Kociaki bawiły się do wieczora. Szyszka odczekała, aż zrobi się ciemno, zanim zagoniła rodzeństwo z powrotem do żłobka. Dzieci nie przerwały jednak swych radosnych harców. Zabawę w berka kontynuowali w żłobku. Szyszka przystanęła w odpowiedniej odległości, śledząc figle pociech, zanim przywołała do siebie jedną z córek.
- O so fodzi mamo?- miauknęła Płomykówka pytającym spojrzeniem wpatrując się w swoją mamę.
Szyszka uśmiechnęła się troskliwie.
- Uważaj następnym razem. Drzewa są wszędzie w naszym Owocowym Lesie, nie raz będziesz się na nie wspinać. - miauknęła do córeczki. Pamiętała swój strach, gdy mała spadła. Płomykówka pierwsza zdobyła drzewo, więc mogła dostrzec w niej świetne umiejętności spinaczki.
- Dobse, mamo. Mofę wlosis do sabawy?
Kiwnęła głową. Na pożegnanie liznęła córeczkę między uszami. Mała odbiegła, rozpoczynając na nowo zabawę w berka. Szyszka przysiadła, owijając uważnie ogonem łapy i obserwowała zabawę swoich skarbów.
- Mamo, opowiesz coś?
Płomykówce najwyraźniej znudziła się zabawa, bo pojawiła się ponownie przy boku Szyszki, w towarzystwie rodzeństwa. Wszystkie kociaki wpatrywały się w nią wielkimi z podekscytowania ślepkami. Czarnulka poruszyła wąsami.
- Oczywiście.
Kociaki wtuliły się w jej ciepłe, pachnące mlekiem futro. Poczuła bijącą od nich miłość. Polizała każdego potomka po główce.
- Dawniej mieszkaliśmy za Ogrodzeniem. Tam, gdzie płynęła wielka rzeka, której szum utulał do snu. Otoczeni przez drewnianą tamę. Nasz obóz pozostał przystanią, do której każdy mógł wrócić. Obecnie roi się tam od lisów, dlatego nigdy nie możecie przekroczyć Ogrodzenia, jest to zbyt niebezpieczne.
- Lubię nasz dom. - miauknął Orzełek.
Szyszka uśmiechnęła się lekko.
- Ja też. Jest bezpieczny. - miauknęła. - W każdym razem nikt prócz nas nie wie, że przebywamy w Owocowym Lesie. Jeszcze jak ja i wasz tata byliśmy młodsi, dawne tereny naszego Klanu Lisa, zostały napadnięte przez Klan Nocy. To znaczy, że te koty zrobiły bardzo źle. Nasi uczniowie i kociaki musieli z nimi iść, a ci co ocaleli schronili się właśnie tutaj. Rebeliantom udało się odbić swoich i mogliśmy rozpocząć życie w naszym nowym kawałku świata. A wkrótce na świecie pojawiliście się wy.
Opowiadała wszystko tak, żeby uniknąć drastycznych, krwawych szczegółów. Chciała jednak żeby kociaki znały historię ich osiedlenia się w Miejscu, Gdzie Owoce Spadają Na Łeb. Być może właśnie to uchroni je w przyszłości przed popełnieniem błędów. Maluchy słuchały uważnie. Szyszka przytuliła do siebie kociaki, mrucząc im melodię. Jej kociaki zasługiwały na szczęśliwe i dobre życie. Miała nadzieję, że właśnie tak będzie. Wkrótce jej dzieci zasnęły, a ona myślami odbiegła do Brzózka. Byłby dobrym wujkiem.
- To myszka. Jesteście już dość duże, by pierwszy raz spróbować stałego posiłku. - zamruczała czarna kotka, przybliżając do nich bliżej świeżą zwierzynę. - Spróbujcie. Obiecuję, że to nic złego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz