W pierwszej chwili ogarnął go strach, jednak szybko wyparł go spokojem. Nie miał bowiem pewności, czy kocur rzeczywiście byłby w stanie kogoś zabić, czy jedynie majaczył tak z powodu złego samopoczucia. Nie zamierzał wypytywać go o szczegóły, nie planował nawet snuć domysłów odnośnie potencjalnej ofiary kremowego. Chciał tylko zrozumieć jego obecne zachowanie i pojąć, z czego wynikają te wszelakie trudności na drodze do normalności.
Mysi Krok pomimo prawdopodobieństwa bycia ojcem Bluszcza, wydawał mu się zawsze całkiem miłym, tylko z lekka zagubionym w życiu osobnikiem. Często widział strach w pomarańczowych ślepiach wojownika, a także przewrażliwione spojrzenia, nieustannie rzucane wobec otoczenia. Medyk czuł, że wie o nim dużo, a jednocześnie jego wiedza jest zerowa. Dla liliowego był poniekąd skomplikowaną zagadką, chodzącą dookoła niego i wręcz proszącą się o rozwiązanie.
Nie wpływało to jednak na to, że młodszy traktował go wciąż jako zwykłego kota. Myszek miał uczucia i potrzebował zdecydowanie pomocy, by odnaleźć radość i równowagę w swoim bycie.
- Jesteś pewien, że ta kotka nie żyje? – spytał, nie wskazując konkretów. Nie zauważył ostatnimi dniami braków wśród Klifiaków, więc jego teoria wciąż miała wiele sensu. – Jesteś w stanie stwierdzić, że to naprawdę się stało? Nie jest to jedynie wynik otaczających cię w ostatnim czasie problemów? Możesz mieć gorszy okres, wszystko może cię przytłaczać i to jest jak najbardziej zrozumiałe. Szanuję cię Mysi Kroku i chcę zrozumieć cierpienie, które dzierżysz w sobie od pewnego czasu w tak ogromnych ilościach. Chciałbym pomóc zdjąć ci ten ciężar z grzbietu, ale potrzebuję twojej zgody i chęci do współpracy. Widzę dobro w tobie i jestem w stanie przysiąść, że nie skrzywdziłbyś kogoś w innym celu, niż w obronie, więc jestem pewien, że nikogo nie zabiłeś. Masz wielkie i dobre serce – przyznał z uśmiechem, chociaż kremowy wciąż zakrywał łapami oczy, unikając z medykiem kontaktu wzrokowego.
- J-ja… J-ja i t-tak n-nie p-powinienem ż-żyć… - powtórzył swą wcześniejszą kwestię, tkwiąc dalej w bezruchu.
- Powinieneś – stwierdził Bluszcz, zastanawiając się, w jaki sposób podejść do kocura z tego typu myślami. Nie mógł mu tylko współczuć, bo to nie zmieni jego samopoczucia. – Może zostaniesz tu na dłużej? Odpoczynek z dala od zatłoczonego legowiska wojowników dobrze ci zrobi, a tu będziemy sami i jak odpoczniesz, to będziemy w stanie jeszcze porozmawiać – zaproponował. – Mysi Kroku, twoje towarzystwo tutaj wiele dla mnie znaczy i miło by mi było, gdybyś chciał tutaj chociaż pospać. Mogę dać ci parę ziół na lepszy sen, odpoczniesz sobie. Jesteś może głodny? Przynieść ci coś? Tylko powiedz, na co masz ochotę – polecił.
Mysi Krok pomimo prawdopodobieństwa bycia ojcem Bluszcza, wydawał mu się zawsze całkiem miłym, tylko z lekka zagubionym w życiu osobnikiem. Często widział strach w pomarańczowych ślepiach wojownika, a także przewrażliwione spojrzenia, nieustannie rzucane wobec otoczenia. Medyk czuł, że wie o nim dużo, a jednocześnie jego wiedza jest zerowa. Dla liliowego był poniekąd skomplikowaną zagadką, chodzącą dookoła niego i wręcz proszącą się o rozwiązanie.
Nie wpływało to jednak na to, że młodszy traktował go wciąż jako zwykłego kota. Myszek miał uczucia i potrzebował zdecydowanie pomocy, by odnaleźć radość i równowagę w swoim bycie.
- Jesteś pewien, że ta kotka nie żyje? – spytał, nie wskazując konkretów. Nie zauważył ostatnimi dniami braków wśród Klifiaków, więc jego teoria wciąż miała wiele sensu. – Jesteś w stanie stwierdzić, że to naprawdę się stało? Nie jest to jedynie wynik otaczających cię w ostatnim czasie problemów? Możesz mieć gorszy okres, wszystko może cię przytłaczać i to jest jak najbardziej zrozumiałe. Szanuję cię Mysi Kroku i chcę zrozumieć cierpienie, które dzierżysz w sobie od pewnego czasu w tak ogromnych ilościach. Chciałbym pomóc zdjąć ci ten ciężar z grzbietu, ale potrzebuję twojej zgody i chęci do współpracy. Widzę dobro w tobie i jestem w stanie przysiąść, że nie skrzywdziłbyś kogoś w innym celu, niż w obronie, więc jestem pewien, że nikogo nie zabiłeś. Masz wielkie i dobre serce – przyznał z uśmiechem, chociaż kremowy wciąż zakrywał łapami oczy, unikając z medykiem kontaktu wzrokowego.
- J-ja… J-ja i t-tak n-nie p-powinienem ż-żyć… - powtórzył swą wcześniejszą kwestię, tkwiąc dalej w bezruchu.
- Powinieneś – stwierdził Bluszcz, zastanawiając się, w jaki sposób podejść do kocura z tego typu myślami. Nie mógł mu tylko współczuć, bo to nie zmieni jego samopoczucia. – Może zostaniesz tu na dłużej? Odpoczynek z dala od zatłoczonego legowiska wojowników dobrze ci zrobi, a tu będziemy sami i jak odpoczniesz, to będziemy w stanie jeszcze porozmawiać – zaproponował. – Mysi Kroku, twoje towarzystwo tutaj wiele dla mnie znaczy i miło by mi było, gdybyś chciał tutaj chociaż pospać. Mogę dać ci parę ziół na lepszy sen, odpoczniesz sobie. Jesteś może głodny? Przynieść ci coś? Tylko powiedz, na co masz ochotę – polecił.
<Myszku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz