Odsunęła się pospiesznie od szylkretowej kupy futra, kręcąc ze zdenerwowania głową. Czuła się okropnie! Myśl, Zboże, myśl! Zachowywała się jak ostatnia frajerka. Co ona ma? Osiem miesięcy, że odwala takie akcje? Konopia była może i ładna... dobra, była piękna, jednakże to nie powód, by zachowywać się jak porąbana małolata.
Przełknęła ślinę zbierającą się w jej pysku, po czym na prędce odwróciła łeb. Gdyby koty potrafiły się rumienić, to ona przypominałaby maki w rozkwicie. Ochota na schowanie się jeszcze bardziej narastała. Mokre futro, które przylegało do jej ciała, ani trochę nie dawało Zbożu ochłody, sama kotka miała wrażenie, ze zaraz się roztopi niczym sopel lodu. Bąknęła pod nosem, żeby lepiej poszły gdzie indziej, bo kręci się tu dużo mentorów. Konopia skinęła głową na zgodę, co było niemałą ulgą dla bengalki.
— No idź! Bo się spóźnisz! — syn Deszczowej Gwiazdy popchnął ją lekko. Węglowa zrobiła krok w bok, patrząc się pusto w przestrzeń. Nie mogła się ruszyć, ba! Ona właśnie zapomniała, jak się chodzi! Przełknęła zaległą gulę w gardle, poprawiając trzymaną w pyszczku różę.
— Mhm...
— Jak będzie na ciebie długo czekać, to się obrazi i sobie pójdzie!
— Wiem!
— To skoro wiesz, to dlaczego nie idziesz? Mam ci zaserwować kopa?
— Bo się do cholery boję! — wykrzyknęła przyjacielowi prosto w pysk. Wieczornik zamrugał ślepiami, jakby nie wiedząc, co ma powiedzieć. Zboże położyła po sobie uszy, odwracając wzrok. Była wściekła, ale na siebie. Zawsze się chwaliła, jaka to ona nie hej do przodu, a tymczasem gdy przyszła pora udowodnić to w postaci wyznania uczuć, zwyczajnie tchórzyła. Kuliła pod siebie ogon niczym ostatni cykor — A co jeśli mnie wyśmieje? — szepnęła, na zamianę wysuwając i chowając swoje pazury.
— No weź, taką wystrzałową babkę miałaby olać? — tymi słowami trochę podniósł ją na duchu. Oparła głowę na karku przyjaciela, zaś ten przyciągnął ją do uścisku. Kilka głębszych wdechów oraz wsparcie przyjaciela wystarczyło, by uspokoiła się na tyle, aby w końcu zrobić to, co planowała.
— Trzymaj kciuki — miauknęła cicho, zaciskając szczęki na róży, po czym ruszyła przed siebie. Szylkretowej kocicy nie musiała długo szukać, bardzo szybko natrafiła na powracający patrol. Uśmiechnęła się lekko pod wąsem, w kilku susach znajdując się przy kłapouchej. Przywitała ją wesołym miauknięciem, ale odpowiedziało jej tylko niezadowolone "Hej". Ta reakcja zbiła z tropu uczennicę, jednakże nie zrezygnowała.
— Chcesz iść ze mną w jedno fajne miejsce? — machnęła ogonem, wskazując rozległe tereny. Plan był taki, aby dotarły do większego skupiska kwiatów, gdzie mogły oglądać wspólnie gwiazdy.
— Zrobię wszystko, aby uwolnić się od tych nudziarzy — patrol chyba nie przebiegł pomyślnie dla Konopii, jednakże dla Zboża było to jak wielkie zielone światło krzyczące "MASZ SZANSĘ!". Zła szylkretka oznaczała okazję na poprawienie jej humoru! Słysząc jej słowa, skinęła pospiesznie głową. Miauknęła w stronę Poziomka, że idą się jeszcze przejść. Z początku kocur nie był do tego przekonany, jednakże widząc wyraz pyszczka Zbożowej Łapy, zgodził się.
Kotki pognały przed siebie czym prędzej, nie chcąc ryzykować, że czarno-biały kocur zmieni zdanie. Niebo było już niemalże czarne i pierwsze gwiazdy zaczynały się na nim pojawiać. Zbliżały się też nieuchronnie do miejsca wybranego przez węglową.
Zapach słodkich stokrotek dotarł do ich nosów, wywołując lekkie uśmiechy na pyszczkach uczennic. Była lisiaczka rozejrzała się dookoła, jakby nie rozumiejąc, po co tu przyszły.
— To jest to fajne miejsce? — poruszyła zdziwiona wąsami. Zboże przełknęła zbierającą się w jej pyszczku ślinę. Wzięła głęboki wdech, uspokajając szalejące serce.
Podeszła bliżej do calico, próbując zebrać się w sobie i powiedzieć to, co miała zamiar.
— Tak, to jest to specjalne miejsce. Ja... chciałam, żebyśmy... n-no wiesz... P-popatrzyły razem w-w t-te no... Gwiazdy — bąknęła, odwracając wzrok, zaraz jednak przemogła się, by ponownie na nią spojrzeć.
O mało co nie zeszła na zawał. Świetliki latające dookoła nich dodawały koteczce jeszcze większego uroku. Jej zielone niczym trawa ślepka lśniły, odbijając gwiazdy. Miała ochotę dotknąć ją w jakiś sposób, jednakże nie była w stanie się ruszyć. Obserwowała biernie, jak Konopia robi krok w przód. Zalotny uśmieszek zagościł na jej pyszczku. Serce Zbożowej Łapy niebezpiecznie przyspieszyło. Nagły napad gorąca był nieznośny, powoli tłumił głos krzyczący, by uciekała.
— Chciałaś mi coś powiedzieć? — calico zanuciła figlarnie.
Róża upadła na ziemię, by za chwilę zostać zdeptaną. Bengalka oddychała szybko, jakby od tego zależało jej życie. Podejście miała tylko jedno.
— Bo wiesz Konopio... — zaśmiała się cicho, przysuwając swój pyszczek do jej mordki — Lubię cię — szepnęła, pokonując dzielącą ich odległość. Spod na wpół przymkniętych powiek spoglądała na postać przed sobą. Pierwszy pocałunek mogła chyba uznać za udany.
Przełknęła ślinę zbierającą się w jej pysku, po czym na prędce odwróciła łeb. Gdyby koty potrafiły się rumienić, to ona przypominałaby maki w rozkwicie. Ochota na schowanie się jeszcze bardziej narastała. Mokre futro, które przylegało do jej ciała, ani trochę nie dawało Zbożu ochłody, sama kotka miała wrażenie, ze zaraz się roztopi niczym sopel lodu. Bąknęła pod nosem, żeby lepiej poszły gdzie indziej, bo kręci się tu dużo mentorów. Konopia skinęła głową na zgodę, co było niemałą ulgą dla bengalki.
* * *
Westchnęła ciężko, przebierając łapami. Wieczornikowa Łapa poklepał ją po ramieniu, chcąc dodać jakiejkolwiek otuchy. Rudy kocur wiedział doskonale, że tym razem jego przyjaciółka musi poradzić sobie sama. Jego obecność prędzej by wszystko spieprzyła, aniżeli jakkolwiek pomogła. Zbożowa Łapa też to wiedziała, wręcz doskonale zdawała sobie z tego sprawę i właśnie dlatego tak cholernie się bała.— No idź! Bo się spóźnisz! — syn Deszczowej Gwiazdy popchnął ją lekko. Węglowa zrobiła krok w bok, patrząc się pusto w przestrzeń. Nie mogła się ruszyć, ba! Ona właśnie zapomniała, jak się chodzi! Przełknęła zaległą gulę w gardle, poprawiając trzymaną w pyszczku różę.
— Mhm...
— Jak będzie na ciebie długo czekać, to się obrazi i sobie pójdzie!
— Wiem!
— To skoro wiesz, to dlaczego nie idziesz? Mam ci zaserwować kopa?
— Bo się do cholery boję! — wykrzyknęła przyjacielowi prosto w pysk. Wieczornik zamrugał ślepiami, jakby nie wiedząc, co ma powiedzieć. Zboże położyła po sobie uszy, odwracając wzrok. Była wściekła, ale na siebie. Zawsze się chwaliła, jaka to ona nie hej do przodu, a tymczasem gdy przyszła pora udowodnić to w postaci wyznania uczuć, zwyczajnie tchórzyła. Kuliła pod siebie ogon niczym ostatni cykor — A co jeśli mnie wyśmieje? — szepnęła, na zamianę wysuwając i chowając swoje pazury.
— No weź, taką wystrzałową babkę miałaby olać? — tymi słowami trochę podniósł ją na duchu. Oparła głowę na karku przyjaciela, zaś ten przyciągnął ją do uścisku. Kilka głębszych wdechów oraz wsparcie przyjaciela wystarczyło, by uspokoiła się na tyle, aby w końcu zrobić to, co planowała.
— Trzymaj kciuki — miauknęła cicho, zaciskając szczęki na róży, po czym ruszyła przed siebie. Szylkretowej kocicy nie musiała długo szukać, bardzo szybko natrafiła na powracający patrol. Uśmiechnęła się lekko pod wąsem, w kilku susach znajdując się przy kłapouchej. Przywitała ją wesołym miauknięciem, ale odpowiedziało jej tylko niezadowolone "Hej". Ta reakcja zbiła z tropu uczennicę, jednakże nie zrezygnowała.
— Chcesz iść ze mną w jedno fajne miejsce? — machnęła ogonem, wskazując rozległe tereny. Plan był taki, aby dotarły do większego skupiska kwiatów, gdzie mogły oglądać wspólnie gwiazdy.
— Zrobię wszystko, aby uwolnić się od tych nudziarzy — patrol chyba nie przebiegł pomyślnie dla Konopii, jednakże dla Zboża było to jak wielkie zielone światło krzyczące "MASZ SZANSĘ!". Zła szylkretka oznaczała okazję na poprawienie jej humoru! Słysząc jej słowa, skinęła pospiesznie głową. Miauknęła w stronę Poziomka, że idą się jeszcze przejść. Z początku kocur nie był do tego przekonany, jednakże widząc wyraz pyszczka Zbożowej Łapy, zgodził się.
Kotki pognały przed siebie czym prędzej, nie chcąc ryzykować, że czarno-biały kocur zmieni zdanie. Niebo było już niemalże czarne i pierwsze gwiazdy zaczynały się na nim pojawiać. Zbliżały się też nieuchronnie do miejsca wybranego przez węglową.
Zapach słodkich stokrotek dotarł do ich nosów, wywołując lekkie uśmiechy na pyszczkach uczennic. Była lisiaczka rozejrzała się dookoła, jakby nie rozumiejąc, po co tu przyszły.
— To jest to fajne miejsce? — poruszyła zdziwiona wąsami. Zboże przełknęła zbierającą się w jej pyszczku ślinę. Wzięła głęboki wdech, uspokajając szalejące serce.
Podeszła bliżej do calico, próbując zebrać się w sobie i powiedzieć to, co miała zamiar.
— Tak, to jest to specjalne miejsce. Ja... chciałam, żebyśmy... n-no wiesz... P-popatrzyły razem w-w t-te no... Gwiazdy — bąknęła, odwracając wzrok, zaraz jednak przemogła się, by ponownie na nią spojrzeć.
O mało co nie zeszła na zawał. Świetliki latające dookoła nich dodawały koteczce jeszcze większego uroku. Jej zielone niczym trawa ślepka lśniły, odbijając gwiazdy. Miała ochotę dotknąć ją w jakiś sposób, jednakże nie była w stanie się ruszyć. Obserwowała biernie, jak Konopia robi krok w przód. Zalotny uśmieszek zagościł na jej pyszczku. Serce Zbożowej Łapy niebezpiecznie przyspieszyło. Nagły napad gorąca był nieznośny, powoli tłumił głos krzyczący, by uciekała.
— Chciałaś mi coś powiedzieć? — calico zanuciła figlarnie.
Róża upadła na ziemię, by za chwilę zostać zdeptaną. Bengalka oddychała szybko, jakby od tego zależało jej życie. Podejście miała tylko jedno.
— Bo wiesz Konopio... — zaśmiała się cicho, przysuwając swój pyszczek do jej mordki — Lubię cię — szepnęła, pokonując dzielącą ich odległość. Spod na wpół przymkniętych powiek spoglądała na postać przed sobą. Pierwszy pocałunek mogła chyba uznać za udany.
< Konopio? >
o jezuniu >///<
OdpowiedzUsuńO cholllera *///*
OdpowiedzUsuń