– Strasznie się kręcisz – mruknął, a jego przyjaciółka drgnęła gwałtownie. Nie mogła się przyzwyczaić, że spali w jednym legowisku, mimo że było tak przecież również za kociaka. Właśnie fakt, że noce spędzała u boku Burzowej Łapy bolał ją najbardziej. Może po prostu brakowało jej żywego legowiska, pełnego terminatorów? Tutaj była cisza i spokój. Nie umiała się do tego przyzwyczaić.
– Wybacz... – powiedziała, lekko zakłopotana, podnosząc się. – Wiadomo coś, odnośnie lekarstwa?
Burzowa Łapa pokręcił głową.
– Niestety, nie poskutkowało. – Była pewna, że tak będzie. Medycyna i zielarstwo to zdecydowanie nie jej broszka. Pokiwała jedynie głową, po czym spojrzała na przyjaciela.
– Mogę jakoś jeszcze spróbować pomóc?
Burzowa Łapa uśmiechnął się.
– Oszalałabyś, gdybyś siedziała na miejscu i nic nie robiła, czyż nie? – Z jego gardła wydobył się śmiech, chociaż oczy miał trochę smutne. Byli bezsilni i to właśnie było tak zatrważające. Ciernista Łapa potrąciła go lekko łebkiem. Nie chciała, aby się smucił. Oszczędziła sobie nawet komentarza do jego wypowiedzi. – Jeśli koniecznie musisz, po prostu kombinuj dalej, a może coś poskutkuje.
Uśmiechnęła się blado. No dobrze, będzie kombinować i liczyć na szczęście. Co ma lepszego do roboty?
– Więc... opowiedz mi coś jeszcze, o leczeniu tych objawów. – Burzowa Łapa wyprostował się i zaczął mówić, co wiedział, a Ciernista słuchała go uważnie, starając się wpaść na cokolwiek. Na pewno to pierwsze, żółte mogło się przysłużyć. Pomagało w wypadku chorób z oczami, a przecież to jeden z objawów. Ale co jeszcze byłoby zdatne?
Kiedy Burzowa Łapa zakończył, bura zastanowiła się chwilę.
– No dobra... a może Jaskółcze ziele, kocimiętka i to ostatnie, o czym mówiłeś, to było... ech. – Nazwa krzaczku wyleciała jej z głowy tak szybko, jakby jednym uchem weszła, drugim wyszła. Pamiętała tylko, że to krzaczek, rosnący przy wodzie, ale nic innego nie przychodziło jej na myśl.
– Wrotycz Maruna? – zapytał Burzowa Łapa.
– Tak, to. Jejku, czemu te nazwy są tak pokomplikowane? Jakby nie można tego było nazwać "wodny krzaczek".
Burzowa Łapa zaśmiał się, słysząc wypowiedź kotki.
– Moja edukacja byłaby za prosta, przy wodnych krzaczkach – odparł, rozbawiony. Ciernista poruszyła ogonem.
– Gadanie. Lepiej znajdź sobie coś na język, bo przy tych skomplikowanych nazwach go sobie połamiesz.
Przyjaciel jedynie uśmiechnął się krzywo, słysząc wypowiedź kotki. Dla niego Wrotycz Maruna wcale nie brzmiała tak dziwnie, w uszach Ciernistej była jednak, niczym jakieś słowa klątwy, albo te wszystkie formułki, jakie Lamparcia Gwiazda wypowiada przy mianowaniach. A może po prostu robiła się już marudna, przez nadmierne siedzenie w miejscu?
– Przekażę twoją propozycję Gradowej Mordce. A tym czasem, trzeba się zająć twoimi mięśniami.
Bura skrzywiła się, poirytowana. Ile zamierzają ją tutaj trzymać? Litości.
~*~
Ciszę pomieszczenia przecięło donośne kaszlnięcie. Jej siostra parę godzin temu zgłosiła się do poszukiwania ziół i wraz z Burzową Łapą wybyli z legowiska, więc nagły dźwięk przykuł uwag zarówno terminatorki, jak i medyka. Ciernista uniosła głowę i dojrzała swojego brata, prowadzonego przez Jałowcowy Krzew. Jego oczy Łzawiły, a sam ledwo stał, co przeraziło buraskę. Wyglądał fatalnie.
– Księżycowa Łapo! – zawołała, doskakując do niego, Gradowa Mordka zastąpił jej jednak drogę.
– Usiądź, Ciernista Łapo – polecił, po czym spojrzał na mentora, gestem każąc mu poprowadzić swego ucznia do legowiska. Ciernista Łapa bacznie obserwowała niebieskiego kocura. Jałowcowy Krzew zaczął opowiadać, co zaszło. Podobnież był z Księżycem na treningu, jak zwykle, a ten nagle upadł na ziemię i zaczął dławić się kaszlem. Gradowa Mordka przystąpił do badania terminatora, po czym spojrzał na pręgusa krytycznym wzrokiem.
– Wygląda na to, że tutaj zostaniesz – stwierdził, a jego pyszczek wyrażał trwogę. Odwrócił się do Ciernistej Łapy. – Musisz wrócić do legowiska terminatorów.
W pierwszej chwili myślała, że się przesłyszała. Akurat teraz, gdy jej brat jest tutaj w takim stanie? Nie, nie, nie. Nie może go teraz opuścić.
– Słucham? – zdziwiła się – Przecież mówiłeś, że--
Gradowa Mordka westchnął. Ciernista Łapa od ponad księżyca dawała mu się we znaki, swoim charakterem. Niby to takie spokojne, a jednak pozostawione na długo bez ruchu umiało być nachalne.
– Nie zezwalam Ci na powrót do treningów, ale nie możesz tutaj zostać. To, co złapało Księżycową Łapę może być zakaźne.
Bura pokręciła głową, nadal opierając się słowom medyka.
– Nie mogę go teraz zostawić – warknęła.
– Nie pomożesz mu, jeśli się zarazisz. Burzowa Łapa będzie Cię informował na bieżąco.
Chcąc nie chcąc, miał rację, a kotka to wiedziała. Mimo to, sprzeczała się z nim jeszcze długo, nim wróciła do leża uczniów. Wbrew oczekiwaniom, wcale nie ucieszył jej powrót.
Burzowa Łapa pokręcił głową.
– Niestety, nie poskutkowało. – Była pewna, że tak będzie. Medycyna i zielarstwo to zdecydowanie nie jej broszka. Pokiwała jedynie głową, po czym spojrzała na przyjaciela.
– Mogę jakoś jeszcze spróbować pomóc?
Burzowa Łapa uśmiechnął się.
– Oszalałabyś, gdybyś siedziała na miejscu i nic nie robiła, czyż nie? – Z jego gardła wydobył się śmiech, chociaż oczy miał trochę smutne. Byli bezsilni i to właśnie było tak zatrważające. Ciernista Łapa potrąciła go lekko łebkiem. Nie chciała, aby się smucił. Oszczędziła sobie nawet komentarza do jego wypowiedzi. – Jeśli koniecznie musisz, po prostu kombinuj dalej, a może coś poskutkuje.
Uśmiechnęła się blado. No dobrze, będzie kombinować i liczyć na szczęście. Co ma lepszego do roboty?
– Więc... opowiedz mi coś jeszcze, o leczeniu tych objawów. – Burzowa Łapa wyprostował się i zaczął mówić, co wiedział, a Ciernista słuchała go uważnie, starając się wpaść na cokolwiek. Na pewno to pierwsze, żółte mogło się przysłużyć. Pomagało w wypadku chorób z oczami, a przecież to jeden z objawów. Ale co jeszcze byłoby zdatne?
Kiedy Burzowa Łapa zakończył, bura zastanowiła się chwilę.
– No dobra... a może Jaskółcze ziele, kocimiętka i to ostatnie, o czym mówiłeś, to było... ech. – Nazwa krzaczku wyleciała jej z głowy tak szybko, jakby jednym uchem weszła, drugim wyszła. Pamiętała tylko, że to krzaczek, rosnący przy wodzie, ale nic innego nie przychodziło jej na myśl.
– Wrotycz Maruna? – zapytał Burzowa Łapa.
– Tak, to. Jejku, czemu te nazwy są tak pokomplikowane? Jakby nie można tego było nazwać "wodny krzaczek".
Burzowa Łapa zaśmiał się, słysząc wypowiedź kotki.
– Moja edukacja byłaby za prosta, przy wodnych krzaczkach – odparł, rozbawiony. Ciernista poruszyła ogonem.
– Gadanie. Lepiej znajdź sobie coś na język, bo przy tych skomplikowanych nazwach go sobie połamiesz.
Przyjaciel jedynie uśmiechnął się krzywo, słysząc wypowiedź kotki. Dla niego Wrotycz Maruna wcale nie brzmiała tak dziwnie, w uszach Ciernistej była jednak, niczym jakieś słowa klątwy, albo te wszystkie formułki, jakie Lamparcia Gwiazda wypowiada przy mianowaniach. A może po prostu robiła się już marudna, przez nadmierne siedzenie w miejscu?
– Przekażę twoją propozycję Gradowej Mordce. A tym czasem, trzeba się zająć twoimi mięśniami.
Bura skrzywiła się, poirytowana. Ile zamierzają ją tutaj trzymać? Litości.
~*~
Ciszę pomieszczenia przecięło donośne kaszlnięcie. Jej siostra parę godzin temu zgłosiła się do poszukiwania ziół i wraz z Burzową Łapą wybyli z legowiska, więc nagły dźwięk przykuł uwag zarówno terminatorki, jak i medyka. Ciernista uniosła głowę i dojrzała swojego brata, prowadzonego przez Jałowcowy Krzew. Jego oczy Łzawiły, a sam ledwo stał, co przeraziło buraskę. Wyglądał fatalnie.
– Księżycowa Łapo! – zawołała, doskakując do niego, Gradowa Mordka zastąpił jej jednak drogę.
– Usiądź, Ciernista Łapo – polecił, po czym spojrzał na mentora, gestem każąc mu poprowadzić swego ucznia do legowiska. Ciernista Łapa bacznie obserwowała niebieskiego kocura. Jałowcowy Krzew zaczął opowiadać, co zaszło. Podobnież był z Księżycem na treningu, jak zwykle, a ten nagle upadł na ziemię i zaczął dławić się kaszlem. Gradowa Mordka przystąpił do badania terminatora, po czym spojrzał na pręgusa krytycznym wzrokiem.
– Wygląda na to, że tutaj zostaniesz – stwierdził, a jego pyszczek wyrażał trwogę. Odwrócił się do Ciernistej Łapy. – Musisz wrócić do legowiska terminatorów.
W pierwszej chwili myślała, że się przesłyszała. Akurat teraz, gdy jej brat jest tutaj w takim stanie? Nie, nie, nie. Nie może go teraz opuścić.
– Słucham? – zdziwiła się – Przecież mówiłeś, że--
Gradowa Mordka westchnął. Ciernista Łapa od ponad księżyca dawała mu się we znaki, swoim charakterem. Niby to takie spokojne, a jednak pozostawione na długo bez ruchu umiało być nachalne.
– Nie zezwalam Ci na powrót do treningów, ale nie możesz tutaj zostać. To, co złapało Księżycową Łapę może być zakaźne.
Bura pokręciła głową, nadal opierając się słowom medyka.
– Nie mogę go teraz zostawić – warknęła.
– Nie pomożesz mu, jeśli się zarazisz. Burzowa Łapa będzie Cię informował na bieżąco.
Chcąc nie chcąc, miał rację, a kotka to wiedziała. Mimo to, sprzeczała się z nim jeszcze długo, nim wróciła do leża uczniów. Wbrew oczekiwaniom, wcale nie ucieszył jej powrót.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz