Krucha odprowadziła przygaszonym spojrzeniem Sadzawkę, która wstała tuż po tym, jak kremowa się do niej dosiadła, zostawiając za sobą niedojedzoną mysz. Przymknęła oczy i głęboko westchnęła, próbując nie brać tego do siebie. Bura była zauroczona, oczywiście, że będzie wolała spędzić czas z Padliną. Niechętnie spojrzała na swój posiłek. Jakoś straciła apetyt.
— Ej!
Gwałtowny, warkliwy krzyk sprawił, że instynktownie zaczęła szukać zagrożenia, ustawiając łapy jak do ucieczki. Gdy okazało się, że to jedna z owocniaczek, a nie żaden napastnik, poprawiła swoją postawę i uśmiechnęła ciepło, przymykając przy tym powieki.
— Witaj Mleczyk, coś się stało?
— Nie chciałaś się zaprzyjaźnić, czy coś? Mam dość tych dziwnych podchodów. Albo robimy to na serio, albo wcale.
W szoku szeroko otworzyła oczy. Jeszcze trochę i opadłaby jej szczęka, ale to zdążyła powstrzymać.
— Jeszcze raz? — zamrugała, sądząc, że się przesłyszała.
Szylkretka skrzywiła się, machając ogonem, widocznie zirytowana.
— Nieważne. — fuknęła, odwracając się.
— Nie, czekaj! — Krucha rzuciła się do przodu, by stanąć przed nią — Tak, chciałam się zaprzyjaźnić! Nadal chcę!
Kotka miała minę, jakby już żałowała swojego wyboru rozmowy z nią.
— Naprawdę! Zaraz możemy… się przejść czy coś? Tylko-Tylko posprzątam, daj mi kilka uderzeń serca!
Plącząc się o własne łapy, wyminęła ją i podbiegła do myszy, by odnieść ją na punkt gromadzenia zwierzyny, a potem złapała porzucony posiłek Sadzawki, by po drodze go wynieść za obóz.
— Chodźmy! — zaszczebiotała wokół resztek. Kotka coś wymamrotała pod nosem, ale wspólnie ruszyły ku wyjściu.
Zaraz za ich głównym punktem terytorium wyrzuciła niedojedzone zwłoki, nawet się nie zatrzymując. Cały czas zastanawiała się, jak zagaić rozmowę, by potencjalna koleżanka znowu nie stwierdziła, że jest irytująca.
Prawie nie dostrzegła przez to szelestu kroków za nimi, dopóki nie rozległ się jeden wyjątkowo głośny. Mleczyk, która już wcześniej miała uszy w tamtą stronę, teraz odwróciła się całkiem. Krucha także przystanęła i zwróciła głowę ku przyczynie tamtych dźwięków. Za krzakiem mignął znajomy, liliowy ogon.
— Gwiazdnico? Co tu robisz? — zapytała, robiąc krok w stronę uczennicy, która nie mogła powstrzymać chichotu.
<Mleczyk?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz