Pora Nowych Liści.
Akcja rozpoczyna się, gdy Kosaćcowa Łapa osiągnął 9 księżyców, a Szczawik — 3.
W końcu nadeszła jego ulubiona przyjaciółka, Pora Nowych Liści! Śnieg przynajmniej nie był już udręką, ale za to powstało z niego lepkie błoto, które denerwowało Kosaćca. Podczas przechadzki, jego łapki wyglądały dosyć niechlujnie, przez co nie był w najlepszym nastroju. Ale za to mógł zobaczyć, jak las iglasty rodzi się na nowo po stracie swojego wdzięku przez okropną Porę Nagich Drzew. Zimno zabrało ze sobą też cenną zwierzynę, tylko po to, aby znowu wylazła z norki, ale tym razem liczniejsza... Lub zapadła w sen wieczny. Jednego z gryzonia znalazł przy drzewie, ale był już martwy; jego wnętrzności były na wierzchu, a oczu nie było, gdyż zostały zjedzone przez larwy i latające nad ciałem, jak i siedzące na nim muszki.
"Obrzydliwy widok!" — pomyślał Kosaćcowa Łapa. To była jedna z wad jego przyjaciółki; kiedy odkrywa to, co zasłonił biały, lepki puch jego odwiecznego wroga — to, o czym wolałby milczeć.
Była jeszcze jedna wada, którą zapewne dużo kotów znało, a szczególnie z Klanu Nocy i Klifu; było to podwyższenie się wody. Kosaćcowa Łapa wiedział, że takie coś może zagrażać nawet i im, choć mają obóz daleko od koryta rzeki. A w szczególności ich sojuszniczemu Klanowi Nocy; w końcu są dosłownie otoczeni wodą! Zastanawiał się, jak to jest żyć w takim ciągłym niebezpieczeństwie. Kosaciec przecież nie postawiłby łapy w wodzie, a co dopiero się w niej zanurzył... Nie chciałby wyglądać jak, nie powiem co. Może pływanie u nich to jedna z pożądanych cech. Na szczęście w Klanie Wilka tego od niego nie wymagają.
A co do tych klanów... Kosaciec uwielbiał słuchać plotek. Niedawno usłyszał o podlizywaniu się Nocniaka do niejakiej Lodowej Sałaty podczas ważnego wydarzenia w obozie Klanu Wilka, który utrwalił sojusz. Księżniczka do nich przyszła! A na dodatek jego — zdaniem mamusi — nędzny, słaby wujek został wybrany na ojca jej kociąt! Kosaciec mocno się zdziwił, ponieważ myślał, że prędzej wybiorą jednego z mistrzów niż tego kocura.
"Ale... Może się do czegoś przyda, może Zalotna Krasopanii będzie inaczej na niego spoglądać? W końcu będzie ojcem przyszłych księżniczek!" — I uśmiechnął się, spoglądając na niebo, po którym sunęły leniwie białe chmury.
"Będę miał kuzynki! Może kiedyś będę mógł się z nimi zobaczyć? Oby!" — Radowała go myśl, że jego rodzinka się powiększyła.
Przechadzka nie trwała długo; chciał sprawdzić, czy rzeka nie jest skuta lodem, a gdy się już przekonał, napił się z niej, po czym chciał wrócić do obozu. Coś jednak przeszkodziło mu w dojściu do świerków, a był to malutki, kolorowy kamyczek. Przykuł jego uwagę, nie wiedział nawet, czemu. Kamień był w zimnych odcieniach, a na górze w kolorach ciepłej szarości z brązowawymi zawijasami na przodzie i czubku. Był w trójkątnym kształcie, trochę może owalnym. Kosaćcowa Łapa usiadł i zaczął go opisywać w myślach. Zwykły kamyk mógł odwrócić uwagę Kosaćca od powrotu do domu? Najwidoczniej tak, bo uczeń nieumiejętnie narysował mu wesołą, kocią minkę i nazwał dziwacznie, bo: "Puszek", ale futra to on nie miał wcale. Ale i tak go wziął w pyszczek i zaczął biec w stronę obozu, nie zważając już na błoto, choć kilka razy się poślizgnął i był tak brudny, jak nigdy dotąd! Ale jak jest się brudnym, to i jest się szczęśliwym, prawda? Kosaciec wpasowywał się w to powiedzenie.
O swoim brudnym pyszczku, łapach I piersi dowiedział się, gdy już był w połowie drogi i przejrzał się w kałuży. Wytrzeszczył tak mocno oczy, że zdawałoby się, że zaraz mu wylecą. Gorączkowo szukał źródła wody, w którym mógłby się umyć. Znalazł coś czystszego niż kałuża oraz błoto i od razu skoczył tam, wypluwając kamyk na trawę obok. Teraz nagle pokochał kąpanie się w wodzie! Szybko się wybielił, ponieważ brud tak szybko nie wysechł na jego długim futrze. Wyszedł, natychmiast się otrzepał, wziął Puszka i pobiegł jak poparzony w stronę domu. Było leniwe, późne popołudnie, na szczęście miał więcej czasu, aby przyjść do domu przed zmrokiem. Biegł tak szybko, że znalazł się tam wcześniej, niż zaplanował. Serce mu łomotało tak mocno, jakby rozgrywała się w nim burza z piorunami. Wypluł Puszka I zaczął łapczywie łapać powietrze buzią. Przywitał się z liliowym, dobrze mu znanym wojownikiem wychodzącym na polowanie i wskoczył do środka obozu z kamieniem. Nie wiedział nawet, gdzie zmierza i zdał sobie sprawę dopiero wtedy, gdy jakiś kociak pisnął. Spojrzał powoli w dół i zobaczył biało rudego kota. Z tego, co pamiętał, miał na imię Szczawik. Nadepnął na jego malutką łapkę swoją wielką. Jeszcze przez chwilę tak stał, gapiąc się w dół, nie wiedząc, co zrobić. W końcu cofnął się I tym samym uratował łapkę Szczawika od całkowitego zmiażdżenia. Kosaćcowa Łapa uśmiechnął się przyjaźnie, jakby przed chwilą nie wszedł na jego drobne ciałko i przywitał się:
— Witaj, młody! Jak mijają ci te piękne dnie u nas, Wilków? — wymruczał rozbawiony nieśmiałą, wystraszoną miną kocurka. Zaśmiał się i dodał — Nie bój się, my nie jemy swoich. Przynajmniej tak mi się zdaje, bo nie widziałem takiego przypadku.
Jeszcze nie widział.
[816 słów]
<Szczawik?>
[przyznano 16%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz