- Proszę – powiedziała wyniośle, kładąc gryzonia przed zaspaną potomkinią. – Jutro złapiesz sobie sama.
Pierzyna, zbyt głodna, by odpowiedzieć, rzuciła się na przysmak, pozbywając się go w okamgnieniu.
- Jeszcze – zażądała, oblizując pyszczek. Figa prychnęła tylko, odwracając się napięcie i odchodząc. Kotka uśmiechnęła się radośnie i wybiegła ze stodoły. Świat, cały pokryty złoto – pomarańczowymi liśćmi, wyglądał tego dnia po prostu przepięknie – zachwycał Pierzynkę na każdym kroku. Było jednak dziwnie cicho, jakby wszystkie mieszkające po sąsiedzku koty pochowały się po domach, a wiatr zapomniał wiać. Zwykle o tej porze okolicę nawiedzała Lessie (chociaż podczas mocnych opadów deszczu oraz wichur nie przychodziła, zważywszy na długość i gęstość, a raczej brak futra) i czasami Elvis, chociaż z nim akurat Pierzynka nie chciała mieć do czynienia. Według jej osądu starszy kocur był ostatnimi czasy okropnie zrzędliwy. Bura kocica zaciekawiona rozejrzała się wkoło, skanując otoczenie czujnym wzrokiem, lecz zaraz na powrót się rozweseliła, przebierając w podekscytowaniu łapami. Pędem ruszyła w stronę najbliższej kałuży, chcąc zaspokoić pragnienie… i przy okazji poprzeglądać się w brudnej tafli wody. Siedzący na płocie kanarek zaćwierkał głośno, zwracając na siebie uwagę pręgowanej.
- No to co? Może małe „polowanko”? – zaśmiała się pod nosem Pierzynka, nieudolnie starając się wyciszyć kroki i podejść ptaka od tyłu. Wdrapała się na płot, robiąc przy tym tyle hałasu, co stado rozpędzonych słoni i stanęła dumnie na czubku. Zwierzaka już tam oczywiście nie było, ale nie to było dla pieszczoszki najważniejsze – w końcu udało jej się osiągnąć wymarzony cel. Nagle wejście do Legowiska Dwunożnego uchyliło się, a z drewnianej chałupy wyszedł (oczywiście klnąc w niebogłosy) starszy, gruby mężczyzna o ciemniejszej karnacji i tłustych, jasnych włosach. Pierzynka rozejrzała się wokoło przerażona, wydając z siebie nieartykułowane dźwięki. Jedyne, czego nauczyła ją matka w życiu, było: unikaj Dwunożnego. Kotka spojrzała w dół, na odległą ziemię, przełykając ślinę. Skoczyć czy nie skoczyć? Rolnik zbliżał się coraz bardziej, wiadome było, że za chwilę ją zauważy. Na szczęście (albo i nie), los sam zdecydował za kocice. Płot zadrżał, a nie wczepiona w nań pazurkami Pierzynka poleciała na spotkanie z gruntem. Uderzenie było zbyt mocne, by taki mały kot jak ona nie odczuł bólu. Zawyła głośno, zwijając się w kłębek.
- Tu jesteś, darmozjadzie – mruknął, wykrzywiając twarz w czymś, co w teorii miało przypominać uśmiech, ale w praktyce… no cóż. Bura pupilka spojrzała na niego błagalnie, próbując wstać – niestety jedna z przednich łap nie pomagała jej w tym zadaniu. Ze stodoły wyjrzała Figa, jednak, zamiast pomóc córce prychnęła tylko i wróciła polować na myszy. Pierzynka zakwiliła głośno, a Dwunożny wziął ją pod owłosioną pachę i wsadził do cuchnącego potwora. Kotka nie mogła zrobić zupełnie nic, oprócz obserwowania, jak opuszcza farmę, która przez ostatnie kilka księżyców była jej domem. Zatrzymali się mniej więcej po pół godziny, a obrzydliwy mężczyzna znów przytrzymał Pierzynkę, niosąc ją w bliżej nieokreślone miejsce.
- No – zarechotał. – Obiecałem, że cię nie zabiję, ale jak umrzesz sama to co innego.
Położył Pierzynkę na ziemi pod krzakiem i odszedł, głośno chichocząc. Pierzynka, z pyskiem wykrzywionym z bólu rozejrzała się wokoło. Była w lesie, całkowicie obcym i tajemniczym dla kociaka, a w dodatku zaczynało robić się coraz chłodniej…
<Nagietek? Pomożesz czy będziesz się lenić?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz