*przed śmiercią pigwy odbieranie żyć.exe*
Wraz z odkryciem kto stał za zabójstwem Pstrągowej Gwiazdy sytuacja w klanie nieco się uspokoiła. W końcu uznanie, że klanowy odrzutek dopuścił takiej zbrodni pasowała większości. Nikt nie tęsknił też za Pigwowym Kłem. Może prócz Karasiowej Łuski, która smętnie przesiadywała u swojej siostry. Aroniowa Gwiazda westchnął cicho. Teraz musieli go tylko odnaleźć. Patrole kręciły się po dawnych terenach Lisiaków, lecz Pigwa zdawał się przepaść. Czasem znajdowali jakiś trop, lecz ten znikał w smrodzie lisów. Liderowi niezbyt podobało się, że te rude futrzaki przejęły ich potencjalne tereny. Ich rosnąca populacja nie podobała się Aroniowej Gwieździe. Jeszcze niedawno był jeden lis. Teraz było ich pięć. Za jakiś czas może być dziesięć. A co jeśli zaczną się pchać na ich tereny? Trzepnął zdenerwowany ogonem. Trzeba było jakoś zaradzić z lisim problemem. To że na razie nie stanowiły zagrożenia, nie oznaczało, że tak zostanie.
— Coś się stało, Aroniowa Gwiazdo? — miauknął do niego Jesionowy Wicher.
Kocur odwrócił się w jego stronę.
— Martwię się o lisy — mruknął. — Gdyby nie one moglibyśmy wykorzystać dawne tereny Lisiaków. W końcu ci przepadli bez śladu.
— Może nie Lisiaki, ale parę kotów się tam już kręci. — oznajmił czekoladowy. — Kiedyś z Pigwowym Kłem spotkałem tam samotniczkę. — dodał ciszej.
Aronia prychnął na dźwięk imienia syna. Przeklęty lisi bobek tylko życie mu utrudniał.
— Kiedyś wypełznie z nory — stwierdził. — Wtedy się z nim rozprawimy. A teraz lepiej idź do medyków po zioła. Dziś ruszamy do Księżycowego Kamienia.
Jesionowy Wicher spojrzał na niego niepewnie.
— Razem? Nie powinienem zostać...? — mruknął zdziwiony.
Aroniowa Gwiazda trzepnął ogonem. Niby czekoladowy miał rację, lecz był jedynym kotem, któremu ufał, że nie zrzuci go z Wysokiej Ścieżki. Większość sprawnych i młodych wojowników była zdaniem Aronii zbyt specyficzna. Do dziś nie rozumiał, czemu Pstrągowa Gwiazda mianowała Wężowy Pysk na wojownika. Z kocurem momentami nie dało się do gadać. Zapatrzony w motyle milczał jak skała.
— Podróż zajmie nam z pół wschodu słońca. Karasiowa Łuska i Brzoskwiniowa Bryza dadzą radę.
Jesionowy Wicher spojrzał z lekką obawą na dwie kremowe wojowniczki. Aronii też nie podobało się pozostawianie wszystkiego w łapach dwóch kotek, lecz wszyscy godni zaufania i mający autorytet kocury wyzionęły ducha.
— Dadzą radę — powtórzył. — Nasz medyk jest zbyt upośledzony na taką wyprawę dobrze wiesz, więc weźmiemy Mglistą Łapę. A przynajmniej będziesz wiedział, gdzie to.
Jesionowy Wicher skinął łbem.
— To ruszajmy nim się ściemni.
— To ruszajmy nim się ściemni.
* * *
— Zostań tu. — mruknął do Jesionowego Wichru. — Pewnie nie zajmie nam to długo.
Wkroczył do środka. Ciemność otuliła go z każdej stron. Gdyby nie Mglista Łapa pewnie już dawno potknąłby się o coś. Czarno-biała kotka w ciszy prowadziła go do przodu. Aż trafili do Księżycowego Kamienia. Ten świecił się lekko. Aroniowa Gwiazda przekręcił łeb zdziwiony. Nie tak sobie go wyobrażał.
— Zepsuł się?
— Zepsuł się?
Mglista Łapa pokręciła łbem.
— Zależności od fazy księżyca świeci mocniej lub słabiej. Siadaj. Musisz go polizać. — mruknęła cicho.
Aroniowa Gwiazda trzepnął ogonem. Nie podobało mu się aroganckie zachowanie kotki, ale czego mógł się spodziewać po kocie, którym płynęła krew Pstrągowej Gwiazdy. Usiadł i niepewnie liznął kamień. Metalowy smak wypełnił jego pysk. Lekko się skrzywił.
— Teraz musisz się położyć.
— Teraz musisz się położyć.
Wykonał polecenie uczennicy medyka, zastanawiając się, czy wycieczka z tym klifiackim kaleką nie była przyjemniejsza. Poczuł jak zmęczenie go dopada. Później znalazł się w miejscu, które znał tylko z opowieści ojca. Rozejrzał się zaciekawiony. Wszystko tu zdawało się być podporządkowane. Kosmyki traw układały się nie gorzej niż ulizana sierść wojowników. Kwiaty w równych odstępach rosły, zalewając polankę kolorami. Poczuł, że ktoś stoi za nim. Odwrócił się za siebie i ujrzał gromadę kotów. Czuł jak każdy włos staje mu dęba. Przodkowie z zobojętniałymi pyskami wyglądali dość strasznie. Chciał móc uciec w dalekie kresy polany, lecz wiedział, że nie może. Przyszedł tu po życia i nie mógł wrócić bez nich. Jedna z sylwetek wystąpiła na przód. Ognisty Krok przyglądała mu się z dumą.
— Mamo...? — sam dziwił się, że te słowa wypadły mu z pyska.
Kotka uśmiechnęła się czule.
— Mój mały synek... — miauknęła cicho, przytulając go lekko. — Z tym życiem daję ci miłość. Nie zapominaj o niej Aronio. To właśnie ona daje nadzieję na lepsze dni i siłę by iść przed siebie. — mówiąc to, delikatnie przejechała językiem po jego czole.
Kotka uśmiechnęła się czule.
— Mój mały synek... — miauknęła cicho, przytulając go lekko. — Z tym życiem daję ci miłość. Nie zapominaj o niej Aronio. To właśnie ona daje nadzieję na lepsze dni i siłę by iść przed siebie. — mówiąc to, delikatnie przejechała językiem po jego czole.
Aronia wbił smutne spojrzenie w rodzicielkę. To ona jako ostatnia zmarła mu z rodziny, zostawiając go samego na świecie. Poczuł jak dziwny ból przeszywa jego ciało. Nie bolał, lecz piekł nieprzyjemnie rozchodząc się po całym ciele. Nim kocur zdążył się otrząsnąć po fali uczuć, niewielka koteczka podeszła do niego. Jej bure futerko z rudymi odznaczeniami pozwoliło Aronii rozpoznać kto to. Była to Agrest. Jego córka, która zginęła podczas ataku Klifiaków. Jej ciało przez te wszystkie księżyce nie urosło ani trochę. Została już na zawsze kocięciem. Przerażony zerknął w stronę Pstrągowej Gwiazdy. Jej zimny wzrok mówił, że znała już prawdę i nie czekało go miłe powitanie jeśli trafi do Klanu Gwiazd.
— Z tym życiem daję ci zawziętość. Nigdy nie rezygnuj z tego co uważasz za słuszne. — miauknęła twardym głosem jak na kociaka.
— Z tym życiem daję ci zawziętość. Nigdy nie rezygnuj z tego co uważasz za słuszne. — miauknęła twardym głosem jak na kociaka.
Nieco zażenowana dała mu znak by się pochylił. Aroniowa Gwiazda niepewnie to uczynił. Dziwne ciepło rozeszło się po jego łapach. Żar zdawał się spalać poduszki łap, lecz dobrze wiedział, że pod nim znajduje się tylko zimna trawa.
— Rozsądek. To dostajesz ode mnie, kupa futra. — znajomy głos sprawił, że sierść stanęła mu dęba.
Lśniąca Róża stała przed nim niewzruszona. Pomimo surowej miny i wrednego uśmiechu, oczy kotki spoglądały na niego z czułością. Kocur poczuł jak łapy mu drżą. Były spotkania, których wolał uniknąć. I to było jedno z nich.
— Obyś w końcu zmądrzał i potrafił spojrzeć, na niektóre rzeczy nie tylko przez pryzmat swojej dumy. Może dzięki temu żaden kot już nie zbłądzi. — syknęła zła, a Aronia zbyt dobrze wiedział o kogo jej chodzi.
Pigwowy Kieł. Kocur spuścił łeb, nic nie mówiąc. Lśniąca Róża przycisnęła swój nos do jego czoła, sprawiając, że wyrzucone wspomnienia powróciły. Ich gorący wieczór po kocimiętce. Narodziny kociąt. Jego groźba. Aronia nie wiedział, czy to przez dar, czy przez niechciane wspomnienia, odczuwał tak piekielnie szczypiący ból w sercu. Lśniąca Róża odeszła. Na jej miejscu stanął dobrze mu znany staruszek. Liliowy wojownik dobrze mu znany także wyglądał lepiej niż gdy go żegnali.
— Z tym życiem daję ci mądrość. Korzystaj niej dobrze. Każdemu czasem zdarza się zbłądzić, lecz najważniejsze jest by uczyć się na błędach. — uśmiechnął smutno, dotykając jego czoła.
— Rozsądek. To dostajesz ode mnie, kupa futra. — znajomy głos sprawił, że sierść stanęła mu dęba.
Lśniąca Róża stała przed nim niewzruszona. Pomimo surowej miny i wrednego uśmiechu, oczy kotki spoglądały na niego z czułością. Kocur poczuł jak łapy mu drżą. Były spotkania, których wolał uniknąć. I to było jedno z nich.
— Obyś w końcu zmądrzał i potrafił spojrzeć, na niektóre rzeczy nie tylko przez pryzmat swojej dumy. Może dzięki temu żaden kot już nie zbłądzi. — syknęła zła, a Aronia zbyt dobrze wiedział o kogo jej chodzi.
Pigwowy Kieł. Kocur spuścił łeb, nic nie mówiąc. Lśniąca Róża przycisnęła swój nos do jego czoła, sprawiając, że wyrzucone wspomnienia powróciły. Ich gorący wieczór po kocimiętce. Narodziny kociąt. Jego groźba. Aronia nie wiedział, czy to przez dar, czy przez niechciane wspomnienia, odczuwał tak piekielnie szczypiący ból w sercu. Lśniąca Róża odeszła. Na jej miejscu stanął dobrze mu znany staruszek. Liliowy wojownik dobrze mu znany także wyglądał lepiej niż gdy go żegnali.
— Z tym życiem daję ci mądrość. Korzystaj niej dobrze. Każdemu czasem zdarza się zbłądzić, lecz najważniejsze jest by uczyć się na błędach. — uśmiechnął smutno, dotykając jego czoła.
Fala nienazwanych emocji przeszyła jego ciało.
— Proszę miej oko na Rzeczną Bryzą, nikt jej nie pozostał. — dodał wręcz szeptem.
Liliowy zniknął w tłumie. Na jego miejscu zjawiła się czarna kotka. Aroniowa Gwiazda potrzebował chwili by przypomnieć sobie kto to taki. Żmijowy Język. Automatycznie się zjeżył. To ona chciała pobić Łabędzi Plusk, wtedy Łabędzią Łapę, za przypadkowe przekroczenie granic. Kocica zaśmiała się szyderczo na jego widok.
— Widzę, że Klifiaki nieco poprawiły ci buźkę — syknęła. — Ode mnie z tym życiem otrzymujesz wiarę w to co słuszne. Obyś nie okazał się mysim móżdżkiem zmieniającym zdanie co rusz. — rzuciła, wręcz uderzając go łapą w pysk.
Aronia skrzywił się, powstrzymując się od rzucenia na kotkę. Gdyby nie dziwne kołatanie w brzuchu, pewnie spróbowałby zedrzeć ten pewny uśmiech z pyska kotki.
Liliowy zniknął w tłumie. Na jego miejscu zjawiła się czarna kotka. Aroniowa Gwiazda potrzebował chwili by przypomnieć sobie kto to taki. Żmijowy Język. Automatycznie się zjeżył. To ona chciała pobić Łabędzi Plusk, wtedy Łabędzią Łapę, za przypadkowe przekroczenie granic. Kocica zaśmiała się szyderczo na jego widok.
— Widzę, że Klifiaki nieco poprawiły ci buźkę — syknęła. — Ode mnie z tym życiem otrzymujesz wiarę w to co słuszne. Obyś nie okazał się mysim móżdżkiem zmieniającym zdanie co rusz. — rzuciła, wręcz uderzając go łapą w pysk.
Aronia skrzywił się, powstrzymując się od rzucenia na kotkę. Gdyby nie dziwne kołatanie w brzuchu, pewnie spróbowałby zedrzeć ten pewny uśmiech z pyska kotki.
— Z tym życiem daję ci cierpliwość — wyrecytowała zbyt dobrze znana mu szylkretka.
Położył uszy na sam jej widok. Czemu ze wszystkich znanych mu kotów życia musiały mu dawać te najbardziej wkurzające. Ćmia Łapa dotknęła lekko jego czoła. Lecz zamiast odejść skierowała pysk w stronę ucha Aronii.
Położył uszy na sam jej widok. Czemu ze wszystkich znanych mu kotów życia musiały mu dawać te najbardziej wkurzające. Ćmia Łapa dotknęła lekko jego czoła. Lecz zamiast odejść skierowała pysk w stronę ucha Aronii.
— Wiedziałam! — pisnęła podekscytowana.
Aroniowa Gwiazda spojrzał na resztę przodków w panice. Ci odwrócili wzrok.
— Wiedziałam, że ty i Łabędzi Plusk... — łapa kocura szybko zatkała ten gadatliwy pysk.
Zmierzył dawną uczennicę ostrym spojrzeniem, na co ta wywróciła ślipiami.
— Spadaj — syknął co niej cicho.
Zmierzył dawną uczennicę ostrym spojrzeniem, na co ta wywróciła ślipiami.
— Spadaj — syknął co niej cicho.
Szylkretka niechętnie odmaszerowała, pokazując mu język. Kocur trzepnął ogonem, przypominając akcję jaką mu zrobiła na jednym ze Zgromadzeń.
— Aroniowa Gwiazdo.
Odwrócił się by ujrzeć Śledziowe Futro. Jego pierwszą uczennicę, która dożyła dostania wojowniczego imienia.
— Z tym życiem daję ci odwagę. Korzystaj z niej mądrze, pamiętając, że każdy czyn, nawet ten honorowy, ma jakieś konsekwencję — miauknęła, puszczając mu oczko.
Następnie dotknęła go w czoło. Kolejny dziwny ból przeszedł przez niego ciało. Aroniowa Gwiazda miał wrażenie, że jeszcze jeden Gwiezdny, a na czole będzie miał wypaloną dziurę.
— Aronio. — miękki i spokojny głos zwrócił jego uwagę.
Jego oczy spotkały się z pełnymi zieleni ślipiami. Niedźwiedzie Futro. Speszony Aronia uciekł wzrokiem do łap.
— Aronio. — miękki i spokojny głos zwrócił jego uwagę.
Jego oczy spotkały się z pełnymi zieleni ślipiami. Niedźwiedzie Futro. Speszony Aronia uciekł wzrokiem do łap.
— Z tym życiem daję ci empatię. Pamiętaj, że nie ma nic złego w złości, wszyscy czasem się gubimy, lecz wieczny żal nigdy nie jest dobry. Myśl o swoich współklanowiczach jak o najbliższej rodzinie, nie miej im za złe potknięć. W końcu każdemu się one zdarzają. — dodał ostatnie z lekkim uśmiechem.
Jego nos dotknął lekko czoła kocura. Chwila, o której marzył jako kociak stała się prawdziwa. Czuł jak łapy mu drżą pod ciężarem kolejnego życia. Prawie padł na łapy. Westchnął głośno. Nikt nie mówił, że odbieranie żyć było takie trudne. Ostatni kot zbliżył się. Gdyby nie charakterystyczna potężna sylwetka mógłby jej nie rozpoznać. Już niemal zapomniał jak wyglądała przed wojną z Lisiakami. Pstrągowa Gwiazda stanęła przed nim. Jej futro zdawało się składać z tysiąca drobnych gwiazd. Aroniowa Gwiazda zamilkł, wpatrując się jedynie w kotkę.
Podniósł łeb, by spojrzeć na tłum.
— Nie daj się ponieś chorym ambicją, ani dumie. Nadchodzą niełatwe czasy. Dla wszystkich klanów.
Jego nos dotknął lekko czoła kocura. Chwila, o której marzył jako kociak stała się prawdziwa. Czuł jak łapy mu drżą pod ciężarem kolejnego życia. Prawie padł na łapy. Westchnął głośno. Nikt nie mówił, że odbieranie żyć było takie trudne. Ostatni kot zbliżył się. Gdyby nie charakterystyczna potężna sylwetka mógłby jej nie rozpoznać. Już niemal zapomniał jak wyglądała przed wojną z Lisiakami. Pstrągowa Gwiazda stanęła przed nim. Jej futro zdawało się składać z tysiąca drobnych gwiazd. Aroniowa Gwiazda zamilkł, wpatrując się jedynie w kotkę.
— Witaj, Aroniowa Gwiazdo. Mam nadzieję, że nie rozpieścisz do końca tej bandy pieszczochów. Z tym życiem daję ci siłę. Używaj jej dobrze, w obronie klanu jak i najbliższych. — mruknęła swym chropowatym głosem, dotykając jego czoła.
Aronia poczuł jak dziwna siła wypełnia jego ciało. Pierw skulił się, oczekując bólu, lecz zamiast niego poczuł jedynie dziwne łaskotanie na koniuszku każdego włosa na jego ciele. Spojrzał na Pstrąg, lecz ta jedynie zmroziła go surowym spojrzeniem. Odeszła, by stanąć w tłumie.
— Aroniowa Gwiazdo. — odezwał się któryś z Gwiezdnych. Aronia poczuł jak dziwna siła wypełnia jego ciało. Pierw skulił się, oczekując bólu, lecz zamiast niego poczuł jedynie dziwne łaskotanie na koniuszku każdego włosa na jego ciele. Spojrzał na Pstrąg, lecz ta jedynie zmroziła go surowym spojrzeniem. Odeszła, by stanąć w tłumie.
Podniósł łeb, by spojrzeć na tłum.
— Nie daj się ponieś chorym ambicją, ani dumie. Nadchodzą niełatwe czasy. Dla wszystkich klanów.
* * *
Czy był wstanie utrzymać ciężar jaki na niego spadł?
Coraz bardziej wizja ucieczki z Łabędzim Pluskiem gdzieś daleko była kusząca. Lecz nie mógł się tak zhańbić. Nie mógł pozwolić, by jego imię stało się obrażą.
Coraz bardziej wizja ucieczki z Łabędzim Pluskiem gdzieś daleko była kusząca. Lecz nie mógł się tak zhańbić. Nie mógł pozwolić, by jego imię stało się obrażą.
— Jak było? — zapytał Jesionowy Wicher.
Aroniowa Gwiazda uniósł łeb.
— Męcząco.
Zastępca zerknął w jego kierunku.
— Kogo spotkałeś? — zapytał nieco niepewnie, jakby nie wiedział czy mógł.
Mglista Łapa także nastawiła uszu. Aroniowa Gwiazda westchnął. Jedyne o czym marzył to trafić już do legowiska, a nie pogawędkę o Gwiezdnych.
— Dziwne koty. Większości nie znacie. Za młodzi jesteście. — mruknął szybko, widząc wzrok Jesiona, dodał po chwili. — Twoich rodziców nie spotkałem, ani rodzeństwa.
Mglista Łapa także nastawiła uszu. Aroniowa Gwiazda westchnął. Jedyne o czym marzył to trafić już do legowiska, a nie pogawędkę o Gwiezdnych.
— Dziwne koty. Większości nie znacie. Za młodzi jesteście. — mruknął szybko, widząc wzrok Jesiona, dodał po chwili. — Twoich rodziców nie spotkałem, ani rodzeństwa.
<Jesion?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz