*przed śmiercią Ofelii*
Siedziała w kącie legowiska, wodząc wzrokiem za krzątającą się medyczką, chociaż wcale jej nie widziała. Myślami była daleko, poza legowiskiem, obozem, a nawet terenami Wilczaków. Drżała, ale nawet tego nie zauważała.
Czy gdyby umarła, ktoś by po niej płakał? Czy cały klan raczej odetchnął by z ulgą?
- Nie będę cię oszukiwał. - Poczuła na sobie wzrok Wilczego Serca. - Najprawdopodobniej… miałaś rację. Byłaś… była u mnie w nocy - zamilkł, kilka razy wysunął i schował pazury. Nadal był wściekły, że wtedy nie zareagował. Wolał nie wiedzieć, co kocica robiła, gdy już go zostawiła. Do czego… używała jego córeczki.
Cynamonowa nic nie odpowiedziała, patrząc na ziemię między swoimi łapami.
- Pójdźko, chciałem, żebyś wiedziała, że… że to nie ty. Że co by się nie działo, i tak… i tak będę cię kochał - miauknął. - Proszę, nie obwiniaj się o to, co się dzieje. Rozmawiałem już z medyczkami, obiecały cię pilnować, w razie czego mogę czuwać przed legowiskiem, postawić warty dookoła obozu, albo…
- To nic nie da - cichy głosik przerwał jego wywód.
- Nie prawda, zobaczysz, że wszystko będzie dobrze, tylko nie możesz się poddawać. Jestem tu obok, gdyby tylko coś się działo…
- Jest tylko jeden sposób - spojrzała na niego. Serce ścisnęło mu się na widok jej pustego wzroku. - Tatusiu, proszę.
Proszę. Zabij mnie.
Otuliło ją szorstkie futro, pachnące lasem, wiatrem, walką i klanem.
Pozwoliła się przytulić, tkwiąc w bezruchu. Zapewniał ją, że wszystko będzie dobrze, ale nie słuchała. Myślami była daleko, bardzo daleko…
*już po*
Rozległy się głosy. Dzisiaj Wilcze Serce nie przyszedł. Zauważyła, że niebieska kocica i jej uczennica, wcześniej rozmawiające ze sobą prawie ciągle, teraz wymieniały przy niej najwyżej parę zdań.
Czy to miało jakiś związek z tym, że rano ledwo przewróciła się na drugi bok, czując ból wszystkich mięśni?
Nie, wolała nie wiedzieć. Zwinęła się w kłębek i zamknęła ślepia.
Tatuś wciąż nie przychodził. Zaczęła oddychać szybciej, słysząc gwar przy wejściu, ale szybko się uspokoiła. Nie, nie mogło chodzić o nią. A jeśli nawet, to co z tego?
Nieoczekiwanie obok niej ktoś się pojawił. Nie znała tych kroków ani zapachu. Wtuliła się mocniej w róg legowiska, czując nadchodzącą panikę.
- Cześć! - ktoś miauknął tuż obok niej. - Pójdźka, prawda?
Nie odpowiedziała. Nie było jej. Nie było jej, nie było jej, nie było jej, niech sobie idzie. Niech idzie, zanim stanie się coś złego. Zadrżała, ledwo dostrzegalnie.
<Miedź? Powodzenia xD>
MAM RACJE, ZE TO DZIERZBA ZABILA OFELIE??
OdpowiedzUsuńMi też tak się wydaje... Ciekawe czy to prawda
UsuńNo tak jakoś wyszło ;)
Usuń