— Szyszko... — zaczęła niepewnie. — Jeśli okaże się, że leśne klany już nic do nas nie mają... To będziemy mogli wychodzić na zewnątrz?
Zmrużyła oczy. Jej wzrok od razu przesunął się na Konopię, która pod wpływem spojrzenia, odbiegła swoim. Ogon czarnulki poruszył się niespokojnie. Pytanie zadane przez wojowniczkę sprawiło, że Szyszka musiała się głęboko zastanowić, rozważając wszystkie opcje. Zarówno te pozytywne, jak i negatywne. Skryli się w Owocowym Lesie, żeby pozostać z daleka od spojrzeń klanów i ich nienawiści. Mimo że wcześniej żyli na bagnach, nie wchodząc leśnym kotom pod łapy, Klan Nocy ich zaatakował i zniewolił. Część kotów nie powróciła już nigdy w szeregi swoich. Wiele księżyców skrywali się za Ogrodzeniem. Mówiono, że nie żyją, że Klan Lisa przestał istnieć. I to drugie było prawdą, dawno pozostawili tamto miano, stworzyli nowe zwyczaje i miejsce do życia. Kotka westchnęła. Młodziki nigdy nie zaznają smaku wojny i nie zrozumieją, że Szyszka po prostu stara się ich chronić. Wszystkich, bez wyjątku. Świat na zewnątrz był zbyt niebezpieczny, a wśród owocowych drzew, mogli być przynajmniej bezpieczni, spokojni, nie martwić się o przyszłość. Mieli wszystko, czego potrzebowali.
— Nie wiem, Konopio. Zwiadowcy nie donoszą o niczym niepokojącym, poza lisami, ale... Klan Nocy raz nas zaatakował i martwię się, że mogliby to zrobić ponownie. Byłaś tam, widziałaś i przeżyłaś wojnę. Czy mam gwarancję, że klany po raz kolejny nie postanowią się na nas wyżyć?
— Klany ostatnio robią sobie same zbyt wiele problemów by zwrócić na nas ślepia.
Szyszka spojrzała na nią z powagą.
— Skąd ten wniosek?
Konopia wytrzymała jej spojrzenie.
— Żyłam trochę w dwóch różnych oraz byłam na ich zgromadzeniach i mają tam nawet problemy z władzą, są zajęci durnymi potyczkami o drobne sprawy, mają zbyt duży honor by przeprosić.
Słuchała jej bardzo uważnie. Konopia i Bocian poprowadzili rebeliantów do obozu Klanu Nocy, gdy nadszedł czas odbić swoich. Na pewno zdobyła cenne doświadczenie. Szyszka położyła łapę na jej barku. Dla Konopii mieszkanie za Ogrodzeniem musiało być trudne, co udowodniła już raz, gdy wymknęła się poza nie. Wtedy gdy zginęła dwójka ich wojowników.
— Nie mogę ci nic obiecać, Konopio, ale będziesz pierwszym kotem, który się dowie, jeśli zdecyduje o zdjęciu zakazu wychodzenia poza Ogrodzenie. — miauknęła, przymykając lekko żółte ślepia.
Nagle powietrze przeżył przerażający krzyk. Do obozu wpadła grupa kotów, ciągnąca ze sobą ciało Pioruna. Wokół wybuchła panika, a potok pytań wylewał się raz za razem z każdego pyszczka. Szyszka i Leszczyna spojrzały na siebie porozumiewawczo, po czym obie zeszły z Jabłoni.
Szyszka podbiegła do swojej zastępczyni.
— Na spadające jabłka, co się tutaj dzieję? — rozejrzała się zdezorientowana.
— Lis przedarł się przez Ogrodzenie. — Błysk spojrzała na nią z powagą. — Nie zabili go, więc dalej się kręci po okolicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz