Mieszkańcy Owocowego Lasu z niepokojem oczekiwali powrotu patrolu, który miał sprawdzić dziwne dźwięki przy Ogrodzeniu. Lisiaki ukryły się na drzewach, w krzewach i za pniem jabłonki. Gdzie tylko mogli mieć dobry punkt obserwacyjni, ale pozostać niewidoczni. Ogon Szyszki poruszał się nerwowo. W przypadku nagłych nieproszonych i niebezpiecznych gości, mieli dwa wyjścia: walczyć o swój dom, albo skorzystać z szansy na ucieczkę. Rozejrzała się po leżących na ziemi jabłkach. A gdyby tak użyć ich jako amunicji..?
- Mamoo!
Drgnęła na głosik, który rozległ się zaraz przy jej uchu. Należał do Daglezji. Koteczka wpatrywała się w karmicielkę wielkimi, ciekawskimi ślepkami. Szyszka schyliła pyszczek, żeby być na równi z pierworodną.
- Tak, skarbie?
- Chcemy wyjść się pobawić. - miauknęła Daglezja.
Dołączyły do siostry podniesione i pełne podekscytowania głosiki pozostałych kociaków. Bielik przebierała zniecierpliwiona łapkami po ziemi. Płomykówka i Głóg na chwilę zostawili swoje zabawki, natomiast Orzełek siedział zaniepokojony. Szyszka westchnęła cicho. Jej kociaki były już takie duże. Zaskakujące jak szybko ten czas minął. Zdawało się, jakby zaledwie wczoraj się urodziły. Pięć księżyców. A dla niej dalej byli niewinnymi, bezbronnymi maluszkami.
- Jeszcze troszkę i wyjdziecie na zewnątrz. - miauknęła czarna kotka, starając się ukryć niepokój w swoich oczach i głosie. Kociaki nie były świadome zaistniałej, nieciekawej sytuacji. Szyszka otuliła Daglezję ogonem, przyciągając bliżej siebie w przytulasie. Nie pozwoli ich skrzywdzić. Nigdy.
Teraz rozumiała miłość Muszelki do Błysk, Czermienia i Szkarłatu. Ona też mogłaby wybaczyć swoim pociechą wszystko. Cieszyła się, że wraz z Sokołem, dobrze je wychowali.
- Wrócili!
Zastrzygła uszami na głos swojego partnera. Zmrużyła oczy. Ciekawe, kto ośmielił się przekroczyć Ogrodzenie. Kilku lisiaków było znajdkami, lub szukali schronienia jak Leszcz. Może nie było powodów do obaw?
Kociaki spragnione nowej wiedzy i wrażeń, wybiegły ze żłobka. Szyszka mruknęła pod nosem, żeby wracali i faktycznie to zrobiły, tylko, że bardziej bojąc się gości, niż własnej matki. Tylko Płomykówka zaciekawiona pozostała na zewnątrz, dlatego czarnulka musiała ją nosem pchnąć z powrotem do żłobka. Gdy upewniła się, że dzieci są w środku, mogła skupić się na przybyłych. Szyszka czekała już w wejściu. Ujrzawszy Iskrę, otworzyła szerzej ślipia.
Iskra. Żyła. Przywódczyni pamiętała doskonale wojowniczkę. Radosną kulkę energii i ciekawości, która mogła nawet z lisem się zakolegować, uczennicę Sokoła i jak dowiedziała się od partnera, smakoszkę mysich móżdżków. Uśmiechnęła się radośnie. Kotka wyruszyła na wędrówkę wiele księżyców temu. Wreszcie wróciła do domu.
- Witaj, Szyszko.
Czarna kotka ze zdziwieniem dostrzegła, że Iskra nie tylko urosła, w końcu była w wieku siostry, ale również jej wygląd się znacznie zmienił. Czaszka, wzory pod oczami. W oczach kotki jeśli się przyjrzała, widziała jednak tą samą iskrę.
- Wróciłaś. Na stałe? I jak nas znalazłaś? - pytania prędko wypadły z jej pyszczka. Szyszka przystąpiła o kilka kroków do przodu. Zerknęła na towarzysza Iskry i jego napięte mięśnie, jakby był przygotowany na skok, ale powstrzymywała go obecność Iskry. To był jej partner? Kociak?
- Kim jest twój towarzysz? - spytała uprzejmie.
Może nie powinna zalewać czekoladowej lawiną pytań, jednakże wkroczyła na jej teren i Szyszka musiała się upewnić co do zamiarów, nawet jeśli lubiła siostrę Nostalgii. Czy kotka wiedziała o śmierci Muszelki? Na myśl o kotce zrobiło jej się smutno. Westchnęła cicho, zanim ostrożnie przytuliła Iskrę.
- Naprawdę się cieszę z ponownego spotkania.
<Iskro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz