*skip time do teraz*
Walka, którą przeżyły koty z Klanu Wilka powoli odchodziła w zapomnienie. Coraz rzadziej na języki Wilczaków przychodził temat bitwy. Mimo to blizny walczących w niej i wspomnienia tych, którzy niestety przegrali z napastnikami umiały przypominać, że takie wydarzenie miało miejsce.Liliowy przymknął uszy wsłuchując się w śpiew ptaków. Myślał o następnym treningu ze Skrzącą Łapą, co powinna jeszcze przećwiczyć, co poprawiać i czego ją nauczyć. Mimo to były to dość przyjemne myśli. Zastrzygł uszami na dźwięk swojego imienia. Lekko się zawahał czy wstać i przerwać swój spokój, ale w końcu nie przystoi wojowniku siedzieć i nic nie robić gdy ktoś woła jego godne, osobiste miano.
Podniósł się niezgrabnie i obrócił głowę w stronę skąd dochodził dźwięk wołania. Skrzywił się widząc na horyzoncie liliową sylwetkę medyka. Nadal miał w pamięci ten dzień kiedy między nimi powstała sprzeczka. Uważał Kocura dalej za tchórza, który miał jaja w pysku, zamiast pod ogonem.
- No co się stało? - miauknął niechętnie do dawnego mentora Fasolkowej Łodygi.
Zielonooki drgnął z niezadowolenia i skrzywił się jeszcze bardziej niż był.
- Co tam nie chętnie? Może jakiś szacunek dla starszych od siebie, powinnaś skakać z radości, że tak inteligentna osoba jak ja wybrała cię do pomocy! - głośno rzekł Kocur, akcentując prawie każde wypowiedziane przez siebie słowo.
Syn Dzierzby parsknął pod nosem.
- Tssa... No już, w czym ci mam pomóc?
- Nie mam z kim pozbierać ziół-
- Nie masz z kim?! A Fasolka i inni wojownicy! Czemu mnie musisz do tego wybrać?! - oburzył się młodszy przerywając Trójce. Nie miał najmniejszej ochoty pomagać cętkowanemu w czymkolwiek.
- Nie przerywaj mi! Fasolka gdzieś sobie poszła, a pozostali mają inne zajęcia, które na pewno bardziej się przydadzą niż bez bezczynne leżenie. Wiec rusz to tłuste dupsko i idź za mną! - syknął.
- Co?! A skąd ja mam wiedzieć, czy to nie jakaś śmiertelna zasadzka, kto wie co masz w tej głowie.
- Tchórz?
Na to słowo głośno zastrzygł przednimi zębami. Miał ochotę wgryźć mu się mordę, a później ją roztrzaskać, jednak powoli zaczął opanowywać swoje myśli.
- Kto to mówi. - w końcu wymiauczał.
- Przestać się zachowywać jak kociak, marnuję na ciebie tylko czas. Idziemy zbierać kocimiętkę, która znajduje się na terenie dwunożnych, koniec tematu.
Cicho westchnął. Nie chciał już marudzić i się wykręcać od pomocy trójłapego.
***
Prawie już doszli. Kolczasta Skóra czuł jakby paliły mu się łapy, choć tak nie było. Droga była długa, marzył tylko o tym, by wreszcie stanąć i umoczyć w wodzie kończyny. Trójka też nie wyglądał jakby cieszył się z tak długiej wędrówki.
Szli jakąś jasną, długą drogą wyłożoną kwadratami, na górze już dawno świecił księżyc, a przy nim wiernie małe punkciki, ich przodkowie. Obok ścieżki, którą podążali były ciemne kije, a na nich jakby nadziane wielkie świetliki, czy inne źródło światła. Niedaleko leciała droga grzmotu, a po niej jeździły potwory wysokich, kolorowych dziwadeł. Zapach terenu był dziwny i ostry.
Co kilkanaście uderzeń serca trafiali na jakieś nierówne jasne płytki, przy tym Trójka wypuszczał ze swojego pyska coraz nowsze bluźnierstwa, w końcu skakanie z trzema łapami chyba nie było najłatwiejsze.
- Kiedy będziemy wreszcie na miejscu? Tyle tu tych dwunożnych i ich młodych... - mruknął spoglądając na niedaleko idącą zupełnie łysą istotę.
- Już niedługo. Zaraz powinien pojawić się ogród dwunożnych z roślinami z fioletowymi płatami.
- Ok.
Usłyszał jakieś dźwięki wydawane przez dwunogów, którzy najprawdopodobniej się bili. Różnili się troszeczkę od tych, choćby wyglądem. Ich odzenie było poszarpane, nos bardziej czerwony, a zapach okropnie ohydny i ostry.
Dwójka osobników zadawała sobie ciosy przezroczystymi rzeczami, które czasami się rozbijały. Wykonywali czasami dziwne ruchy.
- Dziwacy... - skomentował pod nosem.
<Potrójny Krok? Bardzo przepraszam, że tak długo musiałaś czekać, cholernie mi przykro>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz