Słysząc szelest, nadstawił uszu. Fasolowa Łodyga chyba myślała, że nie zauważy jej wkradnięcia się. Oczywiście, że to zauważył! Nie było jej przecież całą noc! Na początku uważał, że wróci nieco później. Okazało się, że ta zniknęła na znacznie, znacznie dłużej! I teraz dopiero wracała! Był zły, zmartwiony i miał ochotę urządzić jej pogadankę. A co jeśli była z jakimś kochasiem? Znał w końcu jej tok myślenia. Wiedział, że była przeciwna Klanowi Gwiazdy i ich zasadą. Mogła zrobić wszystko!
Widząc jak próbowała przejść do własnego posłania, zatrzymał ją swoim ostrym wzrokiem.
— Gdzieś ty polazła? — zapytał, bijąc ogonem nerwowo o ziemię.— Na zgromadzeniu poszłam szukać Mglistego Snu i tak jakoś... wyszło. — zamruczała, kładąc po sobie uszy.
- Tak jakoś wyszło? Tak wyszło, tak? I co znalazłaś ją?
- Tak...
- I skoro ją znalazłaś to czemu nie wróciłaś? Przyznaj się! Gdzie byłaś i co robiłaś!
- Nie muszę ci się przecież tłumaczyć... - miauknęła chcąc wyminąć kocura.
- A właśnie, że musisz - Zagrodził jej ponownie drogę. - No już!
Czekał na wyjaśnienia. Musiał mieć pewność, że Fasolowa Łodyga nie zdradziła klanu i nie poszła w krzaczki. Widząc, że ta nadal się waha, posłał jej niezadowolony wzrok.
- No dobrze. Byłam z Mglistym Snem i tylko tyle. Łapałyśmy świetliki, straciłyśmy poczucie czasu.
Słysząc to odetchnął z ulgą. Jak dobrze. Ważne, że to nie był żaden kocur. Odsunął się pozwalając jej się w końcu położyć. Miał tylko nadzieję, że kotka go nie okłamała. Powinien wypytać przy następnej okazji Mglisty Sen o prawdziwość jej słów.
***
Było gorąco. Za gorąco. Mchu z wodą nie starczało, dodatkowo ich źródło picia, wyparowało. Teraz wojownicy szukali wody za granicami. Dyszał. Chciał pić. Właśnie wrócił z zbierania ziół. Miał dość po kilku krokach, dlatego zawrócił. Wszedł w mrok jaskini, ciesząc się chłodem. Na swoim legowisku zauważył mech z wodą. Był tak spragniony, że nie patrzył, przez co nie dostrzegł listków kocimiętki, które ktoś na niej ułożył. Przełknął wodę łykając drobne listki. Zakaszlał. Dobiegł go cichy chichot. To Płonąca Łapa! Niestety nie miał sił jej ścigać, a młoda szybko zniknęła. Nagle dziwnie się poczuł. Do legowiska weszła Fasolowa Łodyga, kładąc w kącie zioła. Chyba też po nie poszła. Widząc jego głupi wyraz twarzy, chyba się zaniepokoiła.
- Coś się stało?
- Co? Skądże! Po prostu... Jesteś... Taka... Piękna. Wow.
To chyba ją zaskoczyło do takiego stopnia, że zamilkła. Na dodatek jej były mentor się przybliżył, wpychając swój nos w jej futro. Cętkowany zaciągnął się zapachem Fasolowej Łodygi, tuląc się do niej. Była taka mięciusia jak mamusia.
- Tak za tobą tęskniłem! Nie strasz mnie tak więcej dobrze? - Zadarł głowę do góry, a widząc uśmiech Przygasającego Płomyku, rozkleił się. - Widzisz! Jednak żyjesz! - Gdzieś do jego uszu dobiegł skrzek wron. Mrugając wpatrywał się w mamę, która naglę zmieniła się w wielką wronę. Pociekła mu ślinka. Taka... dobra wrona. - Nie ruszaj się... - miauknął i zaczął się skradać. Raz, dwa, trzy! Tak! Rzucił się na wronę, która zaczęła szamotać się pod jego pazurami. Chciał ją już zjeść, kiedy ta zniknęła. Wpatrywał się w Fasolową Łodygę.
- Gdzie ta wrona! Znów ją ukradłaś?! - prychnął do byłej uczennicy.
Ta nadal w szoku, nie umiała wydobyć z siebie słów. A tej co? Wzruszył ramionami, odwrócił się do ściany, na której był olbrzymi pająk. Zamrugał. Jego szczękoczułki się poruszały, a oczy przyglądały.
- O rany... Ale się spasłeś, Tkacz. - Pajęczak smutno skinął łbem.
Potrójny Krok pogłaskał go po głowie.
Naglę kotka chrząknęła, uświadamiając sobie, że z trójłapym jest zdecydowanie nie tak, skoro głaskał ścianę.
- Potrójny Kroku?
Kocur zwrócił głowę w stronę kotki, a raczej kociaka. Mała Fasolka patrzyła na niego słodkimi ślepiami.
- Nie rób takich oczu. Nie nauczę cię ziół. Jesteś za mała. Kociaki powinny być z matką. Spadaj - Wzrok kociaka jednak się nasilił.
Nie. Nie. Nie mógł ulec. Nie! Jednak to zrobił. Westchnął i ponownie przytulił się do kotki.
- Musisz się w końcu nauczyć, że ja nie jestem twoim ojcem. Twój tata jest lepszy ode mnie. Mój tata... On mnie porzucił - rozkleił się. - On... On miał mnie gdzieś. Mamusia mówiła, że przyjdzie. A on nie przychodził! Czekałem na niego! Kwiatki zbierałem, aby mu je podarować, a go nie było! Nigdy go nie było! A jak już się pojawił i mu powiedziałem jakim jest mysim ścierwem, to już całkowicie mnie olał! - Obsmarkał sierść małej Fasolki - No i... i... ciesz się ze swojego taty. Mój był gejem! Wolał kocury! Widziałem to! Na dodatek mówił, że kocha mamę! A właśnie! Nie mówił nic! Bo go nigdy nie było! - ryczy, wylewając strugi łez.
<Fasolo? Powodzenia XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz