Słonecznikowa Łapa wpatrywał się w kamiennych przyjaciół siostry, całkowicie zbity z tropu. Przeniósł zmieszany wzrok na Szept, próbując wywnioskować, co teraz miał zrobić. Na jego nieszczęście znaki, które mu wysyłała, jasno namawiały go do konwersacji ze skałami.
- M-mam z nimi porozmawiać? - zapytał, mając jeszcze nadzieję na to, że opacznie zrozumiał kotkę.
Ta jednak energicznie pokiwała głową i uśmiechnęła się, przysuwając Główny Kamień tak blisko, że niemal dotykał łap kocura.
Kremowy westchnął cicho i nerwowo wbił pazury w ziemię, zastanawiając się, co powinien powiedzieć do głazu, aby nie urazić uczuć zawieszonej uczennicy.
- Dzień dobry, panie... pani? Dzień dobry, Kamieniu - miauknął, starając się ostrożnie dobierać słowa. Na chwilę zamilkł, ale widząc dopingujące spojrzenie błękitnej, kontynuował - Mam na imię Słonecznikowa Łapa, ale możesz mi mówić Słonecznik... Jestem bratem twojej... przyjaciółki.
Wbił w skałę wyczekujący wzrok. Może te otoczaki rzeczywiście miały specjalne moce? Może były jakimś darem od Gwiezdnych?... Może jego siostra nie czuła się samotna, a znalazła jakiś magiczny artefakt? I dlatego chciała mu to pokazać?
Po kilkunastu uderzeniach serca nic się jednak nie wydarzyło. Były to jedynie zwykłe, pospolite skały, jakich wiele leżało na terytoriach Klanu Burzy.
Uczeń westchnął ponownie, zupełnie zrezygnowany. Wcześniej pokładał jeszcze chociaż najmniejsze nadzieje na to, że jego siostra doszczętnie nie oszalała. Teraz... cóż, nie był tego taki pewien.
- Szepcząca Łapo, muszę już iść. Mam trening... - mruknął cicho. Znowu kłamał. Wiedział, że ona się domyśli, ale potrzebował jakiejś wymówki, aby opuścić żłobek.
***
Kremowy kocur ziewnął, wchodząc do obozu. Właśnie wracał z polowania z Burzową Nocą. Nie można raczej było nazwać go zupełnie udanym, ale nie należało także do najgorszych, a w Porze Opadających Liści nie powinno się gardzić żadnym posiłkiem. Trzeba się było w końcu wzmocnić przed najmroźniejszym sezonem...
Słonecznik niósł w pyszczku sójkę, uśmiechając się delikatnie. Cieszył się, że udało mu się złapać cokolwiek. Czuł się chociaż trochę przydatny dla swojego klanu.
Gdy odłożył piszczkę w wyznaczone miejsce, postanowił odwiedzić swoją siostrę. Wziął więc ze stosu dwie myszy i ruszył w kierunku kociarni, licząc, że tym razem Szept nie namówi go do dyskutowania z kamieniami.
< Szept? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz