Szczawiowy Liść poczuł, jak się w nim gotuje ze wściekłości. Bił ogonem po bokach, wysuwając pazury i jeżąc sierść. Słodki Język uciekła? I do tego zabrała ze sobą Wronkę, Lisiczkę i Kwaśnego? Rozumiał, że nie dogadywała się z Lisią Gwiazdą i dla niego mogła już dawno zwiać. Nie była klifiaczką, nie polowała, więc na co im zdrajczyni pobratymców? Jednak nie mógł pozwolić, żeby zabrała ze sobą kociaki Klanu Klifu! Miejsce tych młodych było przy ojcu, w rodowitym klanie. Szczawik nawet nie umiał znieść myśli, że wychowywali by się w cuchnącym rybami Klanie Nocy.
— Bezmózgu pieprzony, jak to uciekła!? Miałeś ich pilnować! — zamachnął się łapą na wojownika. Miodowa Chmura skulił się pod rozgniewanym spojrzeniem lidera. Szczawik pierwszy raz widział go w takim stanie. Prawdziwa wściekłość zdesperowanego ojca.
— Nie mogła zajść daleko. — mruknął Szczawiowy Liść, spoglądając na wyjście z obozu. Zmrużył oczy. — Pewnie chce zabrać ich do nocniaków.
— Po moim cholernym trupie! — Lisia Gwiazda ruszył w stronę wyjścia. Nawet się nie odwrócił, tylko warknął: — RUSZAĆ DUPY!
Szczawiowy Liść w kilku susach znalazł się na zewnątrz. Przez śnieg było trudniej biec, zatem nie wątpił, że Słodkiemu Językowi może się udać dojść do granicy. Wojownik zacisnął zęby. Nabrał jeszcze większej determinacji, żeby dopaść zdrajczynię.
Ruszył za Lisią Gwiazdą. Miodowa Chmura podążał ramię w ramię ze Szczawikiem, który co jakiś czas przyspieszał, dreptając przez gęsty śnieg, nieprzyjemnie klejący się do łap. Musiał zmrużyć oczy pod wpływem mocnego wiatru. Przywódca Klanu Klifu trzymał dobre tempo. Syn Berberysowej Bryzy z łatwością wychwycił zapach dawnej rybojadki. Mimo mieszkania przez kilka księżyców w Klanie Klifu, wciąż śmierdziała rybami. Skrzywił się. Jak oni mogli jeść te świństwa?
Im byli bliżej, tym woń stawała się silniejsza. Wiatr przywiał zapach Klanu Nocy. Wreszcie liliowy dojrzał ciemne futro karmicielki. Sądząc po warknięciu Lisiej Gwiazdy, on również.
— Oddaj kocięta Słodki Języku!
Wyłonili się z mroku. Szczawiowy Liść dojrzał niemal od razu trójkę poszukiwanych kociąt u boku Słodkiego Języka. Gdyby oddała je po dobroci, zapewne mogłaby uciec bezpiecznie w głąb terenów Klanu Nocy.
— Nie! Prędzej zginę! Jesteśmy już nocniakami! Nie klifiakami! Wychowam je w klanie nocy! Nauczę jakimi potworami są klifiaki!
— Zdrajczyni!
— Po moim trupie!
— Słodki Języku, nie pogarszaj swojej sytuacji!
— Zostaw nas! Dosyć krzywdy już im zrobiłeś! Jesteś potworem!
— Jak nie chcesz po dobroci... to zaraz zobaczysz CO TO ZNACZY KRZYWDA!
— Nie! Proszę nie! NIE!
Wszystko potoczyło się bardzo szybko.
Szczawiowy Liść pierwszy raz widział taką agresję ze strony wujka. Dotąd jego brutalniejsza strona była bardziej... normalna. Kocur jednak nic nie miauknął. Słodki Język nie była już klifiaczką, tylko zdrajczynią, która chciała porwać kocięta lidera. Ufał na tyle Lisiej Gwieździe, że nie wątpił, że innego wyjścia nie było. Razem z Miodową Chmurą trzymali kocięta, żeby nie mogły podbiec do krwawego zajścia. Lisia Gwiazda szarpał jak szmacianą lalką, Słodkim Językiem, aż ta bez życia padła na ziemię, ze skręconym karkiem.
Chwycił za luźną skórę na karku Kwaśnego, podnosząc go z ziemi. Nawet nie spojrzał na ciało dawnej karmicielki, leżące na terenach nocniaków. Bez słowa skierował się za Lisią Gwiazdą. Lisiczka szarpała się w jego pysku, desperacko próbując wrócić do matki.
Wrócili do obozu w takich samych, ponurach nastrojach. Nikt nie miał nic do powiedzenia. Szczawiowy Liść przeczuwał, że prawdziwe kłopoty, dopiero nadejdą...
— Nie mogła zajść daleko. — mruknął Szczawiowy Liść, spoglądając na wyjście z obozu. Zmrużył oczy. — Pewnie chce zabrać ich do nocniaków.
— Po moim cholernym trupie! — Lisia Gwiazda ruszył w stronę wyjścia. Nawet się nie odwrócił, tylko warknął: — RUSZAĆ DUPY!
Szczawiowy Liść w kilku susach znalazł się na zewnątrz. Przez śnieg było trudniej biec, zatem nie wątpił, że Słodkiemu Językowi może się udać dojść do granicy. Wojownik zacisnął zęby. Nabrał jeszcze większej determinacji, żeby dopaść zdrajczynię.
Ruszył za Lisią Gwiazdą. Miodowa Chmura podążał ramię w ramię ze Szczawikiem, który co jakiś czas przyspieszał, dreptając przez gęsty śnieg, nieprzyjemnie klejący się do łap. Musiał zmrużyć oczy pod wpływem mocnego wiatru. Przywódca Klanu Klifu trzymał dobre tempo. Syn Berberysowej Bryzy z łatwością wychwycił zapach dawnej rybojadki. Mimo mieszkania przez kilka księżyców w Klanie Klifu, wciąż śmierdziała rybami. Skrzywił się. Jak oni mogli jeść te świństwa?
Im byli bliżej, tym woń stawała się silniejsza. Wiatr przywiał zapach Klanu Nocy. Wreszcie liliowy dojrzał ciemne futro karmicielki. Sądząc po warknięciu Lisiej Gwiazdy, on również.
— Oddaj kocięta Słodki Języku!
Wyłonili się z mroku. Szczawiowy Liść dojrzał niemal od razu trójkę poszukiwanych kociąt u boku Słodkiego Języka. Gdyby oddała je po dobroci, zapewne mogłaby uciec bezpiecznie w głąb terenów Klanu Nocy.
— Nie! Prędzej zginę! Jesteśmy już nocniakami! Nie klifiakami! Wychowam je w klanie nocy! Nauczę jakimi potworami są klifiaki!
— Zdrajczyni!
— Po moim trupie!
— Słodki Języku, nie pogarszaj swojej sytuacji!
— Zostaw nas! Dosyć krzywdy już im zrobiłeś! Jesteś potworem!
— Jak nie chcesz po dobroci... to zaraz zobaczysz CO TO ZNACZY KRZYWDA!
— Nie! Proszę nie! NIE!
Wszystko potoczyło się bardzo szybko.
Szczawiowy Liść pierwszy raz widział taką agresję ze strony wujka. Dotąd jego brutalniejsza strona była bardziej... normalna. Kocur jednak nic nie miauknął. Słodki Język nie była już klifiaczką, tylko zdrajczynią, która chciała porwać kocięta lidera. Ufał na tyle Lisiej Gwieździe, że nie wątpił, że innego wyjścia nie było. Razem z Miodową Chmurą trzymali kocięta, żeby nie mogły podbiec do krwawego zajścia. Lisia Gwiazda szarpał jak szmacianą lalką, Słodkim Językiem, aż ta bez życia padła na ziemię, ze skręconym karkiem.
Chwycił za luźną skórę na karku Kwaśnego, podnosząc go z ziemi. Nawet nie spojrzał na ciało dawnej karmicielki, leżące na terenach nocniaków. Bez słowa skierował się za Lisią Gwiazdą. Lisiczka szarpała się w jego pysku, desperacko próbując wrócić do matki.
Wrócili do obozu w takich samych, ponurach nastrojach. Nikt nie miał nic do powiedzenia. Szczawiowy Liść przeczuwał, że prawdziwe kłopoty, dopiero nadejdą...
<Lisia Gwiazdo?>
Ojoj, krwawo brzmi :/
OdpowiedzUsuń