usłyszał. Krótko mówiąc, była po prostu wściekła: na matkę, na dwunożnego no i przede wszystkim na ten głupi las. Jedna z przednich łap, ta, na którą upadła podczas swojej wycieczki na płot, była wykręcona pod dziwnym kątem. Leżała tak pod krzakiem, pojękując cicho i czekając, aż nadejdzie pomoc. Nadeszła noc. Przeraźliwe zimno, które już dawno przeniknęło bujne futerko pieszczoszki, sprawiało, że młoda kotka drżała raz po raz.
- Mamo… - kwiliła. – Przepraszam… Tylko przyjdź tutaj i mi pomóż!
Nawet nie złapała momentu, kiedy zasnęła. Obudziła się grubo po północy, gdy księżyc świecił jasno, a gwiazdy migotały na niebie, tworząc swego rodzaju błyszczącą ścieżkę. Pierzynka, na chwilę zapominając o bólu, westchnęła cicho, rozmarzona. Mimo tej całej wolności, której doznawała, mieszkając z matką w stodole, rzadko wychodziła w nocy. Tam, gdzie mieszkała i tak nie było co oglądać – drzewa były zbyt rozłożyste, a sklepienie niebieskie zasłaniała gęsta, nieprzyjemnie pachnąca, szara chmura, od której pieszczoszce kręciło się w nosie, a oczy łzawiły. Kotka nie była jednak pewna, czy zamieniłaby swój przytulny kącik na życie w tym… czymś. Było jej zimno, mokro i źle. Chciała wrócić do domu, nawet jeśli miałaby ryzykować ponowne spotkanie Dwunożnego. Zawyła po raz kolejny, chcąc zwrócić na siebie uwagę mieszkańców lasu. Po raz pierwszy w życiu tak się bała. Położyła głowę na łapach i załkała. Przecież była tylko kociakiem! Przecież… Zaraz, co to? Gdzieś za plecami Pierzynki rozległ się odgłos łamanej gałązki. Pieszczoszka odwróciła głowę szybko, patrząc wielkimi oczami na równie przestraszonego kocura o półdługiej, szarej, pręgowanej sierści.
- Kim jesteś? – warknęła, albo raczej pisnęła kotka. Obcy był od niej nieco większy i starszy, a przede wszystkim całkiem sprawny. W skrócie? Jeśli doszłoby do starcia, Pierzynka nie miałaby szans. ŻADNYCH. Nieznajomy zrobił kilka niepewnych kroków i zapytał drżącym głosem:
- Co robisz na terytorium Klanu Wilka?!
Kotka nastroszyła futerko, prychając głośno.
- Czego?! – powiedziała, krzywiąc się nieznacznie. Po chwili, widząc niezdecydowanie na pysku przeciwnika, wzięła głęboki oddech, przymknęła na chwilę oczy i mruknęła zupełnie innym tonem:
- Jestem Pierzynka, a ty?
Szary zamrugał, nie bardzo wiedząc co sądzić o nagłej zmianie nastroju pieszczoszki.
- Em… Ja… Nagietek… - wymamrotał niepewnie, przestępując z łapy na łapę.
- Cześć, Nagietku – przywitała się grzecznie, machając ogonem na boki. – Co to Klan Wilka?
Starszy już otwierał pyszczek, by odpowiedzieć, lecz zamknął go nagle i rozejrzał się strachliwie na boki, wąchając powietrze. Pierzynka zaciekawiona uniosła wysoko głowę. Z krzaków wyskoczyła ciemna, szylkretowa kotka i stanęła przed Nagietkiem.
- Nagietku! Gdzie byłeś?! Wszyscy cię szukają! – warknęła, strosząc futerko. – Gardeniowy Pyłku! Znalazłam go! – zawołała, odwracając się do nadchodzącej wojowniczki. Pieszczoszce zaparło dech w piersi. Nigdy w życiu nie widziała tak dużych kotów. Co prawda, Peter również był dosyć wysoki, ale te nieznajome… Cóż, był przy nich niczym. Być może obce kotki nawet nie zwróciłyby na pieszczoszkę uwagi, ale tamta wydała z siebie niezidentyfikowany pomruk i otworzyła pyszczek w zachwycie. Liliowa karmicielka zamrugała oczami, przerywając wymianę zdań ze swoim synem.
- Kto to, Nagietku? – zapytała, podchodząc do zdezorientowanej Pierzynki. Szary kocur przełknął ślinę.
- To jest… Emm… - popatrzył pytająco na pieszczoszkę. – Kalinka…?
CO? Pręgowana otworzyła pyszczek, żeby powiedzieć, że tak naprawdę nazywa się…
<Gardeniowy Pyłku? Nocna Burzo? Nagietku? Ktoś, coś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz