Przepraszam wszystkim którym miałam odpisać i do tej pory tego nie zrobiłam, ale musiałam się za to wziąć
*Jakiś czas temu*
Arlekin kilkoma szybkimi susami dobiegł do skały. Spojrzał szybko za siebie, sprawdzając czy żaden patrol nie zjawił się tu w celu odświeżenia oznaczeń zapachowych na granicy, którą miał teraz przejść. W poszukiwaniu Babeczki. Jeszcze w Porze Nagich Drzew, kiedy znalazł kotce nowy dom u Dwunożnych, tamta zaskoczyła go nowinką, że będą mieli dzieci. Teraz szła poznać swoje maluchy. Podróż do oddalonego od terytorium klanów miejsca, nie była zbyt niebezpieczna, ale musiał to zrobić. Kiedyś mu się udało, teraz też dotrze do ukochanej. Miał nadzieję, iż droga była długa, żaden z klanowiczów nie zauważy jego chwilowej nieobecności. W takiej sytuacji cieszył się, że wychował się w Klanie Burzy, który słynął z szybkości. On sam nie umiał rozwinąć zawrotnych prędkości jak niektórzy, ale starał się. Drapiąc szybko pazurami, wspiął się na skałę. Była ona nie taka wysoka, lecz było widać stąd terytoria klanów oraz... Ścieżkę do nowego domu Babeczki. Z uśmiechem skoczył i znów ruszył biegiem w stronę nikłej linii na horyzoncie, która powiększała się wraz z każdym ruchem. Jednak podłoże nagle zjechało w dół, zasłaniając mu widok wysoką trawą. Biegł jednak przed siebie, nie zważając na łodygi, które obijały mu się o pysk. Szybko omijał większe przeszkody, wyczuwając je też po części wibrysami, przeskakiwał nad norami królików, a raczej pod ich wejściami. Nagle z ślizgiem przekoziołkował po mokrej trawie. Szybko wstał i otrząsnął się z wody. Zdenerwowany warknął cicho, lecz znowu ruszył w drogę. Zastanawiał się na czym polega życie pieszczocha. Przecież... W nim nie było niczego ciekawego. Z tego co słyszał, koty domowe, jedyne co robiły to jadły, spały i bawili się z Dwunożnymi. No może czasem wychodzili na to swoje terytorium, ogrodzone jakimś drewnianym lub srebrnym czymś, czasem ze srebrnymi cierniami, lecz to się zdarzało rzadko. Ale Wyprostowani byli i tak dziwni. Niespodziewanie, jakby dziwnym trafem, powierzchnia pod jego stopami zmieniła się w twardą Drogę Grzmotu. Do jego nozdrzy dotarły ostre zapachy Potworów oraz kociąt Bezwłosych. Odwrócił szybko głowę. Małe stworzenie szło do niego, stawiając powoli kroki swoimi łapami. Za nim dwójka starszych, biegło do niego, z szaleńczym zapałem w oczach. Syknął na tego bliżej i machnął samicy pazurami przed oczami. Zaskoczona odsunęła się, lecz potknęła się o kamień. Wyczuł zapach krwi, ale musiał szybko dotrzeć do jego kotki. Jak najszybciej pobiegł przed siebie, choć nienaturalnie czarna powierzchnia raniła jego poduszki łap, przyzwyczajone do miękkiej gleby na wrzosowisku. To co tu było, przypominało skałę, lecz bardziej twardą i szorstka niż gładkie kamienie, z których było widać zawsze wiele rzeczy. Szybko odwrócił się, ale Dwunogi zostały z tyłu, trzymając tą co się przewróciła. Mięczaki. Teraz pewnie szły do starszych. Ciekawe czemu nie potrafią same się o siebie zatroszczyć? Znowu ruszył do przodu, lecz rąbnął głową w drewniane coś, Babeczka nazywała to płotem. Właśnie. Babeczka. Okrążył to stojące coś, ale nie mógł znaleźć jakiejś dziury. A Gniazdo Dwunogów wciąż tam było. Została tylko jedna możliwość. Odsunął się trochę do tyłu, wziął rozbieg i skoczył. Chwycił szybko pazurami krawędź płotu, który teraz wydawał się tylko małym drzewem. Chwilę balansował, przechylając się w boki. Czując, że traci oparcie dla łap, szybko skoczył do środka. W ten sposób znalazł się w ogródku. Tak to nazywała kotka. Dla niego wszystko było nowe, więc mógł się tylko pocieszać myślą, że gdzieś tu ona jest.
- Na osty i ciernie, Klanie Gwiazd, czemu ja to robię?- miauknął z przerażeniem wpatrując się w otaczające go rzeczy. Powoli, czając się na Dwunożnych, jakby byli niewidzialnym wrogiem, podszedł do przezroczystej ściany, tak gładkiej jak tafla wody oraz tak samo połyskującej. Przycisnął nos wpatrując się w środek Domostwa Dwunogów. W jednym z miejsc nagle zauważył te miękkie głazy, będące legowiskami kotów domowych. Zaczął machać ogonem, gdyż zauważył szylkretowe futro. Babeczka sprawiała wrażenie szczęśliwej, więc pół biedy. Teraz musiała go zobaczyć. Kotka nie zdawała sobie sprawy z obecności Jałowcowego Świtu na zewnątrz. Powoli wstała i podeszła do miejsca, gdzie pewnie jadła, ponieważ zaczęła chłeptać wodę z dziwnego pojemnika. Miauknął cicho oraz puknął łapą w szkło. Przyklaszczył uszy z rozdrażnieniem wpatrując się w Dwunoga który wszedł i zaczął głaskać koteczkę. Zniknął jednak po chwili. Znów miauknął, teraz donośniej. Babeczka ze zdziwieniem odwróciła głowę oraz uśmiechnęła się szybko tuptając do drzwi. Wyślizgnęła się szybko z kocich drzwiczek. Na widok kocura zaczęła mruczeć. Wojownik podszedł do niej, ciesząc się, że ją widzi. Jałowcowy Świt liznął kotkę w ucho.
- Co ty tu robisz?- spytała zdziwiona, ale szczęśliwa pieszczoszka. Zresztą, arlekin to przewidział.
- Powiedziałem, że jeszcze się z tobą spotkam.- szepnął cicho kładąc pysk na jej głowie.- Ale może chodźmy stąd na razie... Nie przyzwyczaiłem się do przebywania koło Gniazda Dwunożnych.- zakłopotany spojrzał na kotkę. W jej oczach było widać rozbawienie, lecz poszła za nim do płotu.
- Podobno urodziłeś się jako pieszczoch!- miauknęła unosząc wysoko ogon.
- Ale teraz jestem wojownikiem!- zaprotestował przechylając głowę, która wciąż go trochę bolała.
- Och, wiem ty głupi futrzaku.- kotka westchnęła. Gdy dotarli do "granicy", trochę bał się, czy Babeczka poradzi sobie ze skokiem. Nic bardziej mylnego. Kocura zadziwiła zwinność, jaką się wykazała wskakując na drewniane ogrodzenie. On sam ledwo co sobie poradził i wylądował już nie tak dokładnie jak pieszczoszka. Pokazując, że nie straciła swojego poczucia humoru, zaśmiała się.
- Wojownik! Na płot się wspiąć nie umie.
Jednak te słowa nie uraziły go, tylko zapaliły do wzajemnej rywalizacji. Zeskoczył po drugiej stronie. Przypadł do ziemi czekając, aż kotka także wyląduje obok niego. Trochę się zawahała, ale po chwili była obok kocura, który przyszpilił ją do ziemi. Chwilę tarzali się w trawie. ale nagle Babeczka skończyła zabawę, wstając na nogi. Zaczęła lizać swoje futro, które było teraz mokre i brudne od kawałków suchych liści. Była taka piękna... A jej futro tak lśniło w zachodzącym słońcu...
- Wszystko dobrze?- zapytała podnosząc brew.
- Nie, nic... A u ciebie?
- Dobrze. Masz córeczkę.
- Naprawdę?- kocur aż zachłysnął się na to wiadomość. On... Miał... Córkę.
- A myślisz, że kłamię?- zaśmiała się.- Może chciałbyś ją zobaczyć?
Jałowcowy Świt chwilę się zastanawiał. Nie mógł się doczekać, by poznać swoje dziecko, jednak wchodzenie do Domu Dwunogów nie wliczało się w rachubę. Pokręcił powoli głową. Co by powiedzieli klanowicze, gdy przyjdzie z smrodem Domowników Babeczki na futrze? Raczej by zaczęli wypytywać, a on mógłby wtedy zdradzić sekret. Może nawet by go wygnali z klanu... Za spotykanie się z pieszczochami Dwunożnych. Miał ochotę prychnąć. Wszyscy byli tacy chamscy. Chyba nie umieli zrozumieć co to miłość. A poza tym, Babeczka nie była gorsza od tych wszystkich półgłówków.
- Wiesz.... Ja.... Nie mogę.- na widok podniesionej brwi kotki dodał.- Wejść do środka. A ty nie możesz wyjąć jej z Gniazda... Ja.... Po prostu nie wiem.
Chwilę stali tak w ciszy, aż w końcu szylkretka szepnęła:
- Za niedługo już jej tu nie będzie.
- Co?- zdziwiony wbił w nią wzrok.
- Dwunożni znajdą jej nowy dom...- spuściła głowę.- Będę za nią tęsknić... Ale chciałabym ją jeszcze kiedyś spotkać... Tutaj nie ma dużo Dwunożnych więc... Pewnie zamieszka daleko...- powiedziała i zaczęła cicho płakać. Gdy kocur chciał się do niej zbliżyć, ta odepchnęła go. Szybko otarła łzy, spoglądając na niego z nowym oporem.
- Nigdzie jej nie wezmą, ja...- zaczęła, lecz wojownik dalej nie słuchał. W jego głowie zaświtał pomysł. Nie był pewien jak ona na to zareaguje, mimo to, ta opcja mogłaby być chyba dobra. Spojrzał prosto w ślepia kotki, która przerwała swój wywód i zamglonym wzrokiem wpatrywała się w dal gdzieś za nim.
- Posłuchaj...- szepnął. Sam nie był zbyt pewien, czy ten plan mógł zadziałać.- J-ja... M-mogę ją w-wziąć do k-klanu.
***
- Jesteś przekonany, że będzie jej tam dobrze?- wciąż dopytywała się Babeczka, pewnie nie mogąc znieść myśli o rozłące z córką, choć miała być mniejsza niż gdyby Dwunożni wywieźli ją do nowego domu.
- Tak, jestem.- odpowiedział szybko. On sam musiał maskować swój strach, by jego partnerka nie zwątpiła. Właśnie to był największy problem. Musieli zdecydować, co najlepsze dla ich dziecka. Nie był pewien, czy jest na to przygotowany, ale stało się. Byli rodzicami, musieli myśleć jak dorośli, chociaż wciąż byli w młodym wieku.
- A klan... Czy on nie będzie... Ten... Dla ciebie niemiły? Przecież wiesz co sądzą o kotach domowych...- teraz ona zaczęła się jąkać. Nie miała pojęcia o dzikich kotach, ale tyle mogła wiedzieć...
- Powinni się cieszyć, że przyniosę im nowego kociaka. Wyrośnie na świetną wojowniczkę.- powiedział. Sam zdziwił się swojej pewności w głosie.
- Jeżeli ty ją będziesz uczyć to na pewno.- zamruczała kotka ocierając się o niego. Jałowcowy Świt szybko skoczył na płot, chybotając się na krawędzi. Czując, że znów traci równowagę, zwinnie zeskoczył na drugą stronę. Babeczka zachichotała, lecz szybko przestała, widząc urażoną minę wojownika. Sama zjawiła się przy jego boku i wyprzedziła go, wskakując do środka Domu Dwunożnych. Podszedł powoli, rozglądając się we wszystkie strony, jakby za każdym nienaturalnie prostym krzakiem, krył się wróg, aż w końcu przysiadł tuż przed drzwiami. Ze środka było słychać ciche słowa, jednak nie były zbytnio dobrze słyszalne, więc darował sobie wychwytywanie pojedynczych wyrazów. Naburmuszony przytwierdził nos do szyby. Nagle ożywił się, widząc, że Babeczka spieszy ku niemu, trzymając w pysku małą,puchatą kuleczkę. Kotka odwróciła się, patrząc czy nie idą za nią Dwunożni, ale pewnie nie zauważyła żadnych wielkich łapsk i prędko ruszyła do drzwiczek. Wyszła powoli zbliżając się do kocura. Położyła malucha tuż pod jego stopami.
- Mama mówiła, że pokaże mi tatę.- powiedziała mała wpatrując się w niego swoimi brązowymi oczami. Była taka słodka... Wyglądała jak mniejsza wersja mamy, jednak nie jej futerku, dominację przejął kolor biały. Naprawdę przypominała kuleczkę. Małym puszystym ogonkiem kręciła nie wiadomo w jaką stronę, a łapki nerwowo drgały. Jednak zachowała dumę i stała wyprostowana, pomimo lekkiego stresu.
- Tak. Jestem twoim tatą.- te słowa ciężko wydobyły mu się z krtani. Wciąż nie mógł w to uwierzyć. Zresztą, był ciekawy jak teraz wygląda. Pewnie głupio, skoro gapi się tak na nią. Szybko potrząsnął głową, by przywrócić zdrowy rozsądek.
- Ty śmierdzisz.- po chwili miauknęła koteczka. Babeczka lekko trzepnęła ją w ucho.
- Nie bądź niemiła Pysiu. On nie mieszka z Dwunożnymi, on...- zaczęła tłumaczyć, lecz malutka wyrwała jej się z objęć i podeszła do kocura, wyzywająco podnosząc łebek.
- Jak to nie mieszkasz z Domownikami? No to gdzie niby śpisz? Ale pewnie tak śmierdzi.
- Ja mieszkam o wiele dalej. I tam nie śmierdzi, tylko wręcz przeciwnie. Wszędzie są nowe zapachy, pewnie o wiele lepsze niż w tym zamknięciu.- krzywo się uśmiechnął. Ale kotka mogła mieć naprawdę wrażenie, że śmierdzi. Może naprawdę koty z Klanu Burzy pachną królikami?- Zabiorę cię tam i wszystko pokażę.
- Ale później wrócimy tutaj? Bo w nocy będzie pewnie zimno na dworze...- miauknęła Pysia. Wojownikowi zrobiło się żal małej. Nie wiedziała, że ona pójdzie z nim na... zawsze.
- Kochanie, jeszcze się zobaczymy...- pokrzepiająco powiedziała Babeczka, lecz mała chyba zrozumiała o co chodzi.
- Ja nie chcę z nim iść! Tu mi jest dobrze!- jęknęła i wbiła zdenerwowany wzrok w swojego ojca. Kocur nerwowo przełknął ślinę. Z zakłopotaniem spojrzał na partnerkę, ale ona tylko kręciła głową.
- Tata zadba, żeby tam ci było dobrze. I będziesz mieć nowe imię, nowe miejsce do spania... Czasem może nawet pójdziesz mnie odwiedzić...
- Ale ja chcę to życie!- buntowniczo krzyknęła Pysia, lecz Babeczka już szeptała słowa pożegnania.
- Do zobaczenia...- miauknęła przez łzy, wtulając się w kupkę futra, która szybko odsunęła się od rodzicielki. Naburmuszona odwróciła główkę. Jałowcowy Świt wstał i już ruszał w stronę ogrodu. Ciężko mu było oddzielać matkę od córki, ale to było dla jej dobra... Cicho zawołał koteczkę, która smutno truchtała za nim. Na widok smutnej twarzyczki, znów zrobiło mu się żal. Och, gdyby wszystkie zmartwienia zostawić za sobą...
- Opowiesz mi w ogóle o tym wszystkim?- spytała nieprzekonana Pysia badawczo lustrując kocura.
- Tak, ale teraz musimy stąd uciec. To nasza misja.- uśmiechnął się gorzko i wziął małą do pyska. Ta chwilę się wierciła wyrażając sprzeciw, lecz po chwili przestała, ciężko zwisając, chybotała w powietrzu. Najdelikatniej jak umiał, by nie zranić córki, skoczył na płot. By uniknąć jakiegokolwiek upadku, szybko wylądował po drugiej stronie. Położył kotkę koło swoich łap i strzepnął ogonem.
- Dasz radę iść przez chwilę?- wydyszał. Nie mógł dalej nieść tej kluski. Była cięższa od czegokolwiek, co niósł. Mała pokiwała głową, ale z wielkim ociąganiem ruszyła do przodu. To "chodzenie" przypominało raczej ślizganie. Powłóczyła łapami jak wąż, przynajmniej tak to wyglądało z powodu jej długiej sierści. Jałowcowy Świt podniósł brew.
- Nie wygłupiaj się. Nie jesteś już chyba małym kociakiem?- zapytał przystając, ale po chwili poszedł dalej. Kotka zdenerwowana prychnęła, jednak już trochę żwawiej truchtała, co chwilę potykając się o kamienie. Miała szczęście, że się nie przewróciła. Od razu było widać, że nie jest przystosowana do życia w dziczy, ale to miało się zmienić. Gdy będzie w odpowiednim wieku, dostanie mentora, dowie się o tych wszystkich zadziwiających rzeczach, o których nawet nie myślał w młodzieńczym wieku. Odkryje co to znaczy naprawdę pędzić z wiatrem, nauczy się jak polować (może on jej w tym pomoże?) oraz zobaczy różne ruchy bitewne, choć z tym miał nadzieję, że nie będzie musiała ich wykorzystywać. Sam nie brał jeszcze udziału w bitwie, więc nawet nie wiedział jak to jest. I nie chciał wiedzieć. Jedyne co się wynosiło z wojny, to rany. Koty nie umiały ze sobą normalnie rozmawiać. Ale zawsze, gdy się walczyło, to miało się to poczucie dumy, że walczyło się za swój klan. Nagle te wyniosłe przemyślenia, przerwało szturchnięcie w łapę. Mała vanka stała tuż pod nim.
- Już nie mogę.- miauknęła i się położyła jakby nigdy nic. Miał ochotę warknąć, by przywrócić kotkę do porządku, lecz nie mógł. Po prostu nie mógł. Z westchnieniem opadł na ziemię oraz pokazał ogonem, by weszła na niego grzbiet.
- Trzymaj się mojego futra!- miauknął zaciskając zęby, gdy malutkie pazurki zaczepiały o jego sierść. Podniósł się po chwili, czując, że Pysia już znalazła dogodną pozycję. Spojrzał w niebo, które już stało się atramentowo czarne, a na jej powierzchni pojawiły się gwiazdy. Srebrna Skóra świeciła mocno, tak samo księżyc. Wszystko było piękne. Oprócz tego co czekało na niego w niedalekiej przyszłości. Szedł powoli, z powodu ciężaru, który dźwigał na karku oraz przemiłej atmosfery, która zachęcała do pozostania. Tutaj roślinność była bardziej bogata niż na terytoriach Klanu Burzy, co chwilę było słychać pszczoły, bzyczące jego zdaniem nadmiernie, koniki polne skaczące z jednej łodygi długiej trawy na drugą. Tylko jedno stworzenie w tym gronie było naburmuszone. Jego córka. Rozumiał jej gniew, ale żeby nie zachwycać się tym pięknem? Tymi świetlikami krążącymi nad ich głowami, odgłosami ptaków, które powoli szły spać, niesamowitym widokiem gór? No jak można było nie pokochać takich rzeczy. Mała co chwilę pociągała nosem, wiercąc się co chwilę, ale nie obserwowała przyrody. Przecież pierwszy raz to wszystko widziała, co nie? Fauna i Flora była cudowna, nie mówiąc o lekkiej bryzie która przyjemnie smagała futro, lecz nie zadawała zimna. Każdy krok był niesamowity a ona co? Ona tylko wciąż leżała. Nawet wydawało mu się, że specjalnie wbija ślepia nie wiadomo gdzie, by go tylko zdenerwować. Potrafił zrozumieć jej rozłąkę, ale co. On się nie wychowywał z rodzoną matką i coś mu się stało? Przynajmniej miała okazję poznać Babeczkę, przeżyć wiele miłych chwil. A teraz będzie miała lepiej, nie będzie jadła karm dla kotów domowych wyglądających (i śmierdzących) jak mysie bobki, nie będzie się nudziła wylegując na tych ich miękkich kamieniach. Będzie żyła w pobliżu rodziny, z mamą będzie się spotykać. No jakie są minusy tej przeprowadzki?
- Jak ty w ogóle masz na imię?- nagle burknęła Pysia, której głos wydawał się być jeszcze bardziej znudzony niż inne członki.
- Jałowcowy Świt.- miauknął pełen dumy z imienia wojownika, nadanego mu przez Mokrą Gwiazdę podczas ceremonii mianowania na pełnoprawnego członka klanu.
- Dziwne. Czemu się normalnie nie nazywasz?
- Bo to imię klanowe.
- Co to klan?
- Klan to miejsce gdzie będziesz teraz mieszkać. Ja należę do Klanu Burzy, są jeszcze Klan Nocy, Klan Klifu oraz Klan Wilka. W każdym klanie jest dużo kotów, a każdy ma swoją rolę. Na początku, maluchy takie jak ty, są po prostu kociakami. Ale to daje też plusy, bo możesz cały dzień się bawić lub spać. Potem, gdy skończysz sześć księżyców, zostajesz uczniem. Masz mentora, a on uczy cię różnych rzeczy. Polowania, walki i tak dalej... Jako uczeń, musisz też czasem opiekować się starszyzną, czyli najstarszymi w klanie.
- A czemu się nimi zajmują? Przecież sami mogą o siebie zadbać.
- Na ich wiedzy opiera się klan. A sami sobie nie upolują zwierzyny. Ale powracając, po tym jak nauczysz się wszystkiego, zostajesz wojownikiem. Patrolujesz granice, polujesz oraz bronisz swojego klanu. Kotki, które mają kociaki, zostają karmicielkami i przenoszą się do żłobka dopóki ich kocięta nie zostaną uczniami...
- Nigdy nie będę się miziać z żadnymi brudnymi wojownikami.- prychnęła koteczka, przerywając mu wypowiedź, ale on tylko dalej kontynuował.
- W klanie jest zastępca, on zajmuje się planowaniem patroli, pomaga liderowi. A lider, to najważniejszy kot w klanie. On wszystkim rządzi. Przywódcą Klanu Burzy jest Mokra Gwiazda. Są też medycy, oni mają kontakt z naszymi wojowniczymi przodkami czyli Klanem Gwiazd oraz leczą chore koty. Mogą mieć uczniów tak samo jak wojownicy. To chyba wszystko.
- A czemu macie takie dziwne imiona?
- Imię jest bardzo ważne. Nadaje się je kociakowi od urodzenia, a potem towarzyszy mu do końca życia... Ale w zmienionej formie. Ja na przykład gdy byłem kociakiem, nazywałem się Jałowiec. Potem, każdy uczeń dostaje drugi człon - Łapa, choć sam nie wiem czemu. Gdy zostaje się wojownikiem, zmienia się go właśnie na coś innego. W moim przypadku, teraz nazywam się Jałowcowy Świt. Liderzy mają inne imię, bo przybierają człon - Gwiazda. Rozumiesz?
- Tak. A teraz opowiedz mi coś więcej.
- Dobrze. Życie w klanie jest cudowne. Ale chyba najbardziej w Klanie Burzy. Słynie on z tego, że jego członkowie bardzo szybko biegają. Wymaga to wprawy, jednakże nauczysz się tego pewnie prędko, bo z tego co widzę, to jesteś dosyć mądra.- "I krnąbrna" dodał w myślach.- Chodzi o to, że musisz się dowiedzieć w jaki sposób rozwijać prędkości, bo to nie tylko bieganie. Dzięki tej zdolności, możemy łapać króliki. Na wrzosowisku jest ich mnóstwo, ale ja wolę łapać gryzonie, które kopią swoje norki w pobliżu skał bo i te czasem można spotkać. Zające zawsze mi uciekają spod łap, nie wiem co robię źle. Jak taki się przepłoszy, to trzeba za nim zrobić pościg, a to nie jest dobry pomysł, bo inne zwierzęta też czmychną. Ale musisz się nauczyć każdy kawałek zwierzyny jest bardzo cenny, bo...- mówił, lecz zauważył, że kotka się nie odzywa. Przekręcił głowę i kątem oka, zauważył oddychającą równomiernie istotkę. Zasnęła. Przesunął wzrokiem po okolicy. Za niedługo będą blisko granicy, a on nie chciał się zatrzymać bezpośrednio za nią, by spotkać patrol, który pewnie od razu wysłałby go do Mokrej Gwiazdy. Skręcił ostro w lewo. Przyspieszył, zauważając pusty pień nieopodal. Sam był dosyć zmęczony, a mógł chyba odpocząć. Wszedł powoli do środka, strzepnął pajęczyną i delikatnie położył Pysię na mchu. Musiał się skulić, by nie uderzyć się w sufit. Pysia... Musiał jej zmienić imię. Miał nadzieję, że Babeczka by mu na to pozwoliła... Ale to było konieczne. Pysia. Jego córeczka Pysia. Jak tu zmienić słowo, którym będzie ją nazywać przez jeszcze długi czas? Nagle strzepnął łapą,czując maleńkie odnóża wspinające się po jego nodze. Małe czerwone zwierzątko z czarnymi kropkami stanęło mu na drodze. Wziął je i wypuścił na zewnątrz. Na pewno nie chciało siedzieć w tej zatęchłej norze. Zerknął na córkę. Potem znowu na robaczka. Potem znowu na kotkę. I zaświtał mu w głowie pomysł.
- Biedronka. To będzie twoje nowe imię.- wyszeptał wtulając się w malutką.
***
Gdzie ja jestem? Co tu się stało. Myśli kołatały mu w głowie, gdy rozglądał się wokoło. Nie było tutaj żadnej żywej duszy, prócz jednej sylwetki naprzeciwko. Powoli zaczął podchodzić, stawiając łapę za łapą, tak jak to robił, jeżeli się bał. I rzeczywiście, napięcie rosło w nim z każdym krokiem. Spojrzał w górę. Idealnie czyste niebo niczego nie zdradzało. Opuścił głowę, lecz zamiast oddalonego stworzenia, zauważył rzekę. Ot rzekę, woda która zdaje się szeptać złowróżbne słowa, plusk który przypomina o wszelkich nieszczęściach, burzach łamiących drzewa, powodziach zalewających miejsca zamieszkania. Wszystko ukryte w rzece. Nie cierpiał tej części przyrody. Wciąż w głowie miał ten widok...
- Witaj.- usłyszał głos za sobą. Szybko odwrócił się, stając pysk w pysk z brązową postacią. Wydawała się znajoma, ale chyba bardziej dorosła niż ostatni raz ją widział. Nagle przypomniał sobie kto to.
- M-misiek?- zaczął się jąkać. Ostatni raz kiedy wyczuwał jego obecność, to wtedy...
- Może. A ty jesteś bojaźliwym lisim bobkiem.- rozległy się słowa, których w żadnym wypadku nie skierowałby do dawnego przybranego brata. Odsunął się energicznie do tyłu. Kocur jednak też się do niego zbliżał a w jego oczach nie było miłości ani tęsknoty. Tylko bezwzględność. Coraz to szybciej kierował się za siebie, lecz drogę zagrodził mu kamień. Chciał uciec, ale Misiek był już nad nim. Jego twarz ułożyła się w agresywnym uśmiechu, ledwo oddychając próbował się wyrwać kotu, który podniósł łapę. Pazurami przejechał po pysku Jałowcowego Świtu, poczuł ciepłe strumienie krwi. Piekący ból przeobraził się w jeszcze większy strach. Miał rację, był tylko bezużytecznym głupkiem.
- Wiesz, że jesteś w tym durnym klanie tylko przybłędą? A do tego, teraz zatraciłeś honor rodziny? Matka marzyła by przyłączyć się do klanów, jednak nigdy do żadnego nie dołączyła, bo umarła z twojego powodu!- i po tych słowach zadał kolejny cios.- Ty masz dziecko z kotką, która jest głupim pieszczochem. Och, zapomniałem, ty też nim jesteś!- warknął brązowy prosto w jego twarz. Kopnął kocura w brzuch, odrzucając go o długość lisa dalej. Odskoczył w bok, unikając cięć i sam zamachnął się łapą. Jednak krzyk za nim, sprawił, że zapomniał o walce. Zauważył córkę chybotającą się na krawędzi rzeki, piszczącą przerażająco. Krzyknął, by stamtąd poszła, lecz z gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Wyskoczył do przodu, lecz Misiek szybciej dobiegł do kotki. Wyglądało to, jakby nie biegł, tylko sunął po ziemi. Brązowy jednak nie uratował kotki. Zawarczał, a ta przestraszona runęła w dół. Wojownik wydał bolesny jęk, jakby to on spadł w czarną otchłań i rzucił się na pomoc. Wyciągnął łapą, myśląc, że może dosięgnie córki... Ale ledwie na chwilę zauważył jej twarz, po czym zniknęła w wodzie. Zaczął płakać, łzy lały się niemalże takimi strugami jak rzeka. Poczuł na karku koniuszek ogona.
- Obfituj się tym widokiem. Na to ją narażasz...- miauknął kocur za nim, ale słowa doszły do niego jak przez mgłę. Obraz powoli zanikał, wszystko zdawało się być szare... A końcu niczego nie było. Tylko ciemność zżerająca jego serce kawałeczek, po kawałeczku.
***
Jałowcowy Świt obudził się z krzykiem. Załzawionymi oczami, podniósł głowę, prosząc los, by to wszystko tak naprawdę było snem, podróż w poszukiwaniu Babeczki, zabranie Biedronki oraz sytuacji z Miśkiem. A najbardziej to ostatnie. Jednak od razu wyczuł kotkę wyciągnięta na kupce mchu. Był w tym pniu. Wziął córkę. Odwiedził partnerkę. Ale przynajmniej to ostatnie nie było prawdą. Po przerażającej scenie, musiał sobie przyrzec, że będzie trzymał kotkę z dala od rzeki. Szybko zaczął wylizywać pierś, która była cała mokra z płaczu. To w końcu była prawda czy nie? Gdy już się ogarnął, obudził Biedronkę. Mała narzekała, płakała z powodu "nieprzyzwoitych warunków" i fukała na kocura, który zmęczony wstał obolały. Tego mu było trzeba! Denerwująca córka. Ale kochał ją, więc za żadne skarby nie pokazałby jego zdenerwowania. Jeszcze bardziej zaczęła ryczeć, gdy nazwał ją nowym imieniem.
- Ja chcę stare imię!!- krzyczała, głośniej niż normalnie, z powodu rozespania.
- Nie chcesz się potem nazywać Pysiowa Łapa, co nie? A potem Pysiowe coś?- miauknął. Kotka po tych słowach ucichła. Ta znów wczepiła w pazurki, powtarzając sytuację z wczoraj. Wyruszali w dalszą część wyprawy. Wyszedł powoli z pustego pnia, zauważając, że dopiero za niedługo będzie ranek. Ruszył przed siebie, mrużąc oczy. Nie obejrzał się do tyłu, zresztą co tam było? Teraz chciał tylko to mieć za sobą. Wciąż miał w głowie scenę, gdy córka spadała w przepaść. Nienawistny wzrok Miśka. Wszystkie te rzeczy wstrząsały nim dobitnie, choć to był tylko sen. Właśnie takie słowa powtarzał sobie w myślach: "To był tylko sen, to był tylko sen..." ale wciąż bał się każdego kroku. Gdy z oddali widział jakikolwiek strumyk, omijał go szerokim łukiem. Każda kropla wody wydawała się być dla niego jak zabójcza broń, mogąca zgasić jakikolwiek płomyk życia. Z córką od wyruszenia nie wymienił żadnych słów, ale teraz miał ochotę chwilę porozmawiać. Lecz ona obrażona nie chciała z nim gadać. Gdy otwierał pysk by coś powiedzieć, fukała i prychała. W końcu odpuścił sobie nędzne starania. Biedronka jest na niego obrażona, co poradzić? No nic, kotka pokazała foszka. Najlepszym rozwiązaniem było po prostu zamknięcie jadaczki. Idealny plan.
Wkrótce przekroczyli granicę, tym sposobem zbliżając się do obozu. Cicho stąpając, przesuwał swoją pozycję kawałek dalej, z każdym krokiem czując na sobie czyiś palący wzrok. Sierść sama mu się jeżyła, gdy tylko usłyszał jakiś odgłos. Raz czy dwa razy spotkali jego klanowiczów na polowaniu, także zauważył Burzową Łapę z Śpiewającym Wiesiołkiem. Z zawstydzeniem zdał sobie sprawę, że zachowuje się jak samotnik. Jakby musiał uważać na terytoriach klanów... Ale nie mógł sobie przejść całe wrzosowisko z ogonem wysoko, rozgłaszając wszem i wobec swój powrót, choć raczej jego nieobecność chyba nie była zauważona. Następny patrol. Szybko w krzaki. Iść dalej. W takiej kolejności posuwał się do przodu. Czuł drżenie na swoim ciele, co chwilę przesuwał wzrokiem okolice. Mała całe szczęście się zamknęła, wszystko było dobrze, aż w końcu poczuł, że grunt pod łapami delikatnie opada. Podniósł głowę, w której zaczęło mu się kręcić. Byli już. Dwie długości ogona przed nim, był już obóz. Mógł teraz albo pójść do tunelu, albo zawrócić. Zawrócić. Po prostu zawrócić. Ale nie mógł. Zbierając swoją całą odwagę, ruszył do wejścia; zawsze było mu duszno, gdy wchodził przez to podziemne przejście, lecz teraz to nie miało znaczenia. Powoli wyszedł, nie interesując nikogo, dopóki ktoś nie zwrócił na niego uwagi. Kilka kotów gapiło się w niego ze zdziwieniem,wszyscy siedzieli w ciszy.
- Co to za kociak?- rozległ się pojedynczy głos. Nie miał czasu, by zidentyfikować, kto to powiedział. Delikatnie ściągnął kotkę na dół. Była chyba ciekawa co to za miejsce, bo jej główka chodziła to w jedną stronę, to w drugą. Przełknął cicho ślinę.
- Moja córka.
<Jeśli ktoś chce, to może odpisać>
uroczo
OdpowiedzUsuń