Wpatrywała się w liliową sylwetkę, jak w obrazek. Jej ślipia podążały za każdym krokiem kotki. Niezdolna do wypowiedzenia słowa, po prostu podążała za nią. Wojowniczka zatrzymała się w kępie trzcin i gałęzi.
— T-tu jest parę wolnych. Możesz wybrać jedno. — miauknęła Źródlany Dzwonek.
Pasikonik niepewnie podeszła na sztywnych łapach do nich i spojrzała. Nie za bardzo wiedziała co robić, więc tępo wpatrywała się w nie.
— A ty? G-gdzie śpisz? — zapytała w końcu, ukradkiem spoglądając na kotkę.
Liliowa wskazała łapą na jedno leżące w kącie. Obok niego znajdowało się dość blisko czyjś drugie. Pasikonik czując na sobie to czujne spojrzenie pary brązowych ślepi położyła swoje nowe legowisko koło tego kotki.
— M-mam nadzieję, że nie masz nic przeciw. Tylko ciebie... znam. — wyjaśniła szybko, kładąc uszy w zakłopotaniu.
Źródlana pokręciła łbem. Niezręczna cisza została przerwana wstaniem lilowej i skierowaniem się do wyjścia. Szylkretka zerkała na nią niepewnie. Nie tak wyobrażała sobie to spotkanie. Nie chciała, żeby na tym to się skończyło. To nie tak miało wyglądać.
— Czekaj. — pisnęła cicho.
Wojowniczka spojrzała na nią. Albo na coś za nią. Pasikonik czuła, jak serce podchodzi jej do gardła.
— Chciałabyś mnie o-oprowadzić?
Dwie kocie sylwetki przemierzały usypaną liści polanę. Drzewa za nimi kołysały się spokojnie. Rwąca rzeka szumiała w tle, wypełniając ciszę pomiędzy nimi. W oddali świerszcze powoli zaczynały grać swą melodie. Zagubione spojrzenia kotek czasem spotykały się, by po uderzeniu serca znów się rozbiec.
— Dlaczego Klan Nocy? — ciche pytanie uleciało z pyska liliowej.
Pasikonik zatrzymała się. Jej wzrok powędrował na zagubione w rzece liście.
— N-nie miałam gdzie się podziać. — miauknęła niepewnie, zerkając na towarzyszkę.
Zbyt głupio było jej wykrztusić z siebie, że trafiła przypadkiem i potem wciągnęła się w takie łajno.
— Coś wydarzyło się w Klanie Burzy... — zaczęła niepewnie, pragnąc jedynie wypełnić tą ciszę.
Zrobiła niewielki krok do przodu, zawieszając się ukradkowo wzrokiem na liliowej.
— Byłam tam... kimś kogo sama n-nienawidziłam. N-nie żyłam tak naprawdę. Bardziej trwałam bez większego sensu. — mamrotała cicho, trochę wstydząc się tych słów. — Aż stało się to... i zrozumiałam, że nie mogę t-tak dłużej.
Wzrok liliowej błądził gdzieś wokół niej.
— To? — cichy głos wydostał się z jej pyska.
Pasikonik zrobiła parę kroków w jej kierunku.
— "To" pozostało za mną. — miauknęła, zdobywając się na odwagę spojrzenia na pysk liliowej. — Teraz chce się s-skupić na teraźniejszości.
"Na tobie". Nie wiele zabrakłoby i to uleciałoby z jej pyska. Brązowe ślepia bacznie lawirowały na jej sylwetce. Pasikonik niepewnie i ostrożnie przesunęła swój ogon odrobinkę w stronę kotki. Ze wzrokiem wbitym bacznie we własne łapy, trochę bała się spojrzeć na jej pysk.
— Liściasty Wirze!
Obie kotki podskoczyły przerażone, oglądając się wokół. Nawet nie spostrzegły się, że ich ogony się splątały. Dopiero przyjemne ciepło, jakie uderzyło Pasikonik ją w tym uświadomiła. Stojąc sztywno, nie śmiąc ruszyć się na milimetr, tkwiła w bezruchu. Ich ślepiom ukazał się wędrujący w oddali zrozpaczony bury kocur. Nawet nie spostrzegł dwóch kotek. Ocierając łzy, skierował się w stronę w głąb polany.
— Kto t-to? — wydukała Pasikonik, przesuwając się lekko w stronę Źródlanej.
Liliowa nie protestowała. Wodziła wzrokiem jeszcze uderzenie serca za wojownikiem.
— Wodnikowe Wzgórze. — jedynie padło z jej pyska.
Szylkretka kiwnęła łbem. Nie wiele jej to mówiło.
— Chcesz... przejść się na plażę...? — zapytało nieśmiało, puszczając ogon kotki zawstydzona. — N-nigdy nie byłam tam. W sensie... z tobą tutaj...
Minęło parę wschodów słońca od jej dołączenia. Śnieżna Gwiazda nadała jej nowe imię, dość ironicznie paskudne, i stała się oficjalnym członkiem Klanu Nocy. Pszczela Duma, dość miła kotka, uczyła ją w wolnym czasie pływać. Pasikonik starała się nie narzekać, ale dość szybko zauważyła podziały społeczne w klanie. Gang kotek, do którego zdawała się należeć Pszczela dość często wodził za nią świdrującym wzorkiem. Przez to Pasikonik zamiast ułożyć sobie na nowo życie, jak to widziała w swoim łebku, i stać się lepszą i pewniejszą wersją siebie, cała sztywniała na widok tamtych.
— Lepiej im nie podpadnij. — tajemniczy głos odezwał się za nią.
Pasikonik podskoczyła przerażona. Srebrna kotka wpatrywała się w nią lekko rozbawiona.
— Ostatnio tajemniczo zmarła dwójka kotów, za którą nie przepadała tamta paczka. A chyba nie chcesz być następca? — kontynuowała wojowniczka, okrążając szylkretkę. — Uważaj lepiej na Makowe Pole. Uwinęła sobie pół klanu wokół pazura.
Pasikonik niepewnie podeszła na sztywnych łapach do nich i spojrzała. Nie za bardzo wiedziała co robić, więc tępo wpatrywała się w nie.
— A ty? G-gdzie śpisz? — zapytała w końcu, ukradkiem spoglądając na kotkę.
Liliowa wskazała łapą na jedno leżące w kącie. Obok niego znajdowało się dość blisko czyjś drugie. Pasikonik czując na sobie to czujne spojrzenie pary brązowych ślepi położyła swoje nowe legowisko koło tego kotki.
— M-mam nadzieję, że nie masz nic przeciw. Tylko ciebie... znam. — wyjaśniła szybko, kładąc uszy w zakłopotaniu.
Źródlana pokręciła łbem. Niezręczna cisza została przerwana wstaniem lilowej i skierowaniem się do wyjścia. Szylkretka zerkała na nią niepewnie. Nie tak wyobrażała sobie to spotkanie. Nie chciała, żeby na tym to się skończyło. To nie tak miało wyglądać.
— Czekaj. — pisnęła cicho.
Wojowniczka spojrzała na nią. Albo na coś za nią. Pasikonik czuła, jak serce podchodzi jej do gardła.
— Chciałabyś mnie o-oprowadzić?
* * *
Dwie kocie sylwetki przemierzały usypaną liści polanę. Drzewa za nimi kołysały się spokojnie. Rwąca rzeka szumiała w tle, wypełniając ciszę pomiędzy nimi. W oddali świerszcze powoli zaczynały grać swą melodie. Zagubione spojrzenia kotek czasem spotykały się, by po uderzeniu serca znów się rozbiec.
— Dlaczego Klan Nocy? — ciche pytanie uleciało z pyska liliowej.
Pasikonik zatrzymała się. Jej wzrok powędrował na zagubione w rzece liście.
— N-nie miałam gdzie się podziać. — miauknęła niepewnie, zerkając na towarzyszkę.
Zbyt głupio było jej wykrztusić z siebie, że trafiła przypadkiem i potem wciągnęła się w takie łajno.
— Coś wydarzyło się w Klanie Burzy... — zaczęła niepewnie, pragnąc jedynie wypełnić tą ciszę.
Zrobiła niewielki krok do przodu, zawieszając się ukradkowo wzrokiem na liliowej.
— Byłam tam... kimś kogo sama n-nienawidziłam. N-nie żyłam tak naprawdę. Bardziej trwałam bez większego sensu. — mamrotała cicho, trochę wstydząc się tych słów. — Aż stało się to... i zrozumiałam, że nie mogę t-tak dłużej.
Wzrok liliowej błądził gdzieś wokół niej.
— To? — cichy głos wydostał się z jej pyska.
Pasikonik zrobiła parę kroków w jej kierunku.
— "To" pozostało za mną. — miauknęła, zdobywając się na odwagę spojrzenia na pysk liliowej. — Teraz chce się s-skupić na teraźniejszości.
"Na tobie". Nie wiele zabrakłoby i to uleciałoby z jej pyska. Brązowe ślepia bacznie lawirowały na jej sylwetce. Pasikonik niepewnie i ostrożnie przesunęła swój ogon odrobinkę w stronę kotki. Ze wzrokiem wbitym bacznie we własne łapy, trochę bała się spojrzeć na jej pysk.
— Liściasty Wirze!
Obie kotki podskoczyły przerażone, oglądając się wokół. Nawet nie spostrzegły się, że ich ogony się splątały. Dopiero przyjemne ciepło, jakie uderzyło Pasikonik ją w tym uświadomiła. Stojąc sztywno, nie śmiąc ruszyć się na milimetr, tkwiła w bezruchu. Ich ślepiom ukazał się wędrujący w oddali zrozpaczony bury kocur. Nawet nie spostrzegł dwóch kotek. Ocierając łzy, skierował się w stronę w głąb polany.
— Kto t-to? — wydukała Pasikonik, przesuwając się lekko w stronę Źródlanej.
Liliowa nie protestowała. Wodziła wzrokiem jeszcze uderzenie serca za wojownikiem.
— Wodnikowe Wzgórze. — jedynie padło z jej pyska.
Szylkretka kiwnęła łbem. Nie wiele jej to mówiło.
— Chcesz... przejść się na plażę...? — zapytało nieśmiało, puszczając ogon kotki zawstydzona. — N-nigdy nie byłam tam. W sensie... z tobą tutaj...
* * *
Jeszcze ciepły piasek grzał ich futra od spodu. Morska bryza targała futra. Wzrok liliowej utkwił w morzu. Dzieliła ich mysia odległość, która z jakiegoś powodu wciąż siedziała we łbie Pasikonika. Jej wzrok wędrował po drobnej sylwetce. Źródlana zmieniła się. Bardzo. Zdawała się taka słaba. Wychudzona i skulona. Jej ciało drgało lekko.
— Jest ci zimno? — miauknęła i wstała.
Nie czekając na odpowiedź kotki, położyła się za nią, otulając drobne ciało swoim futrem. Liliowa nawet nie drgnęła. A Pasikonik była zbyt onieśmielona by zapytać. Już i tak zalewała się stresem z powodu swojego dość śmiałego ruchu. Ze wzrokiem wbitym sztywno w morze, bała się go spuścić nieco niżej na liliową. Poczuła, jak Źródlana przesuwa się lekko boczkiem w jej stronę. Pasikonik przełknęła ciężko ślinę i pozwoliła sobie położyć ogon niedaleko kikuta liliowej. Zamruczała cicho, zestresowana i wzrokiem zbłądziła w stronę morza. Otworzyła szerzej ślipia na widok, jak słońce powoli tonie w morskich falach, zalewając świat na bordo-purpurowe odcienie.
— Jak ładnie. — miauknęła cicho.
— Jest ci zimno? — miauknęła i wstała.
Nie czekając na odpowiedź kotki, położyła się za nią, otulając drobne ciało swoim futrem. Liliowa nawet nie drgnęła. A Pasikonik była zbyt onieśmielona by zapytać. Już i tak zalewała się stresem z powodu swojego dość śmiałego ruchu. Ze wzrokiem wbitym sztywno w morze, bała się go spuścić nieco niżej na liliową. Poczuła, jak Źródlana przesuwa się lekko boczkiem w jej stronę. Pasikonik przełknęła ciężko ślinę i pozwoliła sobie położyć ogon niedaleko kikuta liliowej. Zamruczała cicho, zestresowana i wzrokiem zbłądziła w stronę morza. Otworzyła szerzej ślipia na widok, jak słońce powoli tonie w morskich falach, zalewając świat na bordo-purpurowe odcienie.
— Jak ładnie. — miauknęła cicho.
* * *
*wciąż przed morderstwom Śnieżnej Gwiazdy*
*wciąż przed morderstwom Śnieżnej Gwiazdy*
Minęło parę wschodów słońca od jej dołączenia. Śnieżna Gwiazda nadała jej nowe imię, dość ironicznie paskudne, i stała się oficjalnym członkiem Klanu Nocy. Pszczela Duma, dość miła kotka, uczyła ją w wolnym czasie pływać. Pasikonik starała się nie narzekać, ale dość szybko zauważyła podziały społeczne w klanie. Gang kotek, do którego zdawała się należeć Pszczela dość często wodził za nią świdrującym wzorkiem. Przez to Pasikonik zamiast ułożyć sobie na nowo życie, jak to widziała w swoim łebku, i stać się lepszą i pewniejszą wersją siebie, cała sztywniała na widok tamtych.
— Lepiej im nie podpadnij. — tajemniczy głos odezwał się za nią.
Pasikonik podskoczyła przerażona. Srebrna kotka wpatrywała się w nią lekko rozbawiona.
— Ostatnio tajemniczo zmarła dwójka kotów, za którą nie przepadała tamta paczka. A chyba nie chcesz być następca? — kontynuowała wojowniczka, okrążając szylkretkę. — Uważaj lepiej na Makowe Pole. Uwinęła sobie pół klanu wokół pazura.
Pasikonik nieco zdezorientowana pokiwała łbem w podzięce, powoli odchodząc od tajemniczej kotki. Ruszyła przed siebie, próbując wyszukać w tłumie liliową sylwetkę. Źródlana nie była zbyt towarzyska. Jedynie czasami zauważała ją z czarnym kocurem. Jej uczniem jeśli dobrze pamiętała. Widząc ów kotkę, podeszła szybkim krokiem do wojowniczki. Nieco śmiało przywarła od razu bokiem do kotki.
— Przejdziemy się gdzieś dziś...? — zapytała z nadzieją, nawet nie zauważając, że nie były same.
Pomarańczowe puste ślepia wpatrywały się w nią bez wyrazu. Czarny kocur siedział sztywno ze wzrokiem wbitym w szylkretkę. Pasikonik położyła po sobie uszy przestraszona.
— Przejdziemy się gdzieś dziś...? — zapytała z nadzieją, nawet nie zauważając, że nie były same.
Pomarańczowe puste ślepia wpatrywały się w nią bez wyrazu. Czarny kocur siedział sztywno ze wzrokiem wbitym w szylkretkę. Pasikonik położyła po sobie uszy przestraszona.
<Kminek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz