Jego wzrok wodził za dwójką kolorowych futer. Błądził po uśmiechniętych pyskach. Zmrużonych ślepiach. Nic z tego nie rozumiał. Dzwonek znów była szczęśliwa. Czuł to. W jej woni, w jej chodzie. W jej osobie. Widział to w brązowych ślepiach. Lecz nie on był powodem tego szczęścia. Tylko ona. Nieznana mu kotka. Tonąca. Zjawiła się znikąd. Była nikim. Nic nie znaczyła. Więc dlaczego tak szybko mu ją odebrała? Dlaczego Dzwonek zatraciła się tak w niej? W czym była lepsza od niego? Co takiego miała czego on nie miał. Wiedział, że był wybrakowany. Że nie był normalny. Lecz starał się. Z całych sił próbował zrozumieć to wszystko. "Ugryźć sprawę" z odpowiedniej strony. Rozmawiał z innymi. Wysłuchiwał rad. Obserwował innych. A mimo to wciąż wolała ją.
Doza irytacji i pretensji rosła w kocurze z każdym wschodem słońca. Zrobił dla niej wszystko. Był wstanie poświęcić dla niej wszystko co posiadał. Nawet siebie.
Tylko ona się liczyła.
— Co powiesz na… polowanie?
Jego wzrok utknął w kotce. W jej liliowym matowym futrze, rozwiewanym przez łagodny podmuch. W jej niepewnie chuderlawej sylwetce. W jej słabym spojrzeniu. Nie odnalazł tam tego czego pragnął. Jedynie wątłe zmartwienie. Nie tego się doszukiwał.
* * *
Ich łapy kroczyły wzdłuż brzegu. Mokry piasek przyklejał się do poduszek łap. Słońce powoli skradało się ku zachodowi, zalewając niebo purpurową domieszką. Zupełnie jak tamtego dnia.
Gdy pierwszy raz go uratowała.
— Czemu ona? — wręcz samo wypadło z jego pyska, gdy znaleźli się sami.
Brązowe ślepia spoglądamy na niego z niezrozumieniem. Liliowa sylwetka zdawała się skurczyć.
— Czemu! — pytanie zamieniło się w żądanie.
Czuł, jak w nim buzowało. Emocje rozpierały go od środka. Nie umiał ich w sobie przetrzymać. Z całych sił wylewały się z niego każdym możliwym ujściem. Ogon nerwowo uderzał o ziemię, a łapy agresywnie stawiały kolejne kroki nieprowadzące do nikąd. Zacisnął ślepia, czując wypływające łzy.
— J-jesteś ma... — jego głos drżał, ginąc gdzieś w tle szumy rzeki.
Kątem oka dostrzegł, że także płakała. Przypływ irytacji uderzył w niego. Czemu nie odpowiadała? Dlatego go ignorowała? Byli przecież partnerami. Nic z tego nie rozumiał. Coraz bardziej się w tym gubił.
Brązowe ślepia kotki zapłakane błądziły po ziemi. Nie ośmieliła się nawet na niego spojrzeć. Kiedy on poświęcił wszystko, by znów ją zobaczyć. Z oburzeniem uderzył łapami w miękką ziemię. Dzwonek skuliła się. Jej drobne ciało drżało niczym z zimna. Spuścił czarny łeb. Teraz już na pewno go nienawidziła. A wszystkiemu winna była Tonąca. Kotka, która przyszła i zniszczyła wszystko co stworzył przez te księżyce. Cały jego trud poszedł na marne.
Nieprzyjemna emocja ściskała jego brzuch. Dzwonek płakała. Była taka smutna. Pogrążona w chaosie własnych uczuć. Czarny nie chciał by była dłużej taka. Chciał, żeby znów była jak kiedyś. Nie umiał w jej płaczliwą wersję. Nie wiedział wiecznie co robił źle. W czym jej zawinił, że tak go znienawidziła.
Słowa Nastroszonego odbijały się echem w jego łbie. Wszystkie prawdy o życiu jakie mu przekazał wypełniały jego umysł.
Miał powinność wobec Dzwonek. Pragnął jej szczęścia. Niczego tak bardzo jak powrotu jego dawnej mentorki. Kocięta uszczęśliwiały kotki. Sprawiały, że znajdowały sens w życiu. Może tego potrzebowała Dzwonek. Nie zamierzał dłużej nad tym rozmyślać.
Przytulił kotkę, owijając ją swoim czarnym ciałem szczelnie. Ukrywając ją przed całym złem zewnętrznego świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz