Dzień mianowania Syczka
“Nawet nie śmiał mi pogratulować!” powtarzała sobie, a w jej głowie kiełkowała coraz większa nienawiść do złotego kocura.
“Niech się pośpieszy, albo inaczej nasza relacja przepadnie na zawsze!” tak, to też sobie często wmawia. Kotka twierdzi, że to właśnie on powinien ją przeprosić, albo inaczej koniec z ich pozytywną relacją, godną rodzeństwa.
Szylkretowa kotka w pewnym momencie dostrzegła białe futro jednej z wojowniczek. Od razu poznała w niej Zabielone Spojrzenie - siostrę Bladego Lica, a także mentorkę Prążkowanej Łapy. Potruchtała w jej stronę, łaknąc odpowiedzi na wszelkie pytania dotyczące Prążka, od których roiło się w jej głowie. Kto zna go lepiej niż sama jego mentorka? To ona nauczyła go wszystkiego, to jej zawdzięcza wszystkie zdobyte umiejętności i wiedzę. Zalotka niby cieszyła się z tego powodu, ale w pewnym sensie była także zazdrosna o białą kotkę. Liliowy kocur spędzał z nią przecież dużo czasu, a także pewnie uważał ją za autorytet. Zalotna Krasopani chyba wolałaby, aby Prążek miał mentora zamiast mentorki, ale teraz było już zdecydowanie za późno.
— Zabielone Spojrzenie! Poczekaj na mnie! — krzyknęła w stronę kotki, która szybko stanęła jak wryta i spojrzała na Zalotkę. Wojowniczka podeszła nieśmiało do białej kotki, przez chwilę obie milczały, dopóki szylkretka nie odchrząknęła.
— No… jak tam u Prążkowanej Łapy? — spytała z wymuszonym uśmiechem. Gdyby nie srebrny kocur w życiu by się nie odezwała do Zabielonego Spojrzenia. Nie ufała jej za bardzo, ale sama nie wiedziała do końca z jakiego powodu, więc wolała siedzieć cicho.
— Dobrze się uczy! — biała kotka odparła prędko, ale Zalotka nie wyglądała na specjalnie zadowoloną.
— Uważnie słucha moich poleceń, szybko pojmuje nowe rzeczy… Dobrze radzi sobie z zapamiętywaniem różnych taktyk, więc tak, chyba idzie mu całkiem dobrze — poprawiła się, po czym zaśmiała nerwowo. Zalotna Krasopani rozluźniła twarz.
— Świetnie. Myślisz, że jest gotowy na to, aby stoczyć walkę z jakimś uczniem i awansować na tytuł wojownika? — zadała kolejne pytanie. Biała kotka zamyśliła się na jakiś czas, dopóki Zalotka się nie upomniała. Zabielone Spojrzenie wzdrygnęła się i uśmiechnęła do szylkretki, choć było doskonale widać, iż nie był to szczery uśmiech.
— Więc? — Zalotna Krasopain mruknęła.
— Oczywiście! Właściwie omówiliśmy już wszystko… Prążkowana Łapa posiada całą potrzebną mu wiedzę do zostania mianowanym na wojownika
— A tak właściwie, to czemu pytasz? — spytała w końcu.
— Prążek to mój najlepszy przyjaciel. Po prostu chciałam wiedzieć jak mu idzie — odparła, na co Zabielone Spojrzenie pokiwała głową.
— Myślisz, że kiedy Prążek będzie miał okazję zawalczyć? — zadała kolejne pytanie, nad którym biała kotka również musiała się zastanowić.
— Cóż, myślę, że istnieje szansa, iż wydarzy się to dziś — mruknęła pod nosem.
— To wszystko czego potrzebowałam — Zalotna Krasopani uśmiechnęła się, po czym bez żadnego pożegnania po prostu odeszła od kotki, zostawiając ją z tyłu.
* * *
“Jak tylko go dorwę, to się nie odczepię. Muszę mu powiedzieć, że w niego wierzę, oraz, że na pewno uda mu się uzyskać tytuł wojownika, aby mógł razem ze mną przebywać w tym samym legowisku. Na pewno mielibyśmy posłania obok siebie!”
pomyślała. Tak bardzo chciałaby zasypiać u boku Prążka, bez niego czuła się samotna. W legowisku wojowników nie posiadała wielu znajomych, wszyscy z nich zostali z rangą ucznia. Chociaż może to i lepiej? Teraz była pewna, że zostanie lojalna liliowemu kocurowi i nie będzie miał on co do tego wątpliwości. Nie chciałaby, żeby czuł on to samo co ona, gdy ten rozmawiał z… Lśniącą Szadzią. Gdy te słowo pojawiło się w głowie wojowniczki, po jej grzbiecie przeszedł dreszcz. Trochę jej było głupio, że żywiła do niej taką nienawiść… nie udało im się zakończyć sporu, zanim szylkretka zmarła.
“Trzeba było się nie łasić do Prążka!”
pomyślała, próbując pozbyć się poczucia winy. Przejechała łapą po ziemi i zacisnęła zęby.
“Przynajmniej nie zdążyła rozpętać wojny, może nie zauważyła, że za nią nie przepadam?”
mruknęła jeszcze. Zalotka przecież nie była dla niej jakoś specjalnie niemiła, może ich pierwsza interakcja była dosyć napięta… ale przynajmniej szylkretka nigdy nie zwyzywała tej dziwnej wojowniczki! A przynajmniej nie zrobiła tego otwarcie… w myślach to już inna sprawa, ale myśli przecież Lśniąca Szadź nie mogła jej wyczytać, więc po co się nimi przejmować?
Nagle na obozowej polanie wybrzmiał głos przywódczyni. Zalotna Krasopani zdążyła się już zamyślić, dlatego nie dostrzegła jak Wieczorna Gwiazda wychodzi ze swojego legowiska. Wojowniczka wzdrygnęła się, po czym szybko podniosła do góry uszy i pochyliła się w stronę zgromadzonych kotów. Jej serce biło jak szalone, a wzrokiem raz szukała Prążkowanej Łapy, a raz spoglądała na liderkę, w oczekiwaniu na jej kolejną przemowę.
— Tego dnia dwóch doświadczonych uczniów stanie razem do walki. Wyróżnią tym samym zwycięzcę, który godny jest dziś mianowania — takie słowa padły z ust przywódczyni. Zalotna Krasopani poczuła jak atmosfera wokół niej staje się niezwykle napięta. Kotka miała wrażenie, jakby nagle zrobiło się tu bardzo duszno, choć w rzeczywistości przebywała teraz na świeżym powietrzu. Nagle jej widok na Wieczorną Gwiazdę zasłonił jej jakiś kot. Gdy tylko jego futro mignęło jej przed oczami, szybko cofnęła się, a jej źrenice zwężyły się do wielkości igieł. Nie wiedziała kim jest ten kot, chociaż pewnie by go poznała, jeśli jej umysł nie byłby teraz przyćmiony masą emocji. Zalotka zmarszczyła brwi. Czuła wypływające z jej gardła przekleństwa, dlatego zacisnęła mocno zęby. Miała wrażenie, jak całe jej ciało się teraz trzęsie.
— Dobrze ci? — usłyszała z ust burego kocura. Jego ton głosu wydawał się taki… nijaki, obojętny, ale być może z nutką pogardy, co dodatkowo rozzłościło wojowniczkę. Ciężko jej było trzymać w tym momencie emocje na wodzy. Czuła się tak, jakby za chwileczkę miała dosłownie wybuchnąć.
— Odezwij się! — kocur dodał po chwili. Zalotna Krasopani rozluźniła się i wypuściła powietrze z płuc. Poczuła nagły ból w kończynach i zmęczenie.
— Przesuń się. Nie widzisz, że jestem zajęta i skupiam się na słowach przywódczyni? Tak trudno jest nie przeszkadzać innym kotom i nie wtrącać nosa w nie swoje sprawy? — wydukała przez zaciśnięte zęby.
— O borze, skąd miałem wiedzieć, że tak się ekscytujesz zwykłą ceremonią! — warknął w odpowiedzi. Szylkretka postawiła krok do przodu, a przy tym mocno tupnęła łapą. Spoglądała teraz prosto w zielone oczy wojownika.
— To nie jest zwykła ceremonia — ponownie mruknęła przez zaciśnięte zęby. Jeszcze przez chwilę próbowała powstrzymać się od klnięcia w stronę wojownika, ale w końcu odpuściła.
— Być może jest to ceremonia mojego najlepszego przyjaciela! Wierzę w niego, kibicuje mu z całego serca! Muszę być przy nim, gdy rozgrywa się najważniejszy moment jego życia, a ty mi w tym przeszkadzasz! Idź, wróć do tłumu i zostaw mnie w spokoju, głupia poczwaro! — syknęła. Na pysku wojownika była teraz wymalowana złość, irytacja i zdumienie. Jeszcze przez chwilę oba koty stały w milczeniu, było słychać tylko ich wyraźne i ciężkie oddechy.
— Jak ty się do mnie zwracasz? — burknął. Bury ogon kocura przecinał teraz powietrze niczym bicz. Jego ostry ton sprawił, że Zalotna Krasopani wróciła na ziemię. Zrobiła kilka kroków w tył, a jej uszy położyły się na jej głowie.
— Uch! — westchnęła, odwracając wzrok od wojownika. Czuła na swojej skórze jego palący wzrok.
— Słuchaj no, ty! Dobrze… dobrze wiesz co słyszałeś! Nie muszę ci tego powtarzać! — miauknęła w końcu, starając się ponownie wyglądać na pewną siebie. Nie mogła się teraz wycofać z tej dyskusji, nie teraz.
— Masz rację, nie musisz mi tego powtarzać! Ale zaraz będziesz musiała powtórzyć to przywódczyni! — warknął. Szylkretowa kotka zamilkła.
“Przecież to nie jest na tyle poważne, aby musiała się o tym dowiadywać Wieczorna Gwiazda, prawda?” pomyślała.
— Wyolbrzymiasz, dramatyzujesz! — zarzuciła mu po chwili.
— To zwykła dyskusja, którą ty zacząłeś! To twoja wina, bo żeś mógł nie wtryniać nosa w moje życie! — burknęła. Nikły Brzask przewrócił oczami na te słowa.
— Ja tylko chciałem ci pomóc! Ale ty jesteś uparta! — wyrzucił z siebie. Zalotka zrobiła zdziwioną minę, po czym się zaśmiała.
— Słucham? Ja nie jestem uparta, ale akurat zjawiłeś się tu w złym czasie! — stwierdziła.
— Wmawiaj sobie, och wmawiaj! Najwidoczniej jeszcze jesteś zbyt ślepa, aby dostrzec swoje wady. Liczę na to, że ten dzień kiedyś nadejdzie i zdasz sobie sprawę z tego, jaką pokraką jesteś! — wysyczał. Jego słowa zszokowały Zalotną Krasopani. Otwarła pysk w zdumieniu.
“Jak ten głupi robal śmie mnie tak obrażać!” westchnęła.
— Zamknij się! Nic o mnie nie wiesz! — odpowiedziała na swoją obronę.
— A to już nie moja wina, jak ty się pokazujesz przed innymi! Zachowuj się jak kot, to może nikt nie będzie szerzył o tobie niewłaściwych informacji! — burknął, odwracając głowę od kotki jak naburmuszony kociak. Zalotka pokręciła głową.
— Wiesz co? Rozmowa z tobą nie ma żadnego sensu, jeśli zamierzasz tylko mnie obrażać i udawać głupka — warknęła. Nikły Brzask odwrócił głowę w jej stronę.
— Ja cię niby obrażam? A kto pierwszy mnie nazwał poczwarą? — miauknął. Na te słowa szylkretka nie zareagowała. Zaczęła iść do przodu, a przy okazji uderzyła o bok burego kocura. Wojownik zachwiał się i zaczął puszczać w świat różne przekleństwa na jej temat. Zalotka snuła coś pod nosem, idąc z głową lekko spuszczoną w dół.
“Wariat!” pomyślała.
— To zwykła dyskusja, którą ty zacząłeś! To twoja wina, bo żeś mógł nie wtryniać nosa w moje życie! — burknęła. Nikły Brzask przewrócił oczami na te słowa.
— Ja tylko chciałem ci pomóc! Ale ty jesteś uparta! — wyrzucił z siebie. Zalotka zrobiła zdziwioną minę, po czym się zaśmiała.
— Słucham? Ja nie jestem uparta, ale akurat zjawiłeś się tu w złym czasie! — stwierdziła.
— Wmawiaj sobie, och wmawiaj! Najwidoczniej jeszcze jesteś zbyt ślepa, aby dostrzec swoje wady. Liczę na to, że ten dzień kiedyś nadejdzie i zdasz sobie sprawę z tego, jaką pokraką jesteś! — wysyczał. Jego słowa zszokowały Zalotną Krasopani. Otwarła pysk w zdumieniu.
“Jak ten głupi robal śmie mnie tak obrażać!” westchnęła.
— Zamknij się! Nic o mnie nie wiesz! — odpowiedziała na swoją obronę.
— A to już nie moja wina, jak ty się pokazujesz przed innymi! Zachowuj się jak kot, to może nikt nie będzie szerzył o tobie niewłaściwych informacji! — burknął, odwracając głowę od kotki jak naburmuszony kociak. Zalotka pokręciła głową.
— Wiesz co? Rozmowa z tobą nie ma żadnego sensu, jeśli zamierzasz tylko mnie obrażać i udawać głupka — warknęła. Nikły Brzask odwrócił głowę w jej stronę.
— Ja cię niby obrażam? A kto pierwszy mnie nazwał poczwarą? — miauknął. Na te słowa szylkretka nie zareagowała. Zaczęła iść do przodu, a przy okazji uderzyła o bok burego kocura. Wojownik zachwiał się i zaczął puszczać w świat różne przekleństwa na jej temat. Zalotka snuła coś pod nosem, idąc z głową lekko spuszczoną w dół.
“Wariat!” pomyślała.
Gdy podniosła głowę jej oczom ukazała się polana, którą otaczała cała masa kotów. Na środku tej polany stał nikt inny jak Prążkowana Łapa, no i też… Syczkowa Łapa. Na pysku kotki pojawił się grymas. Szybko ruszyła do przodu i przecisnęła się przez tłum kotów, aby wychylić głowę w stronę srebrnego kocura.
— Prążku! Pamiętaj, że w ciebie wierzę! Dla mnie nie liczy się twój wynik, zawsze będziesz moim przyjacielem! — krzyknęła, a na jej licu pojawił się szeroki i ciepły uśmiech. Jej słowa, mimo tego, że były całkiem donośne, brzmiały bardzo delikatnie. Na pierwszy rzut oka było widać, że szylkretka darzy swojego przyjaciela ogromną sympatią i troską. Uczeń rzucił na nią wzrokiem przez ułamek sekundy, uśmiechnął się, po czym znowu spoważniał i spojrzał na przeciwnika.
— Do boju! — wypaliła przywódczyni. Po tych słowach Zalotka przerzuciła swój wzrok na Syczkową Łapę. Na niego patrzyła się z czystą nienawiścią. To było wręcz niewiarygodne, że tak szybko potrafiła zmienić emocję. Najpierw wyglądała na radosną, dumną z Prążka, a zaraz potem kipiała z niej złość na swojego brata.
“Głupi karaluch, a niech tylko spróbuje zranić Prążka!” pomyślała, wciskając pazury w ziemię.
* * *
— Dasz radę Prążku! — krzyczała co chwilę. W przerwach wykrzykiwała też same jego imię. W pewnym momencie Syczkowa Łapa przybił Prążkowaną Łapę do ziemi. Zalotka westchnęła głośno.
“Puść go!” pomyślała. Przez chwilę miała nawet ochotę rzucić się w wir walki i wspomóc srebrnego kocura, ale wiedziała, że nie było nawet takiej opcji. Wieczorna Gwiazda byłaby wtedy bardzo zła, a Zalotną Krasopani pewnie spotkałaby jakaś kara. Tak samo pewnie i Prążka.
“Biedny, pewnie musiałby powtarzać wtedy walkę z tą cuchnącą poczwarą!” westchnęła.
“Pazury Syczka są pewnie tak brudne, że Prążkowi wda się jakaś infekcja!” pomyślała po chwili. Będzie musiała pomóc mu je wylizać, albo zaprowadzi go do medyka. Szylkretka po chwili skupiła się jednak na walce. Prążkowana Łapa nie wstawał, lecz próbował się wydostać. Szarpał się i wierzgał, ale to na nic. W Zalotnej Krasopani coraz bardziej i szybciej rozwijała się złość i irytacja. Syczek nie dał się jednak złamać, pochylił głowę do szyi pręgowanego kocura i zacisnął na niej swoje szczęki.
— Chory! — wyszeptała do siebie, z przerażeniem obserwując całą scenę.
— Przecież on go zaraz zabije! — dodała, ale nie miała odwagi powiedzić tego głośniej. Patrzyła uważnie jak ciało ucznia wiotczeje, staje się słabe i takie mizerne.
— To koniec, to koniec… — powtarzała jak mantrę.
— Ogłaszam koniec walki. Syczkowa Łapa jest zwycięzcą! — rozległ się nagle głos Wieczornej Gwiazdy. Potem przywódczyni przeszła do mianowania, ale szylkretka nawet nie miała ochoty wysłuchiwać tych pochwał w jego stronę. Zamiast tego wpatrywała się w niego palącym wzrokiem, a cała reszta była dla niej nieważna. Kotka była jak w transie, dopóki nie poczuła czyjegoś ogona na swoim boku. Wyrwała się z tego dziwnego zamyślenia i od razu spojrzała na kota, którym okazał się być Prążek. Wokół niej koty skandowały imię nowego wojownika, Zalotna Krasopani w przeciwieństwie do nich - milczała.
— Nie martw się. W Klanie Wilka panują głupie zasady — odparła szybko, próbując go jakoś pocieszyć na poczekaniu. Po jakimś czasie oba koty usiadły, a Zalotka przystąpiła do wylizywania ran kocurowi, on sam zaczął też pielęgnować swoje futro.
— Jestem cały obolały… — stwierdził, zaprzestając na chwilę czyszczenia swoich szram. Zalotna Krasopani pokręciła głową.
— Temu uczniowi po prostu się poszczęściło — westchnęła.
— Ale następnym razem na pewno ci się uda! Po prostu dałeś mu fory, prawda? — spytała z nadzieją. Zapadła cisza.
— Zalotko… ale to nie jakiś uczeń, to twój brat — odparł Prążkowana Łapa. Zalotka przewróciła oczami.
— No i co z tego? To nie zmienia faktu, że jest głupi. I w dodatku słaby — stwierdziła. Srebrny kocur z początku wyglądał na zdumionego, ale potem zaśmiał się tylko i pokręcił głową.
— Pokłóciliście się? — spytał. Znowu oba koty umilkły.
— Może… — westchnęła w końcu szylkretka.
— Słuchaj, on chyba się na ciebie patrzy — mruknął nagle. Wojowniczka zaczęła wzrokiem szukać swojego brata, a gdy tylko go dostrzegła, jej brwi od razu się zmarszczyły, a kotka przybrała gniewny wyraz twarzy.
— Żałosny. Ciekawe czego ode mnie znowu oczekuje? — wypluła.
— Nie wiem, może powinnaś z nim porozmawiać? — zaproponował Prążek. Sam już nie wiedział jak ma pomóc kotce załagodzić spór z rodzeństwem.
— Po co? Dlaczego mam się starać, skoro on zawsze tylko stoi? Niech sam zrobi pierwszy krok, zamiast się na mnie gapić jak głupi — stwierdziła.
— A może znowu tylko wyolbrzymiasz? To twój brat, jestem pewny, że zasługuje na drugą szansę. Nie możesz się na niego obrażać i żyć z tym dalej, licząc na to, że coś się samo zmieni — ponownie Prążek próbował przemówić jej do rozsądku, ale tym razem Zalotka nic nie odpowiedziała.
— Skoro on nie potrafi się do ciebie odezwać, to ty powinnaś się wykazać inteligencją i zrobić to za niego. Żaden szanujący się kot nie obraża się o byle co — kontynuował. Zalotna Krasopani zaśmiała się.
— Stoisz po jego stronie? — spytała.
— Hm, niby po czym to stwierdzasz? — miauknął nieco zdziwiony.
— Powinieneś go nie lubić. Pokonał cię dzisiaj, nie oszczędzał cie. Prawie przegryzł ci gardło! — wypaliła nagle.
— Daj spokój, nie bolało… aż tak
Przez niedługi okres czasu szylkretka wpatrywała się w swojego brata o złotym futrze. W jej oczach płonął żywy ogień. W pewnym momencie podniosła się z miejsca i zaczęła pewnym krokiem zmierzać w jego stronę. Była zła. Bardzo zła.
— Czego chcesz? — warknęła w jego stronę, gdy była na tyle blisko, aby mógł ją usłyszeć.
<Syczkowy Szept?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz