Z każdym słowem Skalnego Szczytu jego łeb opadał odrobinę niżej, jakby przygniatany ciężarem kolejnych informacji. Nie podniósł wzroku nawet, gdy skończyła mówić. Po prostu trwał w milczeniu. Nie potrafił przyjąć tego, co usłyszał, a jednak gdzieś w środku czuł, że to wszystko prawda.
Że to musiało się tak skończyć. Gdyby tylko…
– I to ja ją zabiłam.
Podniósł wzrok i ich spojrzenia się spotkały. Drżała. Pysk wciąż miała dumny, ale w brązowych ślepiach czaił się strach.
Powinien coś powiedzieć. Chciał coś powiedzieć. Nie potrafił. Siedział z rozchylonym pyskiem i patrzył jej w oczy. W końcu spuścił wzrok.
Czuł na sobie jej spojrzenie. Czekała na jakąś reakcję, potępienie, gniew, rozpacz, ale do niego wciąż nie docierało to, co usłyszał.
Zabiła jego siostrę.
Borsuk nie żyła.
Zabiła wcześniej Jastrzębi Podmuch.
Całość układało się w jakąś chorą całość, ostatnią grę jego siostry, grę rozpaczy i samotności. Ostatni z jego błędów.
– Przepraszam – szepnął, nie podnosząc wzroku. – To wszystko moja wina. Przepraszam.
Spojrzała na niego zaskoczona. Już otwierała pysk, żeby odpowiedzieć, ale nie dał jej dojść do słowa. Wstał, zapatrzył się w horyzont.
– Nie obwiniaj się – miauknął do wojowniczki. – Po tym wszystkim… Nie myśl o tym. Ona na pewno cię nie obwinia, więc ty też się nie obwiniaj.
Odwrócił się, zrobił krok przed siebie. Zawołała go. Obejrzał się.
– Wybacz sobie. I jej, jeśli potrafisz. O wybaczenie dla siebie… nawet nie proszę – dodał ciszej. – I pilnuj Jastrzębia, dobrze? – Jego wzrok stwardniał. – Obiecaj mi, że nigdy go nie zostawisz. Proszę.
“Nie popełnij mojego błędu”
<Skało?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz