*akcja po ostatnim opku Imbiru*
Wiedział, że przesadził. Ale był zły. Zakazał jej, a ona i tak zrobiła swoje. Naraziła swoje życie i zdrowie. A on nie mógł stracić jej kolejny raz. Nie w taki beznadziejny sposób. Machnął ogonem, starając się od gonić od siebie złe myśli. Liczył, że Poranna Zorza jednak coś zaradzi na chorobę kocura. Przecież był medykiem. Oni znali się na tych ziółkach. Chciał wrócić, ale widząc powracającego płowego, stwierdził, że przełoży to na jutro. Jutro przeprosi za te słowa i wszystko znów na to będzie dobrze. Zamykając ślipia w swoim legowisku, układał niezgrabny plan rozmowy. Zrezygnowany tym, że nic nie brzmi dobrze, postanowił w końcu pójść spać.
Następnego dnia, pierwsze co zrobił po przebudzeniu to skierował łapy w stronę legowiska medyków. Gorzki płacz dobiegł do jego uszy. Poczuł nieprzyjemne mrowienie. Stało się coś złego, a on nie chciał dopuścić do siebie tej myśli. Podszedł niepewnie do płaczącej Owczego Futerka. Jej partner Biały Kieł przytulał ukochaną, a Puszyste Futro jedynie siedziała w milczeniu wpatrując się w martwe ciało. Imbirowy Korzeń leżał nieprzytomnie. Jego broda splamiona była krwią. Oczy zamknięte. Smród śmierci unosił się w powietrzu mieszając ze smutkiem. Aroniowa Gwiazda nie wierzył w to co widział. Nie chciał. Tak bardzo nie chciał.
— To... to nie może być prawda. — szepnął do siebie.
Pokręcił łbem, nie dowierzając. Gorzki żal pojawił się szybciej niż spodziewał. Twarda gula stanęła mu w gardle nie pozwalając wydusić z siebie słowa. Jedynie siedział, wpatrując się z niedowierzeniem w martwe ciało.
Znów ją stracił, tym razem jeszcze gorzej niż poprzednio.
Następnego dnia, pierwsze co zrobił po przebudzeniu to skierował łapy w stronę legowiska medyków. Gorzki płacz dobiegł do jego uszy. Poczuł nieprzyjemne mrowienie. Stało się coś złego, a on nie chciał dopuścić do siebie tej myśli. Podszedł niepewnie do płaczącej Owczego Futerka. Jej partner Biały Kieł przytulał ukochaną, a Puszyste Futro jedynie siedziała w milczeniu wpatrując się w martwe ciało. Imbirowy Korzeń leżał nieprzytomnie. Jego broda splamiona była krwią. Oczy zamknięte. Smród śmierci unosił się w powietrzu mieszając ze smutkiem. Aroniowa Gwiazda nie wierzył w to co widział. Nie chciał. Tak bardzo nie chciał.
— To... to nie może być prawda. — szepnął do siebie.
Pokręcił łbem, nie dowierzając. Gorzki żal pojawił się szybciej niż spodziewał. Twarda gula stanęła mu w gardle nie pozwalając wydusić z siebie słowa. Jedynie siedział, wpatrując się z niedowierzeniem w martwe ciało.
Znów ją stracił, tym razem jeszcze gorzej niż poprzednio.
* * *
Upał stawał się coraz bardziej nieznośny. Mało kto miał ochotę opuszczać legowisko. Większość wojowników spędzała czas w cieniu starej wierzby lub skakała wesoło w jeziorze. Aronię niepokoił poziom wody. Drastycznie spadł. Jezioro powoli wysychało, a im jedynie pozostawało się modlić do Klanu Gwiazd o burzę. Nie widzieli już tak dawno deszczu, że kocur niemal zapomniał, jak przyjemnie się w nim stoi. Suche powietrze jednak nie zapowiadało takich przyjemności. Niechętnie wyszedł z legowiska, by napić się trochę wody. Zeskoczył z pnia drzewa, lądując koło siedzących w ciszy Owczego Futerka i Białego Kła. Nadal przeżywali stratę syna. Imbirowy Korzeń odszedł zaledwie księżyc temu, lecz do Aroniowej Gwiazdy nadal to nie docierało. Stracił siostrę ponownie. Odgonił tą myśl ponownie. Nie mógł teraz się tym rozpraszać, choć z dnia na dzień ochota zagrzebania się gdzieś głęboko w legowisku i nie wychodzenia na zewnątrz, by płakać coraz bardziej rosła.
— Aroniowa Gwiazdo!
— Aroniowa Gwiazdo!
Odwrócił się, by ujrzeć zakrwawionego Iskrzący Krok trzymanego przez zmartwioną Biegnący Potok. Kocur nie wyglądał dobrze.
— Co się stało? — pytanie bardziej brzmiało jak warknięcie.
Ostatnie czego chciał usłyszeć to to, że Burzaki znów przekroczyły granicę.
— Iskrzący Krok pobił się na granicy. Z tą kotką, co przekroczyła księżyc temu granicę z innym Burzakiem... — jej głos się łamał, lecz na pysku pozostawał wymuszony uśmiech. — Najwidoczniej wyjaśniali sobie parę spraw.
Cynamonowy kocur bał się podnieść wzrok. Zielone ślipia utkwione były w ziemi, a krew spływała z oberwanego ucha.
— Weź go do medyka. Później z nim porozmawiam.
Kotka skinęła łbem, a Aronia spojrzał na ciągnącą się polanę należącą do Burzaków. Mokra Gwiazda nie mógł nic im zarzucić. Oni tylko bronili granic. Choć patrząc na rany Iskrzącego Kroku i tamta kotka pewnie była nieźle poturbowana. Ruszył do legowiska medyków. Mglisty Sen przyklejała pajęczynę na rany wojownika. Na widok lidera tylko mruknęła jakieś ciche niezrozumiałe powitanie.
— Jesteś zadowolony z tego co zrobiłeś?
Iskrzący Krok nie odpowiedział.
— Zemściłeś się?
Cynamonowy nadal milczał.
— Myślisz, że Krótki Szczupak byłby z ciebie dumny? — syknął to, zmuszając wojownika do spojrzenia mu ślipia.
— M-myślę, że na pewno chciałby żyć. — odparł cicho i ze smutkiem kocur. — Miał tylko szesnaście księżyców. Całe życie przed sobą. Przyjaciół. Kochającą mamę. T-to... to nie on powinien umrzeć tego dnia. — ostatnie zdanie ledwo z siebie wyrzucił.
Zielone ślipia wypełniły się znów łzami. Aroniowa Gwiazda odwrócił wzrok, czując się głupio. Nie mógł go pouczać, wiedząc, że pewnie sam zrobiłby to samo. I pewnie nie żałował. Zapłakany cynamon jakoś przypominał mu Porzeczkę. Ona także zrobiła coś wbrew jego woli. Coś co uważała za słuszne. Nie mógł skrzyczeć Iskrzący Krok, jak tamtej wieczoru Imbirowy Korzeń. Sumienie by go zjadło.
— Odpocznij. — mruknął do kocura. — Mam nadzieję, że porządnie przeryłeś jej pysk.
Iskrzący Krok nie odpowiedział, jedynie smutnie się uśmiechnął.
— Co się stało? — pytanie bardziej brzmiało jak warknięcie.
Ostatnie czego chciał usłyszeć to to, że Burzaki znów przekroczyły granicę.
— Iskrzący Krok pobił się na granicy. Z tą kotką, co przekroczyła księżyc temu granicę z innym Burzakiem... — jej głos się łamał, lecz na pysku pozostawał wymuszony uśmiech. — Najwidoczniej wyjaśniali sobie parę spraw.
Cynamonowy kocur bał się podnieść wzrok. Zielone ślipia utkwione były w ziemi, a krew spływała z oberwanego ucha.
— Weź go do medyka. Później z nim porozmawiam.
Kotka skinęła łbem, a Aronia spojrzał na ciągnącą się polanę należącą do Burzaków. Mokra Gwiazda nie mógł nic im zarzucić. Oni tylko bronili granic. Choć patrząc na rany Iskrzącego Kroku i tamta kotka pewnie była nieźle poturbowana. Ruszył do legowiska medyków. Mglisty Sen przyklejała pajęczynę na rany wojownika. Na widok lidera tylko mruknęła jakieś ciche niezrozumiałe powitanie.
— Jesteś zadowolony z tego co zrobiłeś?
Iskrzący Krok nie odpowiedział.
— Zemściłeś się?
Cynamonowy nadal milczał.
— Myślisz, że Krótki Szczupak byłby z ciebie dumny? — syknął to, zmuszając wojownika do spojrzenia mu ślipia.
— M-myślę, że na pewno chciałby żyć. — odparł cicho i ze smutkiem kocur. — Miał tylko szesnaście księżyców. Całe życie przed sobą. Przyjaciół. Kochającą mamę. T-to... to nie on powinien umrzeć tego dnia. — ostatnie zdanie ledwo z siebie wyrzucił.
Zielone ślipia wypełniły się znów łzami. Aroniowa Gwiazda odwrócił wzrok, czując się głupio. Nie mógł go pouczać, wiedząc, że pewnie sam zrobiłby to samo. I pewnie nie żałował. Zapłakany cynamon jakoś przypominał mu Porzeczkę. Ona także zrobiła coś wbrew jego woli. Coś co uważała za słuszne. Nie mógł skrzyczeć Iskrzący Krok, jak tamtej wieczoru Imbirowy Korzeń. Sumienie by go zjadło.
— Odpocznij. — mruknął do kocura. — Mam nadzieję, że porządnie przeryłeś jej pysk.
Iskrzący Krok nie odpowiedział, jedynie smutnie się uśmiechnął.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz