***
Wszyscy nie wrócą do domu. Bastet umarła. To było trudne dla ich wszystkich. W końcu to była ich matka! Ale co oni mogli zrobić? Nic.
Bluszcz siedział i układał zioła. Od tamtej tragedii minęło trochę czasu, dzięki czemu każdy z nich funkcjonował trochę lepiej. No... Może nie licząc Klamerki. On cały czas leżał na ziemi i wyglądał, jakby już dawno nie obchodziła go rzeczywistość. Nic do niego nie docierało, rzadko odpowiadał, jakby już naprawdę był z dala od rzeczywistości. Bluszcz spojrzał na swojego brata, znów leżącego na ziemi. Westchnął cicho. Nie wiedział, jak mu pomóc. Może coś na halucynacje? Albo na sen? Nawet nie był pewny, przez co tak się dzieje! Klamerka przechylił lekko głowę, a nieobecny wzrok wbił w jedną ze ścian.
- Coś się stało? – zapytała nagle Izyda, stając za niebieskim.
- Nie, nic. Tylko martwię się o Klamerkę – wyjaśnił Bluszcz, nie spuszczając wzroku z brata. Izyda pokiwała głową i również spojrzała na leżącego na ziemi kocura.
- Wiesz, on miał tak od samego początku...
- Ale ostatnio było gorzej! A ja chcę mu pomóc... Nie chcę, by się męczył...
- Może idź się przejść, odpocząć? – zaproponowała Izyda, zabierając od niego zioła. Kocurek spojrzał na nią ostro, starając się odzyskać rośliny, jednak bezskutecznie.
- No ej!
- Idź odpocząć! Od... Sam wiesz czego... – wybrnęła z sytuacji, wiedząc, że brat nie za dobrze znosi wspomnienie śmierci matki – ...nie przerywasz tego siedzenia przy ziołach. Idź, zrób sobie przerwę.
- No dobra... Ale oddaj zioła Guzikowi!
- Komu? – zapytała lekko zdziwiona kotka. Bluszcz wskazał leżącego w kącie, zniszczonego misia. Kotka przekręciła lekko głowę i spojrzała znów na kocura.
- To mój przyjaciel! Znalazłem go kiedyś! Teraz pomaga mi z ziołami – wyjaśnił Bluszcz, a Izyda tylko pokiwała głową, już nic więcej nie mówiąc. Może uznała to za nieco dziwne? Ale przynajmniej teraz miał przyjaciela.
W końcu kotka wyrzuciła go z pokoju. Chodził w te i z powrotem, nudząc się strasznie i nie wiedząc, co robić. Dlaczego nie zabrał ziół od Guzika? Mógł przecież to zrobić! Przynajmniej by się nie nudził. Po jakimś czasie zszedł schodami na dół i rozejrzał się dookoła. Od śmierci Bastet, jednooki był tu coraz rzadziej. Wszyscy zauważali jego słaby stan. Przecież stracił Modrowronkę i własną nogę. A wszystko przez ich matkę. Poświęciła życie, by im pomóc. By pomóc ich ojcu. I właśnie wtedy w oczy rzuciła mu się klatka. Jak zwykle był tam jego tata. Dawno go nie widział. Nie myślał zbyt długo, prawie od razu postanowił ruszyć do Jafara. Odwracając się w każdą stronę, w obawie zagrożenia, podszedł do klatki z kotem w środku. Gdy było, w miarę bezpiecznie stanął przy niej i usiadł.
- Cześć tato – mruknął ciche przywitanie.
[509 słowa, trening medyka]
[przyznano 10%]
<Tato?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz