- Co cię do nas sprowadza? - Miauknął Rozżarzony Płomień.
Ogon wił się jej jak wąż, a wąsy drgały jak wulkan, gdy słyszała te niepozorne słowa z ust kretyńskiego rudzielca. Nie sprawiał teraz kłopotów. Ale był niewygodny. Gdyby ona miała zadecydować za Zajęczą Gwiazdą, wygnałaby go razem z Drżącą Ścieżką i Wiewiórczym Pazurem. Był zniszczony przez Piaskową Gwiazdę, i tego nie dałoby się raczej naprawić.
- Myślicie, że jesteście warci, żebym szła tu po was? - Prychnęła prawnuczka Czaplej Gwiazdy. - Wydaje mi się, że legowisko jest ogólnodostępnym miejscem, a nie waszą śmieszną kryjówką, w której sobie robicie... co tam robią rudzi - Skrzywiła się z obrzydzeniem.
- A mnie się wydaje, że zastępczyni powinna zajmować się innymi wojownikami, a nie truć życie lepszym od siebie - Warknął Rozżarzony Płomień, a Szczypiorkowa Łodyga jedynie mu przytaknęła.
Kamienna Agonia miała ochotę się na nich rzucić, ale zmusiła się do chłodnego wzroku. Na takich idiotów nie warto było strzępić języka. Zresztą żadne przekleństwa nie opisałyby nienawiści do tej dwójki.
- Rozżarzony Płomień - rozumiem. Od dzieciaka byłeś głupi. - Warknęła. - Ale Szczypiorkowa Łodyga? Mogłaś być fajna, a zrobiłaś z siebie kretynkę taką jak on. Jaka szkoda.
Zobaczyła już, jak Szczypior otwiera swoją niewyparzoną gębę.
- Nie odzywaj się już - Warknęła czarna, nim szylkretka zdążyła cokolwiek powiedzieć. - Mam do ciebie resztki szacunku tylko dlatego, że jesteś córką mojego mentora. Chociaż w przeciwieństwie do niego jesteś bezduszna. - Stwierdziła. - Jak tu już jestem, to możecie pójść na patrol łowiecki. Ze Słonecznikową Łodygą.
- Jeśli nie masz kim przypilnować rudzielców, to zawsze wysyłasz Słonecznikową Łodygę. Jesteś żałosna.
- Szkoda, że mam pod ogonem twoje zdanie. - Warknęła kotka. - Słonecznikowa Łodyga w przeciwieństwie do was, przynajmniej nie ma ego większego od rozumu.
Poczekała, aż oboje wyjdą z obozu razem z kremowym. Była wściekła, ale starała się tego po sobie nie okazywać. Nie chciała się zniżać do ich poziomu. Nie była taka jak oni.
**
- Jeśli choć raz usłyszę słowo z pyska tej kretynki, to zwariuję. - Syknęła do Słonecznikowej Łodygi, gdy usiadł przy niej, by zjeść.
- Nie denerwuj się. Pewnie sprawia jej to satysfakcję, że udaje jej się cię prowokować do gniewu. - Miauknął.
- nie potrafię uwierzyć, że ją kiedyś lubiłam.
- Lubiłaś ją? - Miauknął Słonecznikowa Łodyga.
- Nie, tak tylko powiedziałam! - Warknęła poirytowana czarna. - Tak, lubiłam. Tak jakby. Po prostu nie była słaba, tak jak większość kotów, z którymi się wychowywałam.
- A teraz się nienawidzicie.
- To za mało, by określić uczucie, jakim darzę Szczypiorkową Łodygę. - Syknęła. - Nie ma takiego słowa, którym mogłabym ją urazić i być tym wystarczająco usatysfakcjonowana. Nie mogę w ogóle uwierzyć, że Zwęglone Futro chciał zrobić ją i Kopra z tą rudą pizdą. Miodowy Obłok szydziła z mojej matki! Jedyne, co mnie powstrzymuje przed tym, by tej idiotce zaoierdolić kuksańca w łeb to fakt, że jest córką kota, którego szanuję ponad własne życie.
Zaczęła ufać Słonecznikowi. Może przez jego racjonalizm. I że zawsze potrafił wskazać dobre wyjście. To właściwie jedyny rudzielec, któremu ufała. Był to tylko zalążek ufności, ale zawsze coś.
- Idę. - Miauknęła, bijąc ogonem. Miała zamiar wyznaczyć patrol i zaraz po tym zapolować.
**
Wróciła z patrolu, i niemal od razu ukazał jej się Rozżarzony Płomień. Wyminęła go z warkotem i ruszyła do legowiska Zajęczej Gwiazdy, by złożyć mu raport. Miała nadzieję, że nie zacznie znowu dyskusji, gdy wyjdzie. Miała już dość rudzielców na ten dzień.
<Rozżarzony Płomień?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz