Jesionek uniósł brwi zdziwiony.
- Nie, mieliśmy iść wzdłuż bagien - mruknął. - Pstrągowa Gwiazda chciała informacji o populacji lisów. Będzie źle jak nagle zrobi się ich za dużo.- dodał.
Pigwowy Kieł niechętnie kiwnął łbem zdenerwowany.
- O-oj - miauknął nagle Pigwowy Kieł, zginając się. - B-brzuch mnie boli!
Spojrzał na wojownika zdziwiony. Bolał go brzuch? Jeszcze chwilę temu, nie wyglądał na tak obłożnie chorego. Przyjrzał mu się podejrzliwie. Czyżby kocur kłamał? Ale po co? Dlaczego miałby w ogóle to robić?
- Jeszcze chwilę temu byłeś zdrowy... - stwierdził.
- Ale teraz mnie zaczął boleć... Nie wiem czemu - Dla potwierdzenia swoich słów, bardziej się zgiął.
Musieli odbyć ten patrol. Gdyby teraz wrócili, Pstrągowa Gwiazda obdarłaby ich ze skóry. Ale co? Miał iść sam? Przecież tam się roiło od lisów! Ale jeśli naprawdę go coś bolało, to nie powinni wcale tam iść. Lis w końcu mógł rzucić się na schorowanego!
- Pigwowy Kle... - zaczął powoli i ostrożnie dobierać słowa. - Musimy tam iść. Jeśli się źle czujesz to... - Pewnie był naprawdę szalony i głupi, jednak wypowiedział te słowa. - To zostań. Nie chcę cię narażać.
- Ty... Ty tam idziesz? Sam?
- Nie mam wyjścia.
- Ale... można nakłamać...
- Tak... nakłamiemy, a przez to sprowadzimy nieszczęście na nasz klan, jak się okaże, że zafałszowaliśmy raport. Powiemy: "Jest mało lisów", a one zaraz na kogoś napadną w dużej grupie i będziemy mieć niewinną śmierć na łapach. Idę tam - dodał pewniej i ruszył w stronę bagien.
Skupił się na otoczeniu, wytężając słuch i będąc w gotowości na ewentualny odwrót. Może i był szalony, ale dla dobra klanu, był w stanie się poświęcić.
- Wracajmy... - Usłyszał głos Pigwowego Kła, który niechętnie za nim ruszył.
- Nie ma mowy...
- Ale naprawdę to głupota.
- Cicho! - syknął na niego. - Nie przeszkadzaj...
Wkroczyli powoli na teren groźnych drapieżników, nie mogli teraz gadać. Czuł w nosie nieprzyjemną woń rudych stworzeń. Chyba było ich więcej...
- Wracajmy... Już mamy trochę informacji. - jęczał mu nadal Pigwa.
- Cicho! - rozkazał czując powoli irytację.
Nadal szedł dalej i dalej. Raz znaleźli szkielet jakichś piszczek. Było ich całkiem sporo. Widać było, że lisy nie próżnowały. Ich zapach był wyczuwalny cały czas. Raz nawet znaleźli ich odchody.
- Już... Już wystarczy... - Pigwa próbował go ponownie odwieść, że dalsza wędrówka, wgłąb bagien nie ma sensu.
Westchnął... Chyba mieli już dużo informacji o populacji lisów. Można było śmiało powiedzieć, że żyło im się tu dobrze i za jakiś czas rozmnożą się i zasiedlą więcej terenu. Kiwnął w końcu głową i zaczął się wycofywać, kiedy usłyszał charakterystyczne szczeknięcie. Odpowiedziało mu inne i jeszcze inne. Spiął się cały, próbując nawet nie oddychać. Czuł, że Pigwa również zamiera. Głosy lisów brzmiały dość blisko. Chyba powinni naprawdę się zbierać. Powoli zaczęli się wycofywać na swoje tereny. Oboje zachowywali naprawdę wysoką czujność. Spotkanie z takim stadem, może się skończyć naprawdę źle. Naglę coś skrzypnęło. Odwrócił się w tamtą stronę, dostrzegając jakąś samotniczkę. Zmarszczył czoło. Co... Co ona tu robiła? Pigwa zamarł. Wyglądała na bardzo starą. Co ona właściwie robiła na terenie należącym do lisów? Machnęła na nich ogonem. Pigwa złapał go za sierść, kręcąc głową. Uważał, że to mogła być jakaś pułapka? Słyszał jednak, że lisy się zbliżały. Nie mieli wyjścia. Możliwe, że ta samotniczka miała gdzieś kryjówkę, która ich ukryję. Powoli ruszył za nią.
<Pigwuś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz