— To co zawsze. Będziemy nadal zajmować się swoimi obowiązkami. Ktoś taki jak... ona... nie jest wart naszego czasu. — pokręcił głową. — Ja... nie rozumiem... — nagle dodał. — Nigdy nie spodziewałem się, że tak to się skończy. Najwyraźniej... nawet przyjaźń jest do kitu — warknął kopiąc łapą zabłąkaną kępkę mchu. — Bezwartościowe uczucie... Tylko sprawia ból. — wstał. — Masz wolne, Fasolkowa Łapo... Chcę pobyć sam. — powiedział kładąc się na swoim legowisku. Fasolka skrzywiła się, widząc przygnębionego kocura układającego się na mchu. Było jej przykro, że Trójka tak na to patrzy. Z jednej strony rozumiała, że teraz cętkowany mógł czuć się skrzywdzony, ale to chyba nie powód, żeby tak wszystko poddawać? Prawda? Teraz jednak żadne z nich nie miało siły na taką rozmowę. Pointka tak jak kocur chciał, zostawiła Potrójny Krok jeszcze na chwilę samego, aż zmorzył ją sen i wróciła do legowiska, żeby się położyć. Noc bez Strzyżykowej Pręgi w legowisku niedaleko była... dziwna. Gdy emocje już prawie całkowicie opadły, Fasolkowa Łapa zastanowiła się, czy Trójka kiedykolwiek pozwoli, żeby pręgowana dziko kotka kiedykolwiek wróciła na stanowisko medyczki w Klanie Wilka.
*jeszcze przed zgro*
Minęły już prawie dwa księżyce odkąd Potrójny Krok wyrzucił Strzyżykową Pręgę z legowiska. Jakoś żyli, zajmując się tym co zawsze - nauką i leczeniem kotów. Chociaż z nauki to to im dużo nie zostało. Fasolkowa Łapa odpowiadała perfekcyjnie na wszystkie pytania i bez pomyłek wykonywała polecenia mentora. W końcu jej treningi z Trójką i Cisem się opłaciły, a umiejętnościami na pewno dorównywała temu pierwszemu.
Nim zdążyła porządnie odespać wczorajszy dzień, przyszła do nich Skowronek z ukąszeniem pszczoły. Kotka musiała przez przypadek nadepnąć na owada i teraz poduszeczka jej łapy mocno spuchła. Fasolka szybko się nią zajęła, biorąc łodygę mniszka do pyska i wyciskając z niej sok na użądlenie. Zamruczała jeszcze tylko słowa pocieszenia dla Skowronka i odprawiła kotkę z radą, żeby starała się nie kłaść swojej wagi akurat na tej łapie przez jakiś czas. Gdy tylko w głowie Fasolkowej Łapy pojawiła się nadzieja na odrobinę spokojniejszy i wolniejszy dzień, nagle do ich legowiska wpadł eskortowany przez Kolczastą Skórę jego dawny mentor - Leśny Świt. Mieśnie kocura widocznie dygotały, oczy były jakby nieobecne, a zapach dobiegający z jego pyska wskazywał na to, że niedawno wymiotował. Fasolka widząc jego objawy szybko podbiegła do niego ze zmarszczonymi brwiami i skupioną miną.
— Potrójny Kroku! — zawołała od razu, dobiegając do Leśnego. Jej mentor zaraz zjawił się obok i równie szybko obejrzał poszkodowanego, który usiadł ostrożnie, wciąż dygocząc.
— Wygląda na zatrucie, ale nie roślinami... — mruczała pod nosem Fasolka, wciąż przyglądając się kotu. Zanim Trójka zdążył coś powiedzieć, kotka szybko przypominała sobie, co wcześniej uczyła ją Cisowe Moczary i prędko poszła wgłąb legowiska po krwawnik, wytrocz i malwę. Najpierw wcisnęła kocurowi do pyska krwawnik, a gdy ten zwymiotował na bok podała mu mieszankę reszty do połknięcia. — Powinien tu trochę zostać i wydobrzeć... znowu. — westchnęła w końcu, widząc jak stan Leśnego Świtu powoli się poprawia. Podziękowała Kolcowi za odprowadzenie Leśnego do nich, a pożegnawszy się z nim wróciła do dalszej części legowiska przeznaczonej dla medyków. Dosyć zaskoczony Potrójny Krok przysiadł obok niej, unosząc podejrzliwie jedną brew.
— Skąd wiedziałaś, że to zatrucie nie od roślin? — zapytał w końcu. — Przecież jeszcze ci nie mówiłem o truciznach... — mruknął już jakby do siebie pod nosem. Fasolka drgnęła nieznacznie, słysząc pytanie kocura. Cóż, kiedyś jej wyprawy na tereny Klanu Nocy do Cisu musiały się wydać, prawda? Miała tylko nadzieję, że kocur nie wyrzuci jej za to z legowiska jak mu się grzecznie przyzna...
— No, więc... heh.... — zaczęła nerwowo, łapczywie biorąc uspokajający oddech jeden za drugim. — Bo kiedyś poznałam taką kotkę co trochę się tak jakby zgodziła mnie uczyć o truciznach... i odtrutkach oczywiście...
< Potrójny Kroku? sry za gniota, znowu:( >
— Potrójny Kroku! — zawołała od razu, dobiegając do Leśnego. Jej mentor zaraz zjawił się obok i równie szybko obejrzał poszkodowanego, który usiadł ostrożnie, wciąż dygocząc.
— Wygląda na zatrucie, ale nie roślinami... — mruczała pod nosem Fasolka, wciąż przyglądając się kotu. Zanim Trójka zdążył coś powiedzieć, kotka szybko przypominała sobie, co wcześniej uczyła ją Cisowe Moczary i prędko poszła wgłąb legowiska po krwawnik, wytrocz i malwę. Najpierw wcisnęła kocurowi do pyska krwawnik, a gdy ten zwymiotował na bok podała mu mieszankę reszty do połknięcia. — Powinien tu trochę zostać i wydobrzeć... znowu. — westchnęła w końcu, widząc jak stan Leśnego Świtu powoli się poprawia. Podziękowała Kolcowi za odprowadzenie Leśnego do nich, a pożegnawszy się z nim wróciła do dalszej części legowiska przeznaczonej dla medyków. Dosyć zaskoczony Potrójny Krok przysiadł obok niej, unosząc podejrzliwie jedną brew.
— Skąd wiedziałaś, że to zatrucie nie od roślin? — zapytał w końcu. — Przecież jeszcze ci nie mówiłem o truciznach... — mruknął już jakby do siebie pod nosem. Fasolka drgnęła nieznacznie, słysząc pytanie kocura. Cóż, kiedyś jej wyprawy na tereny Klanu Nocy do Cisu musiały się wydać, prawda? Miała tylko nadzieję, że kocur nie wyrzuci jej za to z legowiska jak mu się grzecznie przyzna...
— No, więc... heh.... — zaczęła nerwowo, łapczywie biorąc uspokajający oddech jeden za drugim. — Bo kiedyś poznałam taką kotkę co trochę się tak jakby zgodziła mnie uczyć o truciznach... i odtrutkach oczywiście...
< Potrójny Kroku? sry za gniota, znowu:( >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz