*przed*
Wsłuchiwał się w odgłosy nocy. Jastrzębie polujące na myszy w mroku czy pohukiwania wiatru.
Nie potrafił się pogodzić z tym co się stało, a raczej co uczynił. Nie był w stanie spojrzeć na swoje łapy w ten sam sposób. Żałował. Żałował okropnie. Nie chciał tego zrobić. Był okropny.
Czuł przy sobie ciepłe ciało Marchewkowego Grzbietu. Słyszał jej oddech i czuł falującą pierś. Spojrzał ukradkiem na rudą. Wyglądała niewinnie. Jak dziecko, z uśmiechem na pyszczku. Wiedziała że wygrała. Już nie chciał się podnieść, bo to tylko sprawiało że upadał niżej.
Może tak po prostu będzie lepiej? Jak się podporządkuje?
Kto by pomyślał, że zrobi to przed pierwszym lepszym rudasem, a nie przed morderczym tyranem, jakim była Piasek.
***
Zając dał mu ucznia? Nie, przecież to jakiś walony żart.
A jednak, niebieskie małe coś siedziało obok niego, najwyraźniej czekając aż ją gdzieś zabierze, nie wiem, oglądać tereny.
– Tak, ja też nie jestem z tego wyboru zadowolony.
Zdezorientowana niebieska kotka zamrugała kilkakrotnie patrząc na kota, który miał być dotąd jej mentorem.
– Końska Łapo, twoją mentorką od dziś będzie Kamienna Agonia. Wierzę, że wyszkoli cię na świetnego wojownika i przekaże wszystko, co wie.
Rudy rzep zabijał go wzrokiem. Również i o wiele bardziej Kamienną Agonię. Widział jak pragnęła rozerwać flaki zastępczyni. To się nie skończy tak łatwo.
***
*właściwy odpis*
– Dziękuje. - bąknął, kończąc jedzenie, nawet nie patrząc na pysk czarnej, która machnęła jeszcze ogonem, nim się odwróciła, byle nie patrzeć dłużej na niego. Kroiło mu się serce, gdy nieporadnie spoglądał na nienawiść Kamień. Chciał wrócić do czasów gdy rozmawiał z nią i nawet się śmiał, mimo plotek oraz denerwującego Gliny. Chciał tego znów, gdy czuł się szczęśliwy, a Marchewka była tylko niewiele znaczącą samotniczką, a nie potrzaskiem.
- I...
- I? - warknęła, stając na chwilę.
- Miłego dnia, Kamienna Agonio.
Zamilczała. Po kilku sekundach burknęła coś cicho i zniknęła w legowisku wojowników. Smolisty ogon zawinął się i zniknął za skałą. Eh.
- W takim razie.. Głazowa Łapo, Kwiecista Łapo, Indyczy Jazgocie. Patrol.
Spojrzał jeszcze raz w stronę legowiska wojowników.
- Pizda jesteś.
- Co?
- Jesteś pizda. Traktuje cię jak gówno. Jest fajna, ale zachowujesz się jak tchórz.
Położył uszy, słysząc słowa córki.
- I co według ciebie powinienem zrobić?
- Idź jej wpierdol albo ją owrzeszcz.
- Nie wiem czy to dobry pomysł.
Druga uczennica i Indyk przyszli. Widział że srebrny nie jest zbyt zadowolony z tego kogo uczył.
- Dlaczego nie? Na Gołoszyjca się już wydarłam i się zamknął, gdy mi zakazał przeklinać. Na nią też zadziała. Jesteś fatalnym ojcem, ale nie rób mi wstydu.
- Dlaczego ci robię wstyd?!
- Bo tobą pomiatają. Jesteś słabiakiem.
Usłyszał prychnięcie z legowiska wojowników. Odruchowo odwrócił głowę.
Czarna zastępczyni leżała z przymrużonymi oczami i... słuchała.
- Sama idź jej wpierdol jak tak bardzo chcesz. Tylko ja nie mam ochoty na tłumaczenie się przed Zającem.
Szylkretka jakby rozpłynęła się w powietrzu. Nie był pewny, czy oby na pewno nie wzięła jego słów na serio. W końcu chyba widziała Kamień jako autorytet, co nie?
- Kamień! Kamień! Kamień! Chcesz iść się bić z moim ojcem?
- Arghhhhhh.. - tylko tyle z siebie wydał i spojrzał na furiatkę z zawiedzioną miną.
<Kamień? Chodź na solo>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz