blogger się buntuje i cały czas psuje form, więc musi być tak
— Widziałeś? — usłyszał. Spojrzał w kierunku wskazywanym przez kotkę. Niewielki motylek usiadł na ususzonej gałązce.
— Biedactwo. Pewnie też szuka wody. — stwierdziła Paprotkowa Pieśń.
Mysi Krok zerknął w jej kierunku niepewnie. Dziwił się, że wojowniczka naprawdę przejmuję się losem motyla. Jasne, jemu też było go szkoda, ale sami potrzebowali również wody. Upalna Pora Zielonych Liści nadeszła, a oni nadal mieli epidemie. Tak wiele spragnionych kotów umierało z duchoty w legowisku starszych, a sprawnych wojowników było mało. A wody jeszcze mniej. Mysi Krok niezadowolony spojrzał na swoje łapy. Nie mogli zawieść. Mama na nich liczyła. Poza tym sam był nieziemsko spragniony. Gardło zdawało mu się zaschnąć na suchy wiór. Słońce grzało mu przyjemnie grzbiet. Gdyby nie wyschnięty strumień chętnie położyłby się na najbliższym kamieniu i wylegiwał. Rozejrzał się zniecierpliwiony. Musiał się napić.
— Rozdzielmy się. — zaproponował.Paprotkowa Pieśń skinęła łbem.
— Jak coś to krzyknij.
— Dobrze. — mruknął.
Rozeszli się. On w stronę polany, ona w głąb lasu. Mysi Krok szybko pożałował tej decyzji. Las dawał przecież przyjemny cień, w którym można było się zdrzemnąć. Wysuszona natomiast polana, zdawała się być istną pustynią. Mysi Krok nerwowo przeczesywał niemal kruszącą się pod łapami trawę, w poszukiwaniu jakiejś wilgoci. Nic. Nic tu nie było. Trzepnął zły ogonem. Na marne się tu zapuścił. Orzeźwiający zapach zakręcił się w jego nosie. Odwrócił się w jego stronę i ujrzał wodę. Jezioro. Wraz z rześką wonią pojawiła się inna. Smród rybojadów. Myszek położył uszy, spoglądając na kuszące jezioro. Gdyby tylko był odważniejszy, może zdecydowałby się przebiec. Może udałoby się mu zamoczyć mech w wodzie nim Nocniaki się zorientowały. Zły na siebie wbił pazury w ziemię. Pokręcił łbem. Nie mógł się tak łatwo poddać. Zerwał się na łapy i zaczął iść wzdłuż granicy. Nocniaków na razie nie było widać. Lecz Myszek zdążył się już kiedyś przekonać, że wysokie trawy zdarzały się zdradliwe. Szedł i szedł, aż dotarły inne zapachy. Śmierdzące równie dobrze co Nocniaki. Ujrzał płot Dwunogów i farmę. Dziwne zwierzęta, które znał tylko z opowieści mamy i taty przyglądały się mu uważnie. Ich oczy były dziwne. Niektóre z nich miały poziome źrenice. To trochę przestraszyło Mysi Krok. Cofnął się o krok, obserwując bacznie zwierzęta. Lecz te nie zdawały się być agresywne. Spojrzał na ich łapy. Dziwne, pozbawione palców wyglądem przypominały kamienie. Oprócz dziwnych łap zauważył coś jeszcze. Okrągły kamień. A w środku niego wodę. Niepewnie podszedł do kamienia. Niektóre zwierzęta zaczęły wydawać jeszcze dziwniejsze od nich same odgłosy. Przestraszony Mysi Krok szybko spił trochę wody, by następnie zamoczyć w niej mech.
— Beee! — rozległo się nad jego uchem.
Pozioma źrenica spoglądała mu prosto w oko. Myszek pisnął, prawie opuszczając mech. Rzucił się pędem do obozu. Dopiero tam równie zmęczony i spragniony niż przed wycieczką zatrzymał się. Paprotkowa Pieśń spojrzała na niego zaskoczona.
— Brawo, Mysi Kroku! Gdzie ci się udało tyle znaleźć? — zapytała zaciekawiona.
Kocur położył mech przed wejściem do legowiska starszych. Schorowane koty odczekały aż ten się oddalił, a później wciągnęły do środka mech.
— Na polanie — skłamał szybko.
W końcu zakaz Lisiej Gwiazdy do zbliżenia się do farmy nadal funkcjonował po tym jak jeden z Dwunogów zmasakrował ciało jego kuzynki. Paprotkowa Pieśń nieco zaskoczona uśmiechnęła się lekko.
— Musisz mnie tam jutro zaprowadzić. Ja nic nie znalazłam — oznajmiła.
Mysi Krok zaśmiał się nerwowo. Nie przewidział tego.
— J-jasne... to do jutra! — miauknął, uciekając pospiesznie.
— Musisz mnie tam jutro zaprowadzić. Ja nic nie znalazłam — oznajmiła.
Mysi Krok zaśmiał się nerwowo. Nie przewidział tego.
— J-jasne... to do jutra! — miauknął, uciekając pospiesznie.
Biedny xD
OdpowiedzUsuń