Kotka westchnęła. Co ona by zrobiła, gdyby tak nagle przyszło jej stracić kogoś cennego? Smutna myśl dotarła do niej błyskawicznie. Nie miała takiej osoby. Nie posiadała przy swoim boku kota, którego mogłaby obdarzyć uczuciem i zaufaniem, żadnego przyjaciela, ani członka rodziny. Jeszcze nigdy nie czuła się taka samotna, jak w tamtym momencie. Łapy same poniosły ją w stronę wyjścia z obozu. Kilka uderzeń serca potem, kotka przemierzała terytorium swojego klanu, próbując opanować coraz większy wybuch różnych emocji. Tęsknota, smutek, żal, duma - mieszały się ze sobą, nie dając jej ani chwili ukojenia.
Wszystko stanęło w jednym momencie.
Żabia Łapa dostrzegła cień dużego ptaka. Podniosła zaskoczona wzrok, na krążącego nad kimś jastrzębia. Ptaszysko było na tyle spore, że mogło bez problemu zająć się zarówno Żabką, jak i... w tym momencie kotka wstrzymała oddech. Leszczynek kulił się ze strachu, najwidoczniej zbyt oszołomiony niespodziewanym wydarzeniem, żeby ruszyć nawet wąsikiem. Biedny maluch! Nie zastanawiając się więcej, pomknęła w jego kierunku, uderzając łapkami o twarde, trawiaste podłoże. Odepchnęła kociaka w stronę bezpiecznego schronienia w wilczych jagodach. Żabka próbowała uspokoić niespokojny oddech, przy okazji oczekując odlotu ptaka.
― Coś ty sobie myślał?!
― Prz-ep-praszam... C-chciałem i-iść do ma-my...
Odpowiedz malucha sprawiła, że kotka nie mogła się na niego dłużej gniewać, chociaż dalej miała oczy szeroko otwarte ze strachu, a uszy ściągnięte do tyłu. Z współczuciem obserwowała coraz więcej łez dzieciaka.
― D-dziękuję... u-u-ra-t-t-owałaś mn-nie...
― Uważaj na siebie, dobrze? I jeśli chciałeś tu przyjść... wystarczyło zapytać. Jestem pewna, że ktoś by z tobą przyszedł. ― westchnęła ciężko, spoglądając na kociaka, który skinął nieśmiało łebkiem. Liczyła, że ta niebezpieczna wyprawa go czegoś nauczyła i już więcej nie wpakuje się w podobne tarapaty.
― D-dobrze. ― starając się uspokoić wciąż bijącego w szaleńczym tempie serce, kotka spojrzała na kocurka. Leszczynek przekrzywił główkę, posyłając jej lekki, nieśmiały uśmiech.
― D-dziękuję...
― Już dobrze. Ważne, że jesteś cały i zdrowy. ― miauknęła Żabia Łapa, odwzajemniając uśmiech młodego pobratymca, po czym dotknęła nosem jego uszka. Małe, rude ciałko, trzęsło się z wciąż odczuwalnego strachu, chociaż było znacznie lepiej. ― Wracajmy już do obozu. Wszyscy ciebie szukają. Twój tata i bracia się o ciebie martwią.
Co do tego pierwszego, zbyt pewna nie była. Zdążyła przyzwyczaić się do faktu, że Iglasta Gwiazda niezbyt przychylnym spojrzeniem obdarza jednego ze swoich synów.
― M-martwią s-s-się o m-mnie?
― Oczywiście, Leszczynku. Jesteś naszym kochanym kociakiem, nie zapominaj o tym. ― miauknęła Żabia Łapa, po czym ostrożnie zagoniła ogonem kocurka, prowadząc go w stronę obozu.
Cały czas pilnowała Leszczynka, by ten przypadkiem się nie zmęczył, ani nie potknął. Zjeżona sierść powoli się wygładzała, natomiast oddech wrócił już do dawnego, spokojnego tempa. Kiedy tylko wrócili do obozu, pobratymcy rzucili w ich stronę zaciekawione spojrzenia. Widocznie nie tylko ją wprawiło w radość odnalezienie Leszczynka.
― Chcesz iść od razu do Białego Puchu?
― C-czy ona n-nie b-będzie z-zła?
Żabia Łapa otworzyła pyszczek, by odpowiedzieć na pytanie syna Gąski, gdy kontem oka dostrzegła, że podchodzi do nich Iglasta Gwiazda.
<Leszczynku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz