- No nie… - mruknęła bura, zagarniając roślinki z powrotem do siebie.
Przekrzywiła główkę, spoglądając na swoje powstające dzieło. Uparcie próbowała spleść listki i gałązki razem, ale jej łapy nie miały wystarczająco wprawy i wszystko się rozpadało.
Machnęła ogonem z poirytowaniem. Ile można! Nagle przypomniała sobie, że wcześniej wysłała mamę numer dwa po jakieś lepiące się roślinki. Sięgnęła za siebie i chwyciła zielone, czepiające się łodygi pokryte drobnymi listkami. Miała ich tylko kilka, gdyż Kaczka powiedziała że medycy mogą ich potrzebować. Do czego?? Czy oni też robią wianki?? Nieważne, bo w końcu wszystko się siebie trzymało. Uważnie wybrała listki w różnych kolorach. Pomarańczowe, żółte i brązowe. Szczególnie lubiła te pierwsze - były barwy jej oczu? A przynajmniej tak słyszała. Bo nie mogła ich przecież zobaczyć. Mama powiedziała jej, że gdy spadnie deszcz to będzie mogła siebie zobaczyć w kałuży. Ale jak? Po deszczu w wodzie żyją kocie sobowtóry??
Wybrała jeszcze parę trochę podwiędniętych kwiatków, po czym wianek był gotowy!
Rozejrzała się po żłobku. Rodzeństwo spało, mama wyglądała jakby miała do nich dołączyć. No i komu ona ma ten prezent podarować? Wzięła go delikatnie między zęby, po czym po cichu wymknęła się na zewnątrz. Miała nową misję: znaleźć kogoś godnego jej dzieła.
Rozglądnęła się po obozie. Nie było zbyt tłoczno, większość kotów albo się pochowała, albo wyszła na patrole. Minęła parę wojowników, którzy albo tylko przelotnie na nią spojrzeli, albo nie zauważyli jej wcale. Oni nie zasługiwali na tak piękną dekorację!
W końcu jej wzrok przykuła czarno-ruda, łaciata kotką. Akurat myła sobie łapkę, wystawiając się do promieni słońca. Jeżyna uznała ją za idealną osobę!
- Pani jest taka piękna! Mam dla pani prezent! - zawołała, podbiegając do niej i upuszczając wianek przed jej łapami
<Mirabelka?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz