- … Jest jeszcze Błysk. Wspólnie z pewnością podołają wychowaniu maluchów. Wspólnie się uzupełniają. Tak działa rodzina. A gdy zostaną dobrze wychowane, przyniosą nie raz dumę naszej społeczności.
Brzoskwinka kiwnęła głową. Zrozumiała. Chyba. Cała sprawa rodziny była dość trudna. Jak wychować dzieci, z partnerem żyć w miłości… Tego akurat niezbyt pojmowała. Dziwiła się dlaczego Leszczyna zgodziła się na takie rzeczy. Szyszka również. Ona… Niezbyt chciała. Była to wielka odpowiedzialność, a osobiście nie znała takiego słowa. Lubiła, gdy mogła na kimś polegać. Kiedy miała przy sobie przyjaciela, członka rodziny… Powinna się usamodzielnić. To było pewne. Jak tylko zostanie wojowniczką. Tak. Jak tylko będzie pełnoprawnym członkiem Owocowego Lasu. Stanie się kimś więcej. Teraz była uczniem, ale za jakiś czas. Będzie… Starsza na umyśle.
- To… Ja będę już iść.- wymamrotała. Czarna także pożegnała się, a jej mama otuliła liderkę ogonem, po czym zaczęła następną rozmowę. Uśmiechnęła się lekko. Wszystko było cudownie. W jak najlepszym porządku.
***
Oczywiście stało się, Jabłko miał już tego dzieciaka. Nie cieszyła się, ale i również nie była zła. Poziomka miała prawo do życia, a ona musiała się dostosować oraz polubić koteczkę. Oh. Leszczyna była wniebowzięta, często zaglądała do żłobka, by poznać lepiej wnuczkę. Niezmiernie szczęśliwa ciągle mówiła jaką to ma wspaniałą rodzinę. Dokładnie. Bo tylko to co jest od Jabłka to coś dobrego. Nie wiedziała czemu, ale zżerała ją złość. Złość na brata. Na zmarłego ojca. Sama nawet chyba nigdy nie była czymś dostatecznie idealnym jak on. Zawsze coś wychodziło jej nie tak. Nawet teraz. Była na zwyczajnym polowaniu. Ot tak. A TEN ŚMIERDZIEL musiał iść z nią.
- Czy nie masz innych rzeczy do roboty?- warknęła jak tylko wyszli. Miał to być samotny wypad, a jako, że byli w obozie, nie mogła wydrzeć się na niego i zabronić iść. Przyczepił się jak rzep do psiego ogona. Szedł tuż obok, z tym anielskim uśmieszkiem na pysku. Futro zadbane, bez żadnej grudki ziemi. Kremowy prosto przebierając łapami, poruszał się w linii prostej po ścieżce. Gdzie się dopatrzyć braków? Chyba oprócz samej niechęci do osobnika. Nie cierpiała go jak nikogo dotychczas. W dzieciństwie się jakoś żyło, a teraz… Tragedia.
- Zawsze jest dobrze zapolować dla klanu a z siostrą zawsze ciekawiej.- odpowiedział bez chwili namysłu czy zająknięcia. On sobie przygotowywał scenariusz co mówić? Zachowywał się strasznie… Śmiało oraz właściwie. Dlatego musiała iść dalej. Bez względu na jej zdanie. A irytacja tłamsiła się w niej… Już po prostu niemożliwie. Akurat dzisiaj chciała mieć spokojny, fajny dzień…
Dotarli do… Nawet sama nie wiedziała jakiego miejsca. Nie patrzyła na drogę, co ją obchodziła. Musiała jakoś przeżyć… To. Jabłko już odsunął się od niej, pewnie łapiąc zapach swoimi nozdrzami. Z ogonem wysoko szedł w jemu znaną stronę. A ona szukała- czegokolwiek, byle było zwierzyną. Powoli kroczyła za zapachem myszy. Drobne zwierzątko skrobało coś w ziemi, przy okazji wydając nieprzyjemne dla ucha piski. Wysokie, niezbyt donośne dźwięki. Miała nadzieję je szybko skończyć. Przysiadła w pozycji łowieckiej. Tak jak została nauczona, wagę ciała rozłożyła równomiernie między wszystkie cztery łapy. Wczuwała się w otoczenie, stawała jego częścią. Zamknęła na chwilę oczy, by potem je otworzyć w zupełnie innym świecie. Pełnym życia dookoła. Gdzieś w tle świergotał ptak, jeden, drugi. A ona skupiła się na obiekcie przed sobą. Ruszyła do przodu. Delikatnie, krok za krokiem. By za chwilę zatopić kły w szarym ciałku.
- Patrz co złapałem!- usłyszała za sobą krzyk. Mysz się spłoszyła przez nagłe ruchy uczennicy. Wstała powoli otrzepując się z kawałków paproci.
- Przepraszam, nie wiedziałem, że polujesz.- miauknął znowu kremowy, wyłaniając się z średniej wielkości sójką.
- Mogłeś po prostu otworzyć ślepia. Skradałam się.
- Sorka, ale patrz! Na pewno Stokrotka będzie szczęśliwa z takiego jedzenia... - zaczął. Lecz ona dalej nie słuchała. Pomknęła przed siebie ze łzami w oczach. Czyli teraz liczyło się to? Czy tylko ona odczuwała brak rodziny? Umarła Śliwka, Myszołów… Została z głupim bratem oraz niemą siostrą. Mamą. Nikogo więcej. Nie miała przyjaciół, odliczając Trzmiela. On założył sobie nową, LEPSZĄ. Nie interesowało go chyba nic. A ją ktoś pytał o zdanie? Chciała zostać ciotką? Co ona wciąż tu robiła! Do czego dążyła? Właśnie w tym momencie zdała sobie sprawę, że ranga to nie wszystko. Po co chciała być wojowniczką? I tak to przeminie, zmieni się w proch. Zrówna z ziemią. Czemu? Pędziła dalej, biegnąc ile sił w nogach, wymijając krzaki oraz drzewa. Do strumyka. Zwyczajnego strumyka. On nie zniknie tak szybko. A koty śmierci musiały. Ot tak.
Przed nią jak z ziemi wyrosła czarna sylwetka. Od razu rozpoznała Szyszkę. Powoli zwolniła, zbliżając się do wpatrującej w wodę liderki.
- Ciociu!- miauknęła przytulając się do zaskoczonej kotki.- P-powiedz, że zawsze będziesz… Moją ciocią. Że mnie nie zostawisz!- przycisnęła się jeszcze mocniej. Niech tylko kotka to potwierdzi! Nie chciała, by ją zostawiła. Przecież… Jak? Jak mogło niby się kiedyś tak stać!
<Szyszko? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz