— Gówno się stało! — odparła, stawiając przednie łapy ponownie na ziemi. — Twoja pieprznięta baba, stwierdziła, że mamy razem romans! — Kocica uderzyła ogonem o ziemię, przystępując z łapy na łapę — Przysięgam, że jeszcze raz przyleci do mnie z ryjem i zacznie o takie niedorzeczne gówno oskarżać, to zarobi po pysku!
No cudownie. Jeszcze tego mu brakowało, aby jego zastępczyni rzuciła się jego partnerce do gardła. Świat naprawdę go nienawidził...
- Posłuchaj... Wiem, że to są plotki, ale nie wiem kto je rozpuszcza. Póki nie znajdziemy winnego, wątpię żeby to ustało. Mogę postarać się pogadać z Brzoskwiniową Bryzą, ale nie wiem czy to wyjdzie... - powiedział.
- Jeżeli nie przestanie, to naprawdę nie powstrzymam się i to zrobię! - ostrzegła raz jeszcze.
- Zbożowy Kłosie... Proszę cię... Postaraj się nad sobą panować... Czuję, że to się źle skończy...
***
No i wykrakał... Zbożowy Kłos została wygnana za swój atak na córkę, która zaczęła oskarżać ją o spoufalanie się z wrogiem na granicy. To było tak dobrze przemyślane, a on tego tak długo nie dostrzegał!
Rany na ciele mniej już go bolały, lecz brzuch grał mu niemiłosiernie, domagając się zapełnienia. Musiał wstać i coś upolować, bo inaczej straci kolejne życie. A naprawdę... umieranie nie było fajną zabawą.
Dziwne, że teraz przypomniał sobie tą scenę... To były tak odległe czasy... Czy mógłby jakoś wtedy, gdyby się domyślił, ukrócić działania Borsuczego Warkotu? Czy starczyłoby na to mu sił?
" Powinieneś leżeć... Nie potrzebujesz jedzenia" - głos ponownie szeptał, kusił, a jego czar prawie zadziałał i znów by leżał, przez kolejne dni w tej norze.
Nie chciał jednak, aby po tym jak wydostał się z jednego grobu, wskoczyć zaraz do drugiego. Zmusił się więc do ruchu. Powłóczył łapami, próbując wychwycić zapach pożywienia. Jeżeli będzie cicho, powinien łatwo zdobyć jakąś mysz.
"Po co się starasz? To i tak na nic. Jesteś sam"
Strzepnął głową.
Nie był sam... Miał jakiegoś pasażera na gapę. I dziwnym trafem nie podobało mu się to. Na pewno nie mógł być z Klanu Gwiazdy. Oni nie namawialiby go do samobójstwa. Po tym co stało się na zgromadzeniu mógł strzelać, że to Mroczna Puszcza się do niego doczepiła. To było... bardzo problematyczne. Kto wie... może jeszcze go opętają?
Na początku myślał, że ten głos, to głos jego sumienia. Jednak kiedy zaczął brzmieć inaczej, a we snach widział parę żółtych oczu, zaczął mieć co do tego mieszane uczucia.
Zrozumienie przyszło więc samo, nie był głupi, co musiało zdenerwować złego ducha, że tak szybko go przejrzał.
Idąc tak natrafił na znaną woń. Nie był to jednak posiłek. Zdumiony postanowił iść za zapachem, minął po drodze kilka śladów po pazurach, które ktoś zostawił na korze drzew w szale. Tak... Nie mylił się.
Zbożowy Kłos.
Dostrzegł jej futro, kiedy wynurzyła głowę z zarośli i spojrzała na niego z zaskoczeniem.
- Co ty tu robisz?! - wykrzyknęła zaskoczona.
- A no wiesz... Postanowiłem porzucić klan i poczuć się jak prawdziwy wygnaniec.
- Nie mów, że plotki były prawdą i zrobiłeś to dla mnie...
Co. Pokręcił szybko głową.
- Nie! Spokojnie! Może to tak wygląda, ale nie... - westchnął. - Borsuczy Warkot postanowił mnie zamordować, aby dostać od Klanu Gwiazdy życia, które stracę.
Widział jak na jej pysku pojawia się wściekłość. Nie zdziwiłby się jakby zaraz tam wróciła i zrobiła z Borsuka dywanik.
- Zabił cię?!
- Dwa razy... Raz naprawdę, a drugi raz wykrwawiłem się podczas ucieczki. - Usiadł i zaczął relacjonować jej wszystko co spotkało go, od kiedy została wygnana z klanu. Było tego mało, bo tak naprawdę kilka godzin po niej, sam musiał opuścić to miejsce, ale wystarczająco, aby wiedzieć jedno... Borsuczy Warkot wygrał.
<Zbożowy Kłosie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz