*przed porodem*
— Gdzie jest do cholery Sokół?!
Wściekłe syknięcie Szyszki, rozległo się blisko ucha Leszczyny. Kotka wywróciła oczami. Nic dziwnego, że wojownik wolał wybrać się na dodatkowe polowanie z patrolem, żeby tylko nie musieć słuchać narzekań swojej partnerki. Leszczynka niemal zapomniała, jak to ona sama miała zachcianki. Ciąża Szyszki rozwijała się prawidłowo, a brzuch czarnulki rósł z każdym dniem. Rosły też jej zachcianki na to i owo. Lisiaki ledwo nadążały z spełnieniem jej żądań. Gdyby tego było mało, poza wiecznym głodem liderki, ta potrafiła zrobić awanturę lub się poryczeć, gdy coś szło nie tak, jak ona sobie tego zapragnęła. Członkowie Owocowego Lasu z utęsknieniem wypatrywali pojawienia się na świecie książątek.
— Wkrótce cię odwiedzi.
— Jestem głodna! Sokół powinien tu być i przynieść mi wiewiórkę! O, jeszcze mysz! I nornicę! Co tak patrzysz? Nie jestem gruba! Czemu wy chcecie mnie zagłoodzić? — zawyła, z łzami w oczach.
Leszczynka westchnęła i już miała przystąpić do pocieszania ciężarnej, gdy nagły ruch zwrócił uwagę ich obu. Szyszka zwróciła pyszczek w stronę wyjścia ze żłobka. Jej żółte ślepia zatrzymały się na Leszczu, dawnym wojowniku Klanu Wilka, którego przyjęli w swoje szeregi. Przeszedł w odwiedziny?
— Um.. dzień dobry, przyniosłem ci wiewiórkę Szyszko — miauknął nieśmiało, rzucając zdezorientowane spojrzenie Leszczynie.
Ruda w sumie się ucieszyła, że teraz nie tylko ona będzie musiała wysłuchiwać czarnulki. Leszczynek spadł jej jak z nieba, była już zmęczona, ale czego się nie robi dla przyjaciół. Zwłaszcza, że w trudnym czasie dla lisiaków, gdy jeszcze jako Rebelianci ukrywali się wśród gąszczu, martwiąc się o swoich bliskich, Leszczynka zaszła w ciążę i wtedy to Szyszka robiła wszystko, żeby przyjaciółka dostała jak największą porcję pożywienia i czuła się usatysfakcjonowana.
Szyszka uśmiechnęła się szeroko, zapominając błyskawicznie o swojej rozpaczy za utraconymi piszczkami. Machnęła ogonem, podchodząc bliżej Leszcza.
— To takie miłe z twojej strony, dziękuję! — zamruczała karmicielka. Przysiadła przy wiewiórce. Pochłonęła ją w ciągu kilku gryzów. Pyszne mięso napełniło jej brzuch. Zadowolona oblizała pyszczek. — Jak ci się wiedzie w Owocowym Lesie, Leszczu?
— D-dobrze. — miauknął z lekkim uśmiechem na pysku.
Z tego co widziała, zaprzyjaźnił się z Wschodem. Dwójka kocurów stała się praktycznie nierozłączna. Leszcz czuł się więc dobrze wśród lisiaków. Nie wątpiła w jego dobre zamiary i wręcz wkrótce chciała ofiarować mu pewny symbol zaufania.
— Leszczynkuuu. — zrobiła kocie, słodkie oczy. Leszczyna prychnęła, cofając się do tyłu wiedząc, co zaraz nastąpi. Kocur rzucił jej niepewne spojrzenie, zanim spojrzał znowu na Szyszkę.
— Tak? Coś mogę dla ciebie zrobić, Szyszko?
— Złap mi dzięcioła! — uśmiechnęła się promiennie, przekrzywiając łebek. — Chce ptaka. Koniecznie dzięcioła. Świeżego! Bo ja mam na niego taaaaką wielką ochotę!
Leszcz nie odmówił Szyszce. Kocur obiecał złapać jej tego całego dzięcioła, wychodząc następnie z kociarni. Leszczynka została z narzekającą karmicielką, która na całe szczęście najpierw umyła futro, potem poszła spać, wyraźnie zmęczona.
Syn Iglastej Gwiazdy wrócił pod wieczór. Czarnulka wtedy nie spała i wpatrywała się w kocura z zainteresowaniem. Leszczynka dawno musiała wyjść pełnić obowiązki wojowniczki. Leszcz ostrożnie i spokojnie, podszedł do karmicielki, kładąc jej koło łap dzięcioła.
— O, dzięcioł. — miauknęła takim tonem głosu, jakby była zaskoczona zwierzyną, którą sama sobie zażyczyła. Otarła się o futro kocura. — Dziękuję!
Piszczka zniknęła w ciągu kilku uderzeń serca.
— Leszcz! — uśmiechnęła się na widok kocura, jeszcze zanim ten z nieśmiałym uśmiechem i czymś w pysku przekroczył próg kociarni. Poczekała aż podejdzie bliżej, zanim odsłoniła swoje potomstwo. — Poznaj moje dzieci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz