Wrzaski przerażenia rozrywały jej bębenki uszne, a pełne rozpaczy krzyki odbijały się echem w jej głowie, wwiercając się boleśnie w głąb mózgu. Mimo przytłaczającego hałasu, Wrzosowa Łapa słyszała to wszystko jak zza ściany w akompaniamencie zduszonego pisku. Jej serce biło niespokojnie, jakby próbując się wyrwać z klatki piersiowej.
Słyszała jego bicie.
Czuła skaczące tętno.
Nie potrafiła oderwać wzroku od tego, co się wydarzyło przed jej oczami.
Dzień jednak zapowiadał się spokojnie. Spała spokojnie, snem mimo tego płytkim. Przespała jednak całą noc, nieco zmuszając się, by położyć się wcześniej niż się przyzwyczaiła. Była podekscytowana treningami z Sroczym Piórem, a za każdym razem, gdy uczyła się czegoś nowego czuła miłe ciepło rozchodzące się po jej ciele. Każdego dnia wstawała wcześnie, by rozciągnąć i rozgrzać zesztywniałe po odpoczynku mięśnie i ułożyć futro. W krótkim czasie wyrobiła sobie przyjemną do podążania rutynę, co niezwykle ją radowało. Tego dnia nie było inaczej. Tańczące na jej pyszczku promienie, odbijające się od śniegu zbudziły ją wraz ze wschodem słońca.
- Ktoś tu wcześnie wstaje… znowu - usłyszała za sobą niekoniecznie zadowolone westchnięcie. Perlicza Łapa wyciągnęła przed siebie łapy, prostując kręgosłup z szerokim ziewnięciem. - Co się z ciebie taki ranny ptaszek zrobił, hm? W żłobku spałaś dłużej…
- Nie chciałam cię obudzić, Perliczko, ale trening wzywa - uśmiechęła się Wrzos, rozciągając grzbiet.
- Przecież masz jeszcze cały ranek!
- Przecież wiem, al-
- Przymknąć ryje. Przeszkadzacie - gdzieś w kącie rozległ się głośny syk Piegowatej Łapy. Podczas gdy kremowa kotka wywracała na starszą oczami, Wrzos posłała jej ciche przepraszam i nie odezwała się kolejny razy. Nie chciała narazić się na gniew ani srebrnej, ani reszty śpiących uczniów. Spokojnym krokiem wyszła z leża.
Postawiła parę kroków.
Coś było nie tak.
Niepewnie rozejrzała się po okolicy, a przez jej grzbiet przebiegł spazm stresu. Uniósł za sobą futro, rozszerzył źrenice i podniósł tętno. Nie tylko ona czuła, że coś było nie w porządku. Obok niej przemknęła niebieskooka, widząc zastygłą burą sylwetkę w przejściu.
- Co jest?
Wrzos nie odpowiedziała. Z ślepiami pusto wlepionymi w horyzont słuchała ciszy, jaka zawisła nad obozem Klanu Klifu, mieszając się z ciężkim, porannym powietrzem. Trel ptaków nie wybrzmiewał wśród gałęzi drzew, a wiatr przestał grać swą melodię. Cisza stała się czymś nienaturalnym, przerażającym.
Mrugnęła, a gdy otworzyła oczy zobaczyła parę kotów zbliżających się ostrożnie do wejścia do obozu. Ich wygięte grzbiety oświetlało słońce, a kły i wysuwane pazury błyszczały raz po raz.
Kruczy wrzask poderwał się z lasu, w popłochu pędząc ku niebu. W oddali rozległ się jazgot. Zbyt dobrze znany, bo bura go nie rozpoznała. Jej mięśnie automatycznie się spięły, a paraliżujący strach zawładnął każdym kawałkiem jej ciała.
- Na drzewa! Szybko! Najsilniejsi pomagają starszym, królowym i kociętom!
Promienne futro błysnęło w obozie, a wraz z nim zamieszanie i strach.
- Wrzos.
- Wrzos!
Dopiero za którymś razem splecionym z mocnym pchnięciem w bok zobaczyła przerażenie w oczach Słowiczej Łapy i Marchewkowej Łapy. W którce wszystkie poderwały się do biegu. Moment zanim do obozu wbiegła ogromna, biała bestia. Wrzosowa Łapa zastygła, słysząc za sobą jazgot i kłapanie szczęk potwora. Jej serce niemalże skoczyło jej do gardła, a przez ogromny ból głowy który miażdżył jej czaszkę niemalże straciła równowagę. Zachwiała się na gałęzi i gdyby nie czyiś mocny uścisk na jej karku spadłaby prosto w paszczę białej bestii. Do jej nosa dotarł zapach krwi, zaciskając jej gardło.
Mieli być tu bezpieczni. Tamto wydarzenie nigdy nie miało się już powtórzyć. A teraz znów, na własne oczy widziała rozszarpane ciało, którego krew mieszała się z psią śliną i kłakami. Parę kotów rzuciło się w wir walki, podczas gdy Wrzos siedziała na gałęzi, sparaliżowana strachem, stresem i bólem. Nie potrafiła się poruszyć. Nie potrafiła odwrócić wzroku. Znów czuła się jak ten bezbronny kociak, chowający się przed kłami w norze. Śnieg pokrył się szkarłatem, rozlewając pod korzenie drzew. Po walce Dziczy Kieł pomógł Wrzosowej Łapie i Niedźwiedziej łapie zejść z drzewa. Słowicza Łapa i Marchewkowa Łapa patrzyły po sobie ze strachem szpecącym ich pyski i ciszą leżącą na ustach. Wkrótce dołączyła do nich Rdzawe Futro, której sierść wciąż była bojowo nastroszona. Żadne słowo nie padło z grupy, a gdy emocje opadły, ciszę między nimi przerwało łkanie Wrzosu. Łzy same spływały po jej policzkach, a kotka mimo prób nie potrafiła ich powstrzymać. Była przerażona. Bała się, że znów kogoś straci. Pierwszy raz widziała śmierć od tamtego dnia. Żadne z grupy nigdy nie chciało już do tego wrócić. Dzik przytulił młodszą kotkę, a Niedźwiedź położył swoją głowę na barku brata. Następnej nocy żadne z nich nie mogło zasnąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz