Akcja dzieje się po patrolu i napadzie przez psy, jednak przed przeprowadzką na tereny innego klanu
Zalotna Łapa leżała spokojnie w posłaniu, wyglądała na wyluzowaną, jednak prawdziwa walka rozgrywała się w jej głowie. Była senna, bardzo senna, czuła, jak sen ją wzywa. Ale nie mogła, nie mogła pozwolić na to, aby w jej myślach ponownie pojawiła się Zapomniany Pocałunek. Nie chciała znowu widzieć jej poszarpanego ciała, nie chciała! Oddałaby wszystko, aby tylko się go pozbyć, od początku miała złe przeczucia co do tego patrolu! Gdyby się uparła, może pozwoliliby jej zostać w obozie? Mogłaby spokojnie leżeć, wtulona w futro Prążkowanej Łapy, zamiast walczyć o życie, skacząc z jednej zdradliwej gałęzi na drugą. Syczek z resztą prawie tam się nie połamał! Och, Zalotna Łapa sama widziała, jak ten niemalże wita się już z gwiezdnymi przodkami. Dosłownie już im podawał łapę na przywitanie, ale na całe szczęście wciągnęło go ponownie do świata żywych. Szylkretka nie wyobrażała sobie rozmowy z matką. Pewnie poryczałaby się jak kociak, cała we łzach z trudem by coś z siebie wykrztusiła. Straciłaby brata, przyjaciela. Ten scenariusz posłał ciarki po jej plecach, które, na szczęście, trochę ją rozbudziły. Kotka czuła się schorowana, nie miała siły w ogóle się podnieść, w dodatku czuła okropne szczypanie w oczach. Pocieszał ją jedynie fakt, że Prążek przebywał tu obok niej, dodając jej otuchy. “Chyba za niedługo zgromadzenie. Muszę się ogarnąć przed nim żeby wstydu nie narobić sobie i Klanie Wilka” stwierdziła, chociaż teraz wcale jej się nie paliło do pójścia na wyspę. “Może powinnam odpocząć…” pomyślała. To ostatnia myśl, jaka zapadła w jej głowie, potem była tylko ciemność.
*Sen (tw: brutalny, krew)*
Zalotka zbudziła się na polanie. “Znowu, znowu, nie, proszę” pomyślała. Starała się jakoś otworzyć oczy, wybudzić, ale to wszystko na nic. Była jak utknięta, utknięta we własnym śnie! Gdyby chociaż mogła zawołać Prążkowaną Łapę, to on by ją na pewno skutecznie wybudził, aby znowu nie musiała przeżywać tego samego, ale nie mogła. Nic nie mogła, a jedynie przeżyć ten koszmar od nowa. “Nie, nie, to da się jakoś zatrzymać!” pomyślała, natychmiast spinając mięśnie i odwracając się za siebie. Poprzednimi razami zwłoki kotki znajdowały się przed nią, więc może jak pobiegnie do tyłu, to ominie przykrych scen. Ruszyła więc żwawo, otaczała ją kompletna ciemność, pustka. Czuła jak łapy jej drżą, uszy miała oklapnięte, a końcówka ogona drgała nerwowo. Była czujna, wręcz wyczulona, ale nic z tego, bo otaczała ją kompletna cisza, wręcz taka niepokojąca, która doprowadzała kotkę do szału. Nie czuła nawet własnych oddechów ani kroków. Zalotka miała ochotę krzyczeć, cokolwiek, aby tylko do jej uszu dotarł jakikolwiek dźwięk. “Prążku, Syczku, Zaranna Zjawo, proszę, kocham was wszystkich, obudźcie mnie, proszę” pomyślała żałośnie, zatrzymując się w miejscu. Nie miała siły dalej przemierzać tą bezkresną krainę, więc po prostu skuliła się w kłębek gdzieś na środku. Jej oczy wypełniły się łzami, a po chwili kotka zaczęła rozpaczliwie szlochać, chociaż nie słyszała żadnego dźwięku, po prostu świadomość tego, że płakała była gdzieś zakorzeniona w jej głowie. To było dziwne uczucie, nie mogła tego inaczej wyjaśnić. Leżała tak przez chwilę, która dla niej była całymi godzinami. Leżała, bezsilnie, wyczerpana. “Przejdzie mi kiedyś… prawda?” spytała samej siebie. Wtedy do jej nosa dotarł silny, potworny odór. Woń śmierci, krwi, psów- wszystkiego na raz, wszystkiego, czego z całego serca nienawidziła. Właściwie mimo własnej woli podniosła głowę, po czym i całe ciało. Stanęła sztywno na czterech, wyprostowanych łapach. “Głupi umysł, czemu wymyślasz dla mnie takie koszmary! Nikt dobrze na tym nie wychodzi! Zostaw mnie, zostaw mnie!” krzyczała do samej siebie. “To przecież jest samobój! To zdrada!” powtarzała. Niestety nie miała wpływu na sny, co było według niej co najmniej głupie. Niby to ona sterowała własnym ciałem, decydowała o swoich decyzjach, a jednocześnie czasami czuła się tak, jakby to jakiś obcy kot wstępował w jej ciało, albo siedział jej w głowie. W końcu ona nie wybierała tych snów, to musiał być ktoś inny! Podły ktoś, czerpiący radość z krzywdy innych! Jak on śmiał! Ale Zalotka nie miała nawet siły więcej go wyzywać. Po prostu był okropny i już, tyle wystarczyło… Wracając do snu, koteczka ponownie mimo własnej woli zaczęła poruszać łapami do przodu. Teraz kroczyła żwawo przed siebie, wciąż pośród wszechogarniającej pustki i nicości. Odór z każdą chwilą nasilał się. “Dlaczego to wszystko wydaje się takie prawdziwe? Ten zapach, identyczny do tego, który wtedy czułam” to jedyne o czym mogła myśleć, oprócz dalszego pogrążania się w nieskończonej rozpaczy. Ten scenariusz przeżyła już kilka razy wcześniej, więc zwyczajnie nie mogła już odkrywać go na nowo. Wiedziała co czeka ją za chwilę, a mimo tego czuła dziwny ścisk w żołądku i przerażenie. Widziała to wszystko kilka razy, a wciąż wywoływało to u niej bardzo silne, nieprzyjemne emocje. Mogła tylko starać się je ograniczyć, ale one ciągle w niej były, nieważne co.
W końcu kotka dotarła do ściany krzewów i paproci. “Nie… to nie tak wyglądało poprzednim razem” pomyślała. Nagle usłyszała ujadanie, szczekanie, warczenie… znowu. Zaczęła biec, chociaż wcale nie chciała. Po chwili poczuła jak to ona sama wydaje dziwne, psie odgłosy. Chwila, chwila… czy to ona teraz zamieniła się w mordercę Zapomnianego Pocałunku? To było chyba straszniejsze, niż bycie świadkiem. Próbowała się zatrzymać, zmienić bieg wydarzeń, ale to na nic. Nie mogła, nie dało się, koty nie potrafiły w swoim śnie cofnąć czasu! Po chwili wybiegła na polanę, na drzewie dostrzegła samą siebie, przerażoną. Jej psia forma od razu skierowała się jednak do zwisającej wojowniczki, którą starał się utrzymać Blade Lico. Zalotna Łapa widziała, jak pies skacze, staje na dwóch łapach. Ona była… była nim. Widziała także jak ta bestia otwiera swoją paszczę, a potem poczuła jak zaciska kły na nodze jasnej kotki. Zdawało jej się nawet, że czuje jak krew napływa jej do gardła. Miała ochotę zacząć się krztusić, wymiotować, ale to na nic. Zamiast tego widziała jak inne psy wyszarpują jej ciało Zapomnianego Pocałunku z paszczy. Po chwili stanęła jak wryta, słysząc łamane kości. To koniec, to był koniec snu. Jej obraz zaczął się rozjaśniać.
*Koniec snu*
Zalotna Łapa zbudziła się zdyszana w swoim posłaniu. Jej oczy natychmiast zaszkliły się, po chwili wypełniając się łzami. Wtuliła głowę w swoje łapy, próbując nie wydrzeć się na cały obóz, a nawet i las. “Muszę coś zrobić z tymi koszmarami! Muszę… nie wiem, pogadać z kimś o nich!” stwierdziła, a wtedy do głowy wpadł jej pewien pomysł. “Już wiem, pogadam z Cisowym Tchnieniem! Mogę poprosić ją o kilka ziarenek maku na uspokojenie… i być może lepszy sen” miauknęła do siebie. Natychmiast podniosła głowę i otarła łzy łapą. Wzięła kilka głębokich oddechów, starała się uspokoić i rozluźnić, ale pewnie ten stan nie potrwa za długo. Podniosła się prędko i wyniosła z uczniowskiego legowiska, od razu kierując się do tego należącego do medyka. Właściwie spędziła w nim połowę dzieciństwa, więc może znajdzie tam też w pewnym sensie ukojenie. Wparzyła do niego, a już na wejściu powitał ją ostry zapach ziół. Gdzieś na uboczu siedziała szylkretowa kotka, układając jakieś listki.
— Cisowe Tchnienie? Dzień dobry… — szepnęła niepewnie i nieśmiało, kierując się w stronę medyczki. Przysiadła obok niej, próbując nie zalać się ponownie łzami.
— Wiesz… jak jest ostatnio — zaczęła, jej głos był zmęczony, wręcz wyczerpany, a zarazem przesiąknięty smutkiem i goryczą.
— Ciężko… odejście Zapomnianego Pocałunku było bardzo niespodziewane. Nie przejęłabym się tym, gdyby nie fakt, że musiałam doświadczyć tego na własne oczy — stwierdziła, kiwając powoli główką.
— I tak jest lepiej niż wtedy, ale wciąż nie jest nawet przeciętnie. Nie potrafię zasnąć, a co za tym idzie porządnie odpocząć — mruknęła cicho. Nie wiedziała czy kotce spodoba się takie narzekanie, dlatego po chwili wyprostowała się i odchrząknęła.
— Jasne, jasne. Nie przyszłam tu prosić o lekarstwo na moje pokaleczone oczy, lecz na sen. Spokojny sen, którego w tym momencie bardzo potrzebuje! Pragnę jednego spokojnego wieczoru u boku bliskich mi kotów. Mogłabyś dla mnie go sprawić? — spytała z nadzieją. — Chodzi mi tu oczywiście o kilka ziarenek maku, jeśli to nie problem — uśmiechnęła się lekko.
<Cisowe Tchnienie?>
[1302 słów]
[1302 słów]
[przyznano 26%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz