Szept wychynęła ze żłobka. Tak jak i większość pozostałych kotów jej klanu usłyszała Mokrą Gwiazdę, który zwoływał zebranie. Spojrzała na niego spod przymrużonych oczu. Po tym jak mówił o niej na zgromadzeniu i po karze jaką jej dał znienawidziła go. Pomimo owej nienawiści i chęci zemsty postanowiła posłuchać co ten ma do obwieszczenia. Gdy usłyszała, że niebieskooki wymawia imię jej brata zdziwiona spojrzała na rudego. Dzika Łapa stanął tuż przed liderem. Tygrysio pręgowany kocur wymówił znaną już wielu kotom formułkę mianowania na wojownika, po czym spytał syna Bąbla czy ten przysięga bronić Klanu Burzy nawet za cenę swojego życia. Po chwili niebieska kotka usłyszała odpowiedź dziko pręgowanego kocura. Tłum wykrzykiwał nowe imię syna Sikorkowego Śpiewu, podczas gdy ten stał dalej w jednym miejscu. Szept aż zrobiło się gorąco. Został mianowany przed nią, pomimo to, że kilka dni przed zgromadzeniem jej mentor powiedział iż jest kwestią bardzo krótkiego czasu aż zostanie wojowniczką. Przez to głupie zgromadzenie…..straciła to. Straciła wszystko na co pracowała przez te około sześć księżycy swojego żywota. Straciła swą rangę, uznanie, godność, a co chyba najważniejsze – straciła szansę by utrzeć nosa Dzikiemu Gonowi. Czyżby Mokra Gwiazda zrobił jej celowo na złość? W końcu wszyscy wiedzieli jak ona i Dziki bardzo się nienawidzą i jak bardzo każde z nich chce ukończyć trening przed tym drugim. Szybko odsunęła od siebie tę myśl gdyż zobaczyła, że nowo mianowany wojownik kieruję się w jej stronę. Podszedł do niej powoli, po czym wyszeptał:
- Widzisz kto od początku był sprawniejszy? Kto był lepszy, kto silniejszy? No właśnie, to od początku byłem ja. – Srebrna kotka odsłoniła swe kły, podczas gdy rudy kontynuował – Widzisz, ja mam wszystko, a ty…. nic. Nie masz nic, straciłaś wszystko….w sumie….może to dlatego, że jesteś niczym? - ostatnie słowa wyszeptał jej prosto do ucha po czym odwrócił się w stronę kotów, które chciały mu pogratulować nowej rangi. Wnuczka Pląsającej Sójki stała w jednym miejscu z lekko uchylonym pyszczkiem, podczas gdy mentorka Dzikiego Gona składała mu wielkie gratulacje, mówiła, jak to zasłużył na tytuł wojownika. Szept przyglądała się temu, podczas gdy dolna powieka jednego z jej oczu drgała w nieznanym jej rytmie. Kocica odwróciła się napięcie, po czym poszła w stronę kociarni. Trzcina właśnie wychodziła ze środka, a za nią podążały jej trzy córki. Gdy Szept mijała się z nimi tuż przed wejściem do żłobka, nie zrozumiała dokładnie, co Trzcina mówiła, ale zarejestrowała za to, że była samotniczka wskazała łapą na Dzikiego Gona, któremu właśnie gratulowała Sikorkowy Śpiew. Tak, jednolita kocica jemu gratulowała, a ani razu córki nie odwiedziła. Ani razu, ani na chwilkę, choćby na kilka uderzeń serca. Szept weszła do kamiennego legowiska. Upewniwszy się, że nikogo nie ma w pobliżu zatkała przezornie wejście mchem po czym położyła się na posłaniu. Włożyła sobie między łapy szyszkę, którą dostała od Pląsającej Sójki by mogła przechowywać swój kamień o który walczyła z Dzikim. Odłamek skalny nadal tam był i nadal przy niej trwał jak niezniszczalny przyjaciel, którego nawet „Święty Klan Gwiazdy” nie mógł jej odebrać. Pogładziła szyszkę od góry, po czym zmrużyła oczy.
- Jeszcze zobaczą, jeszcze doczekają się zemsty. – wyszeptała tak cicho, że o ile nie stało by się tuż obok niej nie można by było tego usłyszeć. – Zemszczę się na nich…na nich wszystkich. – dodała wysuwając pazury, a jej intensywnie zielone oczy błysnęły złowrogo.
Dreszcz chętnie pomoże
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie
OdpowiedzUsuń