– To czas, abyś sam stał się prawowitym medykiem, a nie tylko jego uczniem — dokończyła, nawet bez jednego zająknięcia, co też było rzadkością, na co Chwast też zwrócił swoją uwagę. To musiała być dla niej też ważna chwila.
– Bardzo ci dziękuję Murmur. Byłaś wspaniałą mentorką i dzięki tobie nie nauczyłbym się tego wszystkiego – odparł i skłonił lekko głowę, już coraz bardziej przeskakując z łapy na łapę. Na pysku medyczki pojawił się mały uśmiech, a w jej oczach było widać coś na wzór wzruszenia. Albo dumy?
***
Śnieg przykrył tereny, tym samym skutecznie przynosząc problemy dla zbiegłych owocniaków. Może pogoda nie była tak sroga jak kilka księżyców temu, jednak słońce dające chwilową nadzieję na poprawę, przynosiło tylko warstwy lodu, które były nieprzewidywalne pod względem swojego bezpieczeństwa. Zwłaszcza jeśli znalazły się w nieoczekiwanym miejscu. W nocy, zamiast zdradzieckiego słońca można było usłyszeć sowy, przez które Poranek czasem się budził. Cała pora Nagich Drzew wydawała się strasznie ponura, dlatego Poranek cieszył się, że dobiegła już końca. Jednak nawet otaczający biały puch, w którym on i jego rodzeństwo bawiło się jeszcze tak niedawno, nie sprawił, że pora roku była lepsza. Bawiło się to dobre słowo, zwłaszcza w kontekście Mrozu. Na wspomnienie brata Chwast przymknął oczy, chcąc zobaczyć jego obraz oczami swojej wyobraźni. Chciał się z nim zobaczyć. Był ciekaw, jak sobie radzi. Chciał po prostu wrócić już do domu, nawet jeśli po powrocie będą czekały kłopoty czy inne konsekwencje ich ucieczki. "Koniec tego" – pomyślał nagle i rozjejrzał się dookoła. Pora Nagich Drzew powoli mijała, było coraz cieplej i wreszcie to zdradzieckie słońce znowu witało ich ciepłymi promieniami. Wszystko wracało do normy, jednak nie jego myśli, które dalej krążyły wokół domu i tęsknoty. Wstał więc, chcąc udać się na mały spacer, który, jak myślał, pomoże mu oderwać się od męczącej go rzeczywistości. Ruszył powoli przed siebie, ostrożnie stawiając łapy. A bardziej ruszyłby przed siebie, gdyby nie jego łapa. Gdy tylko wstał, poczuł dość ostry ból, przez który nawet nie mógł postawić kończyny na ziemię. Zacisnął mocniej zęby, czując nieprzyjemne dolegliwości jego dawnej kontuzji. Westchnął cicho. Jak on mógł o tym zapomnieć? "Głupi kolec" – pomyślał, przypominając sobie, jak jakiś czas temu kolec wbił mu się w łapę. Od tamtej pory nic z nim nie zrobił. "No i się doigrałem" – pojawiło się w jego głowie i rozejrzał się. Jego wzrok padł na małą kupkę ziół, leżących nieopodal. Na chwilę zamknął oczy i zacisnął zęby. Łapę podniósł lekko do góry i kuśtykając na trzech łapach, zaczął iść w stronę roślin. Wszystko szło dobrze, gdyby nie fakt, że jego zdolności chodzenia na trzech łapach były znikome. Nagle poczuł, jak ziemia znika mu spod łap. Po chwili kocur już leżał na ziemi, przymykając oczy przez ból promieniujący z rany.
– W-Wszystko dobrze Chwaście? – usłyszał znajomy głos Murmur, która stanęła tuż nad nim. Rudy lekko podniósł głowę i spojrzał na kotkę.
– Poradzę sobie – oznajmił dość stanowczo i zaczął się podnosić. Nie przepadał za tym, jak ktoś mu pomagał. To był też jeden z powodów, dla których został uczniem medyka. Mógł sam się leczyć, sam sobie pomagać, bez ingerencji innych. Potok jego myśli przerwało kolejne gwałtowne zderzenie się z ziemią. Poczuł na sobie wzrok Murmur, jednak nie odezwał się, zamiast tego znowu starając się podnieść, oczywiście z marnym skutkiem.
– Może j-jednak? – zapytała kotka, podchodząc bliżej Poranku. Powoli pomogła mu wstać, uważając na jego ranną łapę. Po chwili razem przeszli do ziół, a Poranek usiadł tuż przy nich, by znaleźć odpowiednie na jego przypadłość.
– Z tym nie potrzebuje pomocy – mruknął i gdy tylko znalazł odpowiednie zioło, zaczął je przygotowywać, by pomogło z jego bólem. Gdy skończył, zdał sobie sprawę, że jego dawna mentorka dalej siedzi obok. Spojrzał na nią swoimi żółtymi oczami, przypominając sobie lekcje Świergot o dobrym wychowaniu.
– I dziękuję za wcześniejszą pomoc – powiedział, choć nie lubił, jak ktoś mu pomaga. Mimo to postanowił zostawić ten fakt dla siebie, tylko dziękując Murmur, która w końcu chciała dobrze.
Wyleczeni: Poranek
<Murmur?>
[718 słów]
[przyznano 14%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz