dziwne uczucie. Jakby utracił kontrolę nad własnym ciałem i umysłem. Jedynie biegł, przesuwając się coraz bardziej do przodu. Poduszki łap ocierały się o błotnistą ziemię. Pozwolił im odpocząć dopiero, gdy zdyszany zatrzymał się na środku obozu. Rozbieganym wzrokiem przyjrzał się pobratymcom. Ci dalej byli pochłonięci w swoich sprawach, początkowo nie zwracając na niego uwagi. Dopiero pojawienie się Błysk przykuło ich wzrok. Przywódczyni posłała pytające spojrzenie swojej przyjaciółce, Uszatce. To od niej chciała usłyszeć wyjaśnienia. Wojowniczka spojrzała na swoje łapy, dygocząc na całym ciele. Orzeł już nawet nie pamiętał tej dawniej przyjaznej kocicy. Zmieniła się, ale dalej ją szanował i lubił. Obserwował jak podchodzi do liderki, nachylając się nad jej uchem i szepcząc. Poinformowana liderka powoli pokiwała głową. Cofnęła się do tyłu, ogarniając wzrokiem obozowiczów. W oddali zabrzmiały podniesione głowy. Błysk uniosła uszy. Nie musieli długo czekać na jej decyzję.
— Schowajcie się! Wszyscy! Już!
Wybuchła panika. Pobratymcy biegali we wszystkie strony. Tylko nieliczni od razu poszukali kryjówek. W tym Orzeł popchnięty przez Kostkę. Schowali się całą czwórką - on, Kostka, Daglezja i Mrówka. Słonecznika nie mogli odnaleźć. Kocur i jego partnerka rozglądali się czujnie w poszukiwaniu syna, skryci w jednym z wielu krzewów rosnących wokół obozu, zapewniającego mu bezpieczną barierę. Największa ilość pobratymców skryła się pośród liści na Jabłonce, jeszcze inni w legowisku medyka bądź w innych zaroślach. Nawet Ważka schowała swoje wąsiki w żłobku, zgarnięta ogonem Tajfun do środka. Orzeł wstrzymał oddech, wpatrując się w wejście do obozu. Słyszał w uszach uderzenia własnego serca. Milczał. Obawiał się, że nawet ciche słówko mogłoby sprowadzić zagrożenie. Ktokolwiek wpadł z wizytą lepiej, żeby szybko zniknął!
Opadła gałąź drzewa drgnęła pod dotykiem, odsunięta wielką łapą. Do obozu weszła trójka wysokich sylwetek ubrana w srebrną sierść. W tym momencie synowi Szyszki zrobiło się słabo. Dwunożni. W ich Owocowym Lesie pojawili się Dwunożni! Wrócili.
Dwunożni zaczęli coś do siebie mamrotać. Nie rozumiał ich mowy. Błądzili po obozie, nawołując jakieś "kici kici", rozglądając się, depcząc trawę i pierwsze wiosenne kwiaty. Nie zraziło ich nawet błoto. Orzeł liczył, że nie nakryją śladów kotów i opuszczą ich dom. Marne jednak były jego nadzieje. Jeden z Dwunożnych wskazał łapą na stertę zdobyczy. Jeszcze świeża zwierzyna, w tym mysz złapana przez syna Klonika, przyciągnęły ich uwagę. Oznaczało to, że ktoś musiał tutaj przebywać. Orzeł przełknął ze stresu ślinę. Bokiem przytulił się bardziej do boku partnerki. Poczuł jak ogon Kostki owija się wokół tego należącego do niego. Ona również była zestresowana.
Krępy Dwunożny zatrzymał się przy rozłożystym krzewie, cofnął do tyłu nogę i kopnął w niego z całej siły. Orzeł jęknął pod nosem. Jak dobrze, że kryjówka była pusta!
Dwunożny podszedł teraz do krzewu, gdzie chował się Orzeł z rodziną. Kostka zasłoniła mu łapą pyszczek, gdy Dwunożny zaczął przedzierać liście. Nie był jednak w tym dokładny, jakby robił to od niechcenia i przeszedł do drugiego krzewu. Może uda im się pozostać w kryjówkach o ile zachowają spokój i będą cicho.
— Ratunku!
Pisk Niezapominajki przedarł ciszę. Wysoki Dwunożny trzymał ją w jednej ze swoich łap za kark. Córka zastępczyni ze strachu nawet nie drgnęła. Wpatrywała się z przerażeniem w Dwunożnych. Jeden z nich przyniósł dziwną norę. Orzeł zmrużył oczy. Nigdy czegoś takiego nie widział.
W pewnym momencie Niezapominajka mocno się szarpnęła i ugryzła Dwunożnego w łapę. Ten krzyknął z zaskoczenia i rzucił medyczką na pewną odległość. Był to raczej ruch niezaplanowany, instynktowy, nie zmieniało to jednak tragedii, jaka wydarzyła się w ciągu następnego uderzenia serca. Niezapominajka z trzaskiem upadła na ziemię, przywalając głowę o jeden z kamieni. Nie poruszyła się ani nie poprosiła więcej o ratunek. Orzeł zamknął oczy. Mógł przysiąc, że na kamieni trysła krew. Niezapominajka została zamordowana.
Dwunożni zgromadzili się wokół niej i coś do siebie mamrotali. Pewnie nawet jej nie żałują! Dwunożni to istoty bez serca. Niszczą nasz dom! pomyślał z goryczą Orzeł.
— Oni ją zabili!
— Uciekajmy!
Głosy rozległy się równie szybko, co spłoszone koty wyjrzały ze swoich kryjówek. Niektóre, inne zostały wypłoszone przez kije Dwunożnych, wkładane głęboko w krzewy i ocierające ciała jego pobratymców. Błysk starała się zapanować nad tłumem.
— Do Ogrodzenia! Schowamy się w starym obozie!
Nawet zwykle spokojny głos burej, był teraz pełen napięcia.
Posłonek nie zdążył dobiec do wyjścia. Nawet opuścić kryjówki. Został chwycony przez jednego z Dwunożnych i wsadzony do tej dziwnej nory. Obserwował jak wojownik próbuje uciec, jednak patyki wykonane z czegoś dziwnego uniemożliwiały mu ucieczkę.
— Mu-musimy mu p-pomóc. — zwrócił się do kremowej kotki.
Kostka spiorunowała go wzrokiem.
— Jemu już nie można pomóc. Biegnij i nie oglądaj się za siebie.
Wypchnęła go z krzewów. Wiedziała, że sam się na to nie zdobędzie. Orzeł zmusił się do tego, żeby biec za partnerką i swoją córeczką, drepczącą matce niemal po łapach. Daglezja postanowiła pomóc Tajfun i małej wydostać się ze żłobka. Chciał ją zatrzymać, jednak się uparła.
— Orzeł! Kostka! Do wyjścia, szybko!
Ten głos rozpoznałby wszędzie. To Bielik gnała w stronę obozu, popychając Zimozioła, Perkoza, Miodek, Maczek i Ćmę. Wybrała sobie widocznie za zadanie bezpieczną ewakuację uczniów. Orzeł podziwiał jej zwalczenie strachu w tym najgorszym momencie ich życia. Pomimo, że po śmierci Owieczki wciąż trwała w żałobie, umiała zebrać w sobie siłę. Gdzieś w tle mignął mu Jabłko z Trzmielem.
Dwunożni zdołali złapać jeszcze Jeżynka i Szalej. Oni również trafili do tych dziwnych nor. Wtedy Orzeł uświadomił sobie, że Dwunożni na pewno nie znaleźli się tutaj przypadkowo. Musieli być to ci sami, co jeszcze księżyce temu zaniepokoili ich swoją obecnością. Dlaczego ich łapali? Co chcieli z nimi zrobić? Odbierali im dom!
— Słonecznik!
Kostka wpatrywała się w Dwunożnego, który trzymał solidnie ich syna. Kremowy kocurek wił się, szarpał, kopał z tylnych łapek. Nauczony pierwszą próbą, Dwunożny trzymał go mocno. Skierował drugą łapę do norki. Chciał go złapać!
— Zostaw go! Słonecznik, nie! — Orzeł krzyknął najgłośniej jak umiał. To były dwa najokropniejsze uczucia; tracić dom i widzieć cierpienie swojego dziecka. Przecież Słonecznik nie mógł zostać zabrany, nie mógł i koniec!
Kostka przemknęła obok niego zbyt szybko. Za szybko, żeby mógł ją zatrzymać, złapać i nie wypuścić ze swoich objęć. Nie krzyczał w jej stronę, stojąc jak wmurowany w ziemię. Przerażony kocur mógł jedynie obserwować kremową kocicę, pędzącą przez obóz. Wybiła się z tylnych łap, chwytając się dolnej łapy Dwunożnego. Mocno wbiła w nią pazury, przesuwając się do góry. Dwunożny wydał z siebie przeraźliwy ryk. Nie puszczał jednak Słonecznika. Wrzucił go do norki, żeby móc zająć się Kostką, coraz mocniej wbijającą się w jego część ciała. Orzeł wiedział, że nie miał czasu do stracenia i nie mógł liczyć na to, że kotka powie mu, co powinien robić. Rzucił się do przodu, zatrzymując dopiero przed tajemniczą norką. Patyczki nie były zamknięte. Dwunożny nie zdążył się zabezpieczyć. Spojrzał przez ramię. Kostka trzymała się teraz barku Dwunoga. Orzeł poprosił los, żeby kotce się nic nie stało.
— S-synku, chodź. Trzeba cię stąd za-zabrać.
Słonecznik nie protestował. Orzeł zaczął go spiesznym krokiem prowadzić do wyjścia. Specjalnie szli od bocznej, zacienionej strony, żeby pozostać z daleka od wzroku Dwunożnych. W powietrzu unosił się zapach śmierci. Nagietek, Fiołek, Kudłacz i Jedynka leżeli na ziemię, dławiąc się własną krwią, w ostatnich uderzeniach serca przed śmiercią. Musieli oberwać podczas ucieczki. Śmierć była zbyt blisko i ten fakt przeraził syna Sokoła.
Umknął przed nogami Dwunożnego. Udało się przekroczyć próg obozowiska. Teraz wystarczyło biec prosto do Ogrodzenia, a następnie przez lisie tereny, tam będzie czekało stare obozowisku, gdzie powinni skryć się przed intruzami. Orzeł nie biegł dalej, zatrzymując się w pół kroku. Słonecznik spojrzał na niego szklistymi oczami.
— Z-zajmij się nim, pro-proszę. — zwrócił się do Poziomki, która akurat przebiegała obok.
Pobratymca nie odmówiła. Zgarnęła Słonecznika ze sobą i razem uciekli w stronę bezpiecznego miejsca. To straszne jak w jednej chwili cały świat może runąć, a własny dom okazać się więzieniem. Pamiętał te wszystkie opowieści matki o Klanie Lisa. Czy właśnie tak czuli się jego pobratymcy? Wtedy atak naszedł ze strony Klanu Nocy, teraz z kolei należał do o wiele silniejszych i bardziej nieprzewidywalnych istot.
Dymny zawrócił. Skrył się w zaroślach, obserwując ostatnie dziejące się w obozie sceny. Dwójka Dwunożnych wybiegła w poszukiwaniu uciekinierów. Oby tylko jego pobratymcom udało się uciec na czas. Wzrok i myśli Orła krążyły teraz jedynie przy partnerce. Zauważył ją z daleka, jak szarpie się z Dwunożnym. Jak przez mgłę ujrzał brązowe, poważne ślepia zwracające się w jego stronę. Ujrzała go, a jej pyszczek wyrażał szczerą troskę. Zawsze go chroniła, nawet w tym momencie wolała, żeby był bezpieczny i z dala od zagrożenia. Ale on chciał ją uratować. Rzucił się w stronę Dwunożnego. Jeszcze zdąży. Jednak w tym samym momencie, Dwunożny zrzucił z siebie kremową. Kostka wyrwała mu się, przywalając prosto o ziemię. Jej ślepia zamknęły się, wiedział, że nie może złapać oddechu, całe ciało odmawiało jej posłuszeństwa.
— NIE!!
Orzeł przypadł do boku kremowej, wtulając się w nią. Nie czuł oddechu na swojej szyi. Nie widział przepełnionego sprytem spojrzenia. Nigdy już nie usłyszy od niej rad, pewnego głosu gdy wypowiadała jego imię i nie poczuje słodkiego zapachu, jak każdej nocy w ich wspólnym legowisku. Nie będą wychodzić na wspólne spacery z dziećmi ani chronić się nawzajem. Kostka odeszła, zniknęła bezpowrotnie z tego świata. Zabił ją potwór. Żółte oczy napełniły się łzami. Chwycił partnerkę, szarpiąc jej ciałem w nadziei, że się jeszcze obudzi. Przecież nie mogła umrzeć. Ktoś jej na pewno pomoże. Nie zostawiłaby swojej rodziny. Kostka zawsze była twarda, nie przegrałaby ze śmiercią. Moczył jej kremowe futro w słonych łzach.
— N-nie rób mi tego, p-proszę. W-wracaj. Nie możesz umrzeć. Je-jeszcze nie twój czas. M-mieliśmy umrzeć ra-razem, pa-pamiętasz? Ty i ja. M-mieliśmy o-obserwować jak na-nasze kociaki zostają wojownikami. Kocham cię, Kostko... nie możesz mnie opuścić, co ja bez ciebie zrobię?
Płakał. Rozpacz i żałoba ponownie ujęły go w swoich ramionach. Po raz trzeci stracił bliskiego kota i tym razem czuł, że jego serce tego nie wytrzyma. Nie wyobrażał sobie dni i nocy bez swojej ukochanej. Bez Kostki nie było Orła.
— Tato. Tato, musimy iść. On tutaj idzie.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę z obecności córki. Jak długo tutaj stała? Mniejsza. Nie odkleił się od futra ukochanej. Zapłakane oczy Mrówki wpatrywały się prosząco w ojca, jednak on wciąż trwał zaklęty przy ciele zmarłej. Wzrok złotej powędrował ku Dwunożnemu, trzymającemu w łapie jedną z norek i zmierzającego w ich kierunku.
— Mama by nie chciała, żeby nas złapał.
Miał ochotę odwarknąć. Zdobył się tylko na większy wybuch płaczu. Daglezja pojawiła się w samą porę. Wraz z Mrówką siłą go odciągnęli i zdołali umknąć w jakieś zarośla. Dłuższą drogą zaczęli biec do wyjścia. Daglezja prowadziła, dobrze znając tereny Owocowego Lasu.
— Szybciej, Mrówko! Szybciej! — nakłaniała do zwiększenia wysiłku swoją bratanicę.
Mrówka nie miała problemu ze zwinnym i prędkim poruszaniem się po terenie. Bardziej jej obawy skłaniały się ku Orłowi. Kocur ledwo dreptał, pociągając nosem.
— Nie powinienem jej zostawiać.
— Zginąłbyś, mysi móżdżku. — upomniała go ostrzej Daglezja. Wojowniczce spieszyło się, żeby jak najszybciej opuścić sad.
I tak wyrosło przed nimi oczekiwane Ogrodzenie. A właśnie to, co z niego zostało sądząc po rozwalonej zaporze. Widocznie koty musiały się spieszyć, żeby przekroczyć dzielący dystans. Chyba się im udało. W tle mignęły kształty kotów. Dwunożni ich nie ścigali? Może to zrobili lub skryli się gdzieś między drzewami? W pobliżu Ogrodzenia dojrzała ciała Puchacza, Raroga, Jerzyk i biednej Uszatki. Całe zakrwawione, jakby nie był to wyczyn Dwunożnego lecz czegoś innego. Wtedy Daglezja przypomniała sobie o ich dziwnych kijach. Doprawdy zamiary tych istot były dziwne i straszne.
Mrówka pierwsza przedarła się przez Ogrodzenie. Orzeł i Daglezja mieli być następni, lecz wtedy rozległ się niezrozumiały krzyk. Kotka odwróciła się akurat w momencie, gdy jeden z Dwunożnych wycelował w jej stronę. Orzeł usłyszał huk. Jego siostrzyczka nie została trafiona, jednakże oszołomiona i to spowodowało, że potknęła się o wystający drut, wpadając prosto na pozostałość Ogrodzenia. Ostry kształt wbił się w jej brzuch, odbierając resztki oddechu i powodując morze wylanej krwi. Orzeł krzyknął w przerażeniu. To wszystko działo się tak szybko. Przecież biegła tuż obok niego. To musiał być tylko sen a nie krwawa bitwa!
Ostatecznie opuścił las, wraz z córką. Zgubili Dwunożnych. Nie słyszeli więc ich okrzyków i targania dziwnych norek do zaparkowanego Potwora. Zrównali się z kotami swojej grupy. Niektórzy utykali. Jego brat w ciężkim stanie. Ledwo stawiał kolejne kroki, jakby miał się zaraz przewrócić. Krew sączyła się z obrażeń. Orzeł odwrócił wzrok. Nie mógł na to patrzeć, to było zbyt raniące.
Rozejrzał się dopiero, gdy dotarli do ubłoconych, zalanych wodą terenów dawnego obozu Klanu Lisa. O tej porze roku nie mogli się spodziewać lepszych warunków. Koty rozsiadły się, co niektórzy drżeli z przerażenia i stresu. Idealny dzień zamienił się w koszmar. Plusk musiała poradzić sobie z lichą ilością ziół znalezionych w okolicy. Zaczęła pozbywać się najgorszych urazów. Najgorzej miał się Głóg, który oberwał dość mocno od Dwunożnego podczas ucieczki z obozu a później jeszcze terenów. Orzeł nie mógł jednak teraz myśleć o bracie. O niczym nie myślał. Pogrążył się w pustce. Siedząca obok niego Mrówka odpowiadała na pytania swojemu bratu, Słonecznikowi, a także z gniewem wpatrywała się w Błysk i Brzoskwinkę.
— Zamierzacie coś zrobić? — syknęła w ich kierunku z wściekłością. Poruszyła ogonem. — Za późno została przeprowadzona ewakuacja. Co z ciebie za liderka, że nie umiesz ochronić własnych pobratymców?
Orzeł ze spuszczoną głową wysłuchał jej słów. Kocur wpatrywał się we własny łapy. Czuł się winny do tego stopnia, że zapragnął zniknąć z tego świata.
Przebieg wydarzeń:
Owocowy Las cieszy się nadejściem wiosny > na terenie Owocowego Lasu pojawiają się Dwunożni > koty chowają się pośród zarośli, w legowiskach i na Jabłoni > podczas próby zniewolenia Niezapominajki, kotka doznaje śmiertelnych obrażeń > w obozie wybucha panika > Błysk zarządza ewakuację > rozpoczyna się krwawa łapanka > Słonecznik zostaje schwytany, jednak ratuje go Kostka, w efekcie sama tracąc życie > załamany Orzeł zostaje siłą zabrany z obozu przez Daglezję i Mrówkę > Daglezja zostaje śmiertelnie zraniona przez resztki ogrodzenia zniszczonego przez Dwunożnych i uciekających > koty Owocowego Lasu znajdują schronie w starym obozie Klanu Lisa > Plusk zajmuje się rannymi; Głóg walczy o życie > pojmane koty trafiają do Siedliska Dwunożnych {ostatni punkt nie jest wspomniany bezpośrednio w opowiadaniu}
Zabrani w niewolę: Posłonek, Jeżynek, Szalej
Zmarli podczas ewakuacji: Niezapominajka, Nagietek, Fiołek, Kudłacz, Kostka, Jedynka, Puchacz, Raróg, Uszatka, Jerzyk, Daglezja i w wyniku obrażeń - Głóg.
Kluczowa kwestia: Bielik zajęła się wyprowadzeniem z obozu Zimozioła, Perkoza, Miodka, Ćmy i Maczki. Pozostali pobratymcy mogli lecz nie musieli pomagać sobie nawzajem w ucieczce. Po dotarli do Ogrodzenia spotkali się z gonitwą ze strony dwóch Dwunożnych, przez co musieli jeszcze bardziej zniszczyć Ogrodzenie. Koty na ten moment nie wiedzą, co się stało z ich zniewolonymi pobratymcami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz