— Co tam? – miauknął przyjaźnie swoim typowym, miękkim głosem.
Czekoladowa kulka futra podpełzła do niego bardzo blisko i szybko zrozumiał, że nadszedł czas na kolejną, strasznie tajną naradę! Żółte oczka świdrowały kocurka, migały w nich wesołe iskierki, które Cień tak bardzo lubił…
— Teraz chyba mama się zgodzi – wyszeptał cichy głos prosto do ucha brata. — Próbujemy?
Łysy pokiwał gorliwie głową i dwie pary okrągłych ślepi zwróciły się w stronę karmicielki, patrząc na nią słodko, grzecznie i prosząco. Pozwolił Jaśminowiec od razu przejąć inicjatywę i tylko stał w milczeniu obok niej, w razie czego gotów pomóc siostrze. Cierń od razu domyśliła się, o co chodzi i westchnęła cicho, najwyraźniej rozważając sytuację ze wszystkich stron.
— No dobrze — odezwała się w końcu. — Chodźmy.
Kociaki podskoczyły z ekscytacji i zaczęły niezdarnie biegać we wszystkie strony z wielkimi uśmiechami na pyskach. W końcu uspokoiły się i skierowały się w stronę wyjścia ze żłobka. Cień poczuł, jak jego kończyny delikatnie trzęsą się z ekscytacji. Nie wiedział, czego się spodziewać na zewnątrz. Wyrównał oddech i wysunął głowę z krzewu. Łapka po łapce i cały znalazł się poza legowiskiem.
Rozejrzał się powoli. Nie wiedział, że obóz okaże się taki duży! Obok żłobka o grubych ścianach wypchanych liśćmi i gałęziami znajdowały się jeszcze dwa inne, większe krzewy. Oprócz tego na przestronnej polanie gęsto otoczonej z każdej strony drzewami i innymi roślinami znajdowała się duża topola z legowiskiem na gałęziach i dziuplą w pniu, do której usypane było podejście z ziemi. Również na konarach kasztanowca i dwóch klonów stojących po przeciwnej stronie obozu rozłożone były daszki z gałęzi, służące jako ochrona przed zimnem, wiatrem oraz śniegiem. Oprócz tego gdzieniegdzie znajdowały się mniejsze, młodsze drzewa, ale nie było widać na nich legowisk. Niedaleko żłobka był stos zdobyczy, a raczej miejsce, gdzie powinien być, bo na razie znajdowały się tam tylko czerwone plamy po krwi piszczek.
— Gdzie idziemy najpierw? — spytała Cierń, wyrywając kociaki ze zdumionego zachwytu. Dopiero teraz łysy przypomniał sobie, po co tu przyszedł. Chwilę mu zajęło przetrawienie słów matki, a gdy już to zrobił, poczuł na sobie znaczące spojrzenie Jaśminowiec. Niemal od razu zrozumiał, o co jej chodziło. Był dumny z tego, jak sprawnie porozumiewali się bez słów. Pokiwał głową, ale nie wiedział, co powiedzieć, żeby nie zabrzmieć oschle i żeby tylko nie urazić mamusi!
— Poradzimy sobie sami! — Jego siostra jak zawsze się wszystkim zajęła, a po chwili kocurek już dreptał za nią krok w krok, czując na sobie wzrok Cierń, która została w wejściu do żłobka. Odpowiadało mu podążanie za Jaśminowiec, słuchanie jej i robienie wszystkiego, czego pragnęła. W końcu bardzo ją kochał!
* * *
Gdy już skończyli zwiedzanie, do obozu właśnie wrócił patrol zwiadowczy. Prowadziła go biała, puchata kotka o ładnie ułożonym futerku. Towarzyszył jej brązowy, łaciaty kocur i… Żmija!
Także i tę matkę Cień bardzo lubił. Co prawda, na początku jakoś dziwnie na niego patrzyła, jakby z mniejszą czułością niż na Jaśminowiec, ale teraz przestała. Gdy ich odwiedzała w żłobku, przynosiła im różne prezenty, takie jak pióra, kwiaty i liście poszczególnych drzew.
— To wasz pierwszy raz na zewnątrz! – miauknęła zadowolona.
— Super jest… — odparł kocurek, uśmiechając się słodko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz