Panującą dookoła niej ciszę zagłuszały jej jedynie własne myśli. Ze wzrokiem utkwionym w taflę wody, wpatrywała się w zamyśle w swoje własne odbicie. Dorastała, a mimo to wciąż pod względem wzrostu zdawała się zostawać w tyle. Powątpiewała w możliwość osiągnięcia wysokości jej matki, już nawet Świetlik przewyższała ją o połowę głowy.
Zielone ślepia wydawały się obce. Uciekała spojrzeniem przed samą sobą, chcąc po prostu doszukać się czegoś nowego w sobie. Dalej była wątła, jej sierść wyglądała tak samo i tylko iskrzący niegdyś blask ślepi zdawał się słabnąć. Nie było w nich tej żądzy przygód, zafascynowania światem i energii, która nie tak dawno się w nich kryła. Pierwiosnek uwielbiała przygody i nowe doświadczenia, ale z ograniczeniem do ich miejsca zamieszkania, nie miała jak tego praktykować.
Gdy słońce w pełni wznosiło się na niebie, Pierwiosnek postanowiła wyruszyć na nieco dłuższy spacer. Nie chciała niczyjego towarzystwa, a miała wrażenie, że ani matka, ani siostra, nie zostawiłyby ją samą.
Wybiegła kawałek dalej niż zwykle, zadowolona i napełniona nową dawką energii, odkrywając nieznane dotąd tereny. Przemierzała gęstwiny lasu, niezbyt roztropnie stawiając kroki. Wędrowała przez długi czas, a jej ciekawość rozwijała się równie szybko jak jej łapki biegły przez zieloną roślinność.
Pierwiosnek przycupnęła pod cieniem gałęzi, opierając się o korę i zamykając na chwilę zmęczone oczy. Jednak gdy ponownie je otworzyła, poczuła nagły zawrót głowy. Jej ciało osłabło, a widzenie stało się mgliste. Wiedziała, że coś jest nie tak. Próbowała wstać, ale jej łapy odmówiły posłuszeństwa, a świat zawirowoł wokół niej.
Nie wiedziała, ile czasu tkwiła w bezruchu. Nie potrafiła nic zrobić, czuła się jak kocię, któremu brakowało podstawowych umiejętności.
W pewnym momencie dostrzegła zarys kota, który zbliżał się do niej powoli. Samotnik o czarnym umaszczeniu i żółtych oczach, które emanowały spokojem i troską. Przez chwilę trwał ich kontakt wzrokowy, a wtedy kot przybliżył się ostrożnie i delikatnie dotknął nosa do nosa Pierwiosnka.
Zadrżała. Taki śmiały krok od nieznajomego wywołał w niej lęk. Nie była przyzwyczajona do widoku innych kotów. Znała tylko mamę i siostrę, a przez życie w tak małym gronie, zaczęła wątpić w to, że ktokolwiek jeszcze mieszka w tym lesie.
— Pomogę ci — szepnął delikatnie. Jego głos brzmiał jak szept wiatru, kojący i uspokajający.
Pierwiosnek pisnęła cicho. Nie powinna mu ufać. Te słowa brzmiały zwodniczo, jeszcze ubrane w tak przyjemnym tonie. Nocna Tafla skarciła by ją za jej każdy kolejny czyn.
Kocur po przyglądaniu jej się dłuższą chwilę i przepytaniu o jej stan zdrowia, umknął gdzieś w dal i powrócił niewiele później, trzymając w pysku dziwne rośliny.
Nie miała sił by zadawać mu jakiekolwiek pytania. Patrząc w otępieniu na niego, zjadła po dłuższej chwili wahań zaoferowane zioła.
Nieznajomy siedział z nią tam dosyć długo. W końcu omdlenie stopniowo ustępowało, a światło powróciło do jej oczu.
— Dziękuję... Kto jesteś? — wyszeptała Pierwiosnek, wciąż lekko oszołomiona.
— Nikim ważnym — odpowiedział kot. — Przeciętny ze mnie samotnik, który nauczył się leczyć. Czy czujesz się lepiej?
Pierwiosnek skinęła głową i uśmiechnęła się słabo.
— Tak, czuję się znacznie lepiej dzięki tobie. Dlaczego mi pomagasz? — zapytała, spodziewając się, że za moment będzie chciał czegoś w zamian.
On zamiast tego spojrzał na nią swoimi żółtymi oczami pełnymi tajemnicy.
— Koty powinny wspierać się nawzajem. Każde życie jest ważne dla tej ziemi. Nie pozwolę, abyś straciła swoje światło — rzekł, spuszczając wzrok. — Poza tym, często widywałem cię w okolicy. Masz rodzinę, prawda? Z pewnością by za tobą tęsknili.
Pierwiosnek poczuła wdzięczność wobec nieznanego kota, choć i tak cichy, piskliwy i drżący głosik w jej głowie, kazał jej wrócić do domu.
Kocur nie zatrzymywał jej. Sam, gdy tylko odwróciła wzrok, zniknął w ciemnościach, wśród drzew.
Wyleczeni: Pierwiosnek
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz