⋄∙―◃⊹⋆꙳◬❂⌑꙳⊹▹―∙⋄
Gołąbek jednak, okazał się być osiołkiem.
W końcu natknęli się na coś, co pierwotnie wzięli za zdechłego szczura, pewnie zatrutego przez nieciekawe płyny sączące się z niektórych zdegradowanych zbiorników. Z czasem jednak przekonali się, że trup, chociaż trupem w rzeczywistości nie był, wcale nie zdawał się być martwy, jak to na trupa wypadało. A i sam w sobie nie był szczurem, a ogonem. Znów uchem drgnęli i czekali. W milczeniu, w bezruchu, wpatrując się w zainteresowaniem w to ciekawe przedłużenie kręgów. Kark miało owe żywe całkiem stworzenie (chociaż zapach na żywotność bynajmniej nie wskazywał) wielki i barczysty, wykrzywiony może nawet nienaturalnie. Sierść ciemną, poszarzałą i matową od kurzu i pyłów, czasem gdzieniegdzie pozlepianą. Łapy wielkie, włochate i ciężkie, ozdobione niezbyt ostrymi pazurami, a cały obraz przypominał bardziej niekształtnego pluszaka zrobionego przez ośmiolatka, niż prawdziwe stworzenie. A sam pysk, niestety, nie dodawał obrazowi oczekiwanego uroku. Stwór podniósł się, zaalarmowany zapachem, jednak z niezwykłym opóźnieniem. Na Marionetce spoczęło jedno oko, później drugie, żółte, chociaż przygasłe, idealnie pasujące do poszarpanej twarzy, pewnie młodej, chociaż pełnej zmęczenia, przeoranej cierpieniem, które pozostawiło po sobie głębokie blizny i zniekształcenia. Zadrżała.
- Co za pokraczna poczwarka. Czarny łabędź, balerina połamana. - na słowa wypadłe z pyska Marionetki, osiołek skrzywił się, drgnął, lecz nie zareagował. Jedynie oczy w dyskomforcie odwrócił, jakby czego szukając, by na nim wzrok zawiesić, czy spróbować odejść.
- Pysk: twarzy nieprzypominający. Osobowość zabrał i zaćmił. Zjadł łapczywie. - wyciągnęli łapę, by dotknąć zniekształconego pyska, jednak osiołek cofnął się, drgając ciałem. Nie ufali, ale to dobrze, w końcu kto ufa od razu? Jeszcze po tylu przejściach, których historię ma na ciele zostawioną. Milczenie na chwilę zapadło, cisza głucho się o uszy zaczęła obijać. Dopiero po chwili, niezręcznie w powietrzu wiszącej, stwór odezwać się postanowił.
- Czemu tu jesteś, by mnie dręczyć? - prychnęła, drgając ogonem - Jak się napatrzyłaś, możesz iść. Nie szukam kłopotów. - wymruczeli coraz to cichszym i bardziej zdenerwowanym tonem, zaraz kierując się w bok, łapa za łapą, ciężko przemieszczając się naprzód. Marionetka drgnęła uchem, patrząc za odchodzącym osiołkiem, zaraz też ruszając za nim, w pewnej odległości. Zdrowe ucho Poczwarki drgnęło, jednak nie odwróciła głowy. Tymczasem Marionetka szła dalej, drepcząc bez słowa w pewnej odległości, wiernie podążając po śladach wcześniej naznaczonych. Trwało to chwilę, dłuższą nawet, która w ciszy mijała. Dopiero po przejściu naprawdę sporego kawałka, stwór się zatrzymał odwracając z naburmuszeniem głowę w stronę Marionetki. Widać było, że nie było to komfortowe ani zabawne dla niego, a i otworzyć pysk się również zastanawiał, czy coś powiedzieć. Raz go zamykał, to otwierał. Już wcześniej to robił, co jakiś czas tak przystając. Tym razem jednak z gardła jego coś wyszło. Dźwięk, który najpierw charczenie przypominał, dopiero po odchrząknięciu przybierając swój zwyczajny, cichy, pewnie niegdyś melodyjny ton. Dziś jednak jedynie szept po nim pozostał nieśmiały.
- Przestań - rzuciła, chociaż zdenerwowanym tonem, brzmiąc jednak jakby niepewnie prośbę wypowiadała - Czemu nie możesz po prostu... idź sobie. - I znów się odwrócić miała, może gdzie pomocy poszukać, jednak i teraz nasz stwórca się odezwał, zatrzymując ją w miejscu.
- Słyszeliśmy o was - zaczęli spokojnie - I o siostrze, z krwi waszej - Osiołek drgnął, kierując głowę w stronę stwórcy. Spod byka się patrząc, nieprzyjemnie, z obawą. Jak spłoszony pies bezpański, gdy jaki pan kijem zamachnął się nad jego głową. Nie spytała na głos, lecz oczy pełne chęci o wyjaśnienie były.
- Czy nie chcecie czegoś pięknego uczynić? Zdołamy wam w tym pomóc, bądźcie o to pewni, bądźcie spokojni, w końcu rola wasza może być piękna, wasz kawałek sceny. Możecie nam pomóc, a my was wzmocnić możemy, cel nadać, się raduj, raduj się, dziecino, zbawienie wasze przyszło bowiem. Wasza szansa, wasza słodycz. - uszy osiołka poruszyły się w zmieszaniu - Proponujemy wam zemsty możliwość. Za to. - tu wyciągnęła długą łapę, wskazując na poraniony pysk, który teraz wykrzywił się w nieznanym grymasie, lekkim, chociaż zauważalnym - Jedynie zaufania w zamian potrzebujemy.
- Czemu miałabym iść za tobą - spytała po chwili ciszy poczwarka. Niepewna i skołowana, chociaż z nową iskrą w oku, której pozbyć się chciała, by nie być zauważoną - Skąd pewność, że to nie jest ich jakaś zabawa. - Uśmiech nikły na pysku stwórcy się pojawił. Zimny i pusty, ciarki na ciele rozmówcy tworzący. Nie znikł on szybko, jak to miał w zwyczaju, trwał na białym pysku, gdy to postanowili pokazać osiołkowi i dać dowód na to, że prawdę prawią. I już po chwili, po pewnym czasie, w dole cuchnącym się znaleźli. Wśród ścian zbutwiałych, wśród zatęchłej wody tworzącej małe kałuże, niczym oczy wyglądające, jakby patrzące na wszystko co się dzieje, jako tłum, publiczność spektakl oglądająca. Gdzieś w kącie leżała głowa. Objedzona, skąpym futrem odziana. Obok niej pęczek sierści lilowej, Klanem Klifu przesiąknięty. Wielkie stworzenie zadrżało, skrzywiło się, rozejrzało niepewnie, gdy w końcu wzrok od głowy zjedzonej oderwało. A Marionetka się przyglądali. Siedzieli na starej desce w cieniu, który pozwalał jedynie białej części futra być bardziej widocznej i czekali, w ciszy.
- Nie rozumiem - przyznała w końcu poczwarka szeptem - Czuję zapach, ale nie rozumiem.
- Mówiliśmy już, pomożemy. - zapewnił stwórca - Mamy powody, które nie kolidują z waszymi. Dzięki temu będzie łatwiej, będzie prościej. Oczekujemy jedynie milczenia. - Stwór przełknął ślinę, jeszcze raz patrząc na głowę leżącą kilka susów dalej. Złapała językiem powietrze, namyśliła się, zadrżała. Widać nie czuła się komfortowo, ciekawe, co chodziło teraz po jej głowie? Czy możemy posłuchać, jak kłótnia w jej myślach przebiega, jak się zastanawia, co począć. Czy dziwny kot mówi prawdę? Czy jej pomoże? Czy naprawdę tego chce? Czy chce pomścić dawną śmierć i rany? Czy sama przy tym nie jest w niebezpieczeństwie. Była świadoma swojej wielkości i siły, jednak w żaden sposób jej psychika nie była pewna jej dalszych czynów. Pod tępą płytą kryły się jakieś jeszcze strzępki rozumu, które schowały się daleko, w głębi umysłu, czekając na odpowiedni moment. W końcu jednak musiała podjąć decyzję, a na namysł czasu miała do wieczora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz