Zmęczona człapała za Uszatką w stronę obozu. Nie trenowali długo, zaledwie przez całe południe. Rano mogła się wyspać, a już teraz chciała położyć się w spokoju na legowisku. Ostatnio zbyt szybko się męczyła. Mentorka chyba to widziała i całe szczęście, ostatnio miały spokojniejsze lekcje. Jednak… Co to pomagało? Nic. Potrzebowała dużo nauki, by jak najszybciej zostać wojowniczką. Bardzo zależało jej na szybkim zakończeniu treningu. Tak serio, może już za niedługo. Radziła sobie całkiem nieźle, zauważała to nie tylko ona. Także inne koty, widzieli postępy. Mama była z niej dumna. Rodzeństwo raczej nie, ale cóż. Było… Całkiem dobrze. Do czasu. Od kilku dni czuła się niezbyt dobrze, lecz bała się powiedzieć komukolwiek. Swój nastrój chowała głęboko w sobie, starając się wyglądać na szczęśliwą, pełną zapału. Czyli… Normalnie. Nie raz niestety przestawała sypać uśmiechami. Dorosłość goniła ją wszędzie, gdzie tylko patrzyła, wiedziała, że nie jest już kociakiem. Ale… Po prostu nie chciała. Nie chciała zachowywać się tak wyniośle, wiedząc o swoim dość już starym wieku. Ile jeszcze księżyców przeżyje?
Jej umysł jeszcze bardziej stanął dęba, gdy tylko ostatnio dowiedziała się o… Dziecku Jabłka. Dzieciak już się urodził. Koteczka, podobna do Cichej ze względu na cętkowane, niebiesko-kremowe futro. Ona miała pręgi takie jak większość innych kotów, paskowane. Do tego u niej plamy były niebiesko-rude. Takie ciemniejsze. Więc cieszyła się, że jest inna. Odznaczała się. Jednak… Z tego co słyszała (bo jeszcze nie przyszła do żłobka powitać członka rodziny) to koteczka już zadziwiała swoim istnieniem. Wszystkim odbijała słodycz jak tylko widzieli małą kluskę. Ciekawe jaka była w rzeczywistości. Na razie po krótkiej kłótni z bratem, gdzieś dwa wschody słońca temu, przyrzekła sobie, że dopóki ktoś jej nie powie, to nie będzie chciała wchodzić do żłobka. Mało obchodziły ją tamte sprawy, splunęła po prostu i szła dalej. Tamto miejsce nie było dla niej. Jako kociak, ale teraz ćwiczyła by zostać dobrą wojowniczką. Po co miziać się a potem przebywać tam… Bo trzeba? Narzucanie norm nie było dla niej, ona szła własnymi zasadami. Nie obchodziły ją głosy innych, dążyła do tego co chciała. MUSIAŁA być w czymś dobra. Robiła wszystko by to zrobić. To było ważne. Być w czymś dobrym lub najlepszym. Tak. Dokładnie.
Następnym problemem były kociaki Błysku. Ledwo glizdy wyszły na świat, to już wydawały jej się podejrzane. Choć… Słodkie tak samo jak Poziomka. Charakter jednak trochę pokazały i… Będzie z nimi trudno. Ale cóż. Skoro nie są spokrewnieni, to problem z głowy. Teraz musiała ogarnąć dzieciaka. Przyda jej się jakaś zabawka. Na to maluchy idą najbardziej. Więc wzięła kasztan. Spadały one coraz częściej z niezbyt licznych niestety kasztanowców. Niestety ich las był przepełniony drzewkami owocowymi. Dlatego takie skarby zdarzały się rzadko. Potruchtała przed Uszatkę, stwierdzając, że już są blisko. Po chwili zauważyła wyczekiwane wejście, po czym zniknęła w środku żłobka. Stokrotka spała, Błysk i jej kocięta spały. Tylko szylkretowy maluch leżał, rozglądając się na boki.
- Hej.
- Kim jeśteś?- spytała Poziomka otwierając szeroko oczy.
- Ciocią. Siostrą Jabłka. Masz - rzuciła jej przed nos brązowo-białą owalną kulkę. - możesz to turlać.
<Poziomko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz